07 kwietnia 2014, 14:05 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Artyści nie działają w próżni

Polscy artyści w Wielkiej Brytanii przy współpracy z angielskimi twórcami prezentują kolejną nietuzinkową wystawę – „Expansion of colours”. Tym razem ekspozycja ma miejsce na Borough, gdzie nowoczesność miesza się z duchem dawnych czasów. Ten zakątek Londynu idealnie podkreśla zamysł projektu Rickshaw House Gallery: „exhibiting modern and contemporary art.”

Goście wystawy podczas wernisażu, po prawej stronie autorka instalacji: Joanna Sperryn-Jones / fot. Magdalena Grzymkowska
Goście wystawy podczas wernisażu, po prawej stronie autorka instalacji: Joanna Sperryn-Jones / fot. Magdalena Grzymkowska
Unit 24 to bardzo nietypowe miejsce z ciekawą przestrzenią do zaaranżowania. Ale najbardziej interesujący jest fakt, że jest to galeria sztuki połączona z… pralnią chemiczną.

– Tu normalnie wiszą koszule, poprosiliśmy o ich zdjęcie na wernisaż – mówi Elżbieta Chojak-Myśko, organizatorka wystawy. – Mi osobiście bardzo się podoba takie kreatywne połączenie sztuki z biznesem i przedsiębiorczością. Te dwie rzeczy przecież nie muszę się wykluczać – dodaje.

Dla ludzi przez ludzi

Najnowsza wystawa zaskakuje od wejścia. Pierwszy krok po otwarciu drzwi i… Trzask! Szok! Spojrzenie pod nogi… A pod stopami na niemal całej powierzchni podłogi rozciąga się misterna konstrukcja z białych papierowych rożków ustawionych jeden przy drugim. „Co ja zrobiłem? Cóżem uczyniła? Zniszczyliśmy dzieło sztuki!” – zdają się w pierwszej chwili krzyczeć z przerażeniem zaskoczone twarze odwiedzających. Jednak pod chwili dochodzi do nich myśl, że nie ma innej drogi na wystawę, jak właśnie przez tę niecodzienną instalację. Powoli stąpają dalej, najpierw bardzo delikatnie, niepewnie, jednak każdy krok wywołuje hałas tak, że nie da się przejść niepostrzeżenie. W końcu przestają się przejmować i depczą papierowe kolce, a nawet podskakują i z pewną satysfakcją niszczą dziewicze części tego swoistego „dywanu”, na których nikt przed nimi nie stał.

Praca Ewy Chojak-Myśko / fot. Magdalena Grzymkowska
Praca Ewy Chojak-Myśko / fot. Magdalena Grzymkowska
– Właśnie to interesuje mnie sztuce, moje prace łączy wspólny motyw – zachowania ludzi w procesie niszczenia – mówi autorka projektu „Breaking as making” Joanna Sperryn-Jones. To nie jest pierwsza tego typu instalacja  artystki. Wcześniej w 2007 roku zainspirowana pobytem w Japonii, a także własnymi kontuzjami (złamanie kości dłoni, żeber, obojczyka) stworzyła instancję „Fragility”. Białe powyginane gałęzie, które równie dobrze mogą przywodzić na myśl ludzkie kości, zostały wykonane z delikatnego materiału, który kruszył się przy najmniejszym dotknięciu. Dzieło nietrwałe, ale jakie sugestywne i metaforyczne, dające poczucie ulotności życia i rzeczy nas otaczających. – Innym moim projektem była instalacja ze szkła filmowego, które zachowuje się jak normalne szkoło, łatwo pęka, a drobne, nawet wyglądające na ostre kawałki nie kaleczą. Wykonałam z niego nienaturalnie długie, strzeliste, ale wąskie kieliszki, które ze względu na swoją niewymiarową wysokość były mocno niestabilne. Łatwo było je potrącić i przewrócić, a wtedy szkło i woda, którą były wypełnione,  rozpryskiwały się na posadzce – opowiada Joanna.

Przygotowanie dzieła w Unit 24 zajęło jej tydzień – oczywiście nie bez przerwy, bo artystka oprócz tego, że tworzy własne projekty, pracuje zawodowo w college’u, ale jak wyznała prze ostatni tydzień niewiele co spała. Tymczasem w czasie kilku godzin od otwarcia wystawy praca została „zniszczona”, na białym dywanie z papierowych rożków powstały ścieżki, które pokazywały, jak odwiedzający się poruszali.

Instalacja Joanna Sperryn-Jones w trakcie procesu „niszczenia” / fot. Magdalena Grzymkowska
Instalacja Joanna Sperryn-Jones w trakcie procesu „niszczenia” / fot. Magdalena Grzymkowska
– W tej pracy jej nieodłącznym elementem są ludzie, bo to przecież dla nich tworzymy! Bez nich artyści nie istnieją! Nie działamy w próżni. To jest okazja do obserwacji nie tylko artystycznej, ale też socjologicznej. Poza tym udeptane przez gości papierowe rożki równie tworzą ciekawy efekt – zauważa autorka. Ciekawy – nie tylko dla autora, ale przede wszystkim dla widzów, którzy z zainteresowaniem przyglądali się kształtom powstałym pod podeszwami ich butów.

– Te wzory przypominają mi muszelki – powiedziała jedna z uczestniczek.

– Co za odświeżające wrażenie! Jak chodzenie po śniegu – zachwycał się inny z gości w księdze pamiątkowej. Nie dało się ukryć, że nikt z obecnych czegoś takiego się nie spodziewał.

Ekspansja kolorów

Ale instalacja Joanny Sperryn-Jones nie jest jedyną atrakcją wystawy. Na ekspozycji znajdziemy dużo ciekawej twórczości, między innymi odważne prace Marzeny Kawalerowicz, skandalizującej artystki z Polski, barwne akwarele Elżbiety Lewandowskiej, kolaże Marii Hutton, geometryczne abstrakcje Zbigniewa Nowosadzkiego, imponujące rzeźby – drewniane Alexandry Harley oraz metalowe Jolanty Jagiello – a także instalacje z wykorzystaniem elektryczności Tomasza Myśko. Są też prace Maryli Podarewskiej-Jakubowski, wykonane techniką mixed media. Przykładem jest obraz „Tree of life”, przypominający drzeworyt, który jest tak naprawdę wielokrotnie przetworzonym cyfrowo zdjęciem obrazu wykonanego pastelami.

– Niektórzy porównują go do Dürera, jest to efekt zupełnie niezamierzony – mówi artystka.

Autorki wystawy: Maryla Podarewska Jakubowski, Elżbieta Chojak-Myśko i Barbara Sliz
Autorki wystawy: Maryla Podarewska Jakubowski, Elżbieta Chojak-Myśko i Barbara Sliz

Innymi obrazami zasługującymi na szczególną uwagę są płótna Barbary Sliz, młodej, niezwykle skromnej malarki. Na obrazie „Patient puppet” widzimy piękną tancerkę w trudnej do wykonania pozie, a długie zacieki gęstej farby przez całą długość obrazu wywołują nieodparte wrażenie, jakby obraz krwawił.

– To jest wyraz tego, o czym sobie często nie zdajemy sprawy oglądając taniec, że jest to nie tylko piękna sztuka, ale również ciężka praca, wysiłek, zmaganie się z własnymi słabościami, niedoskonałościami ciała – tłumaczy autorka.

Jest też praca Elżbiety Chojak-Myśko, na przekór trochę tematyce wystawy, przedstawiająca białe pozbawione kolorów płótno z powycinanymi w nich postaciami ludzi.

– Pracę „Look at the Window” wykonałam na wystawę „Inwazja bieli”, aby pokazać młodym artystom, którzy spierali się ze mną, że za pomocą bieli nie można wiele wyrazić. Ta praca udowadnia, że można wyrazić nawet więcej, wykorzystując światło, fakturę materiału i przestrzeń wokół. To wymaga od twórcy większej kreatywności, ale przecież właśnie o to chodzi – kwituje artystka.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_