09 kwietnia 2014, 17:07 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Waleczne Miśki i polscy lotnicy

Połączyły ich wspólne hobby i narodowość. Na obcej ziemi znaleźli ludzi, których pasjonują te same rzeczy, a dodatkowo mówią w rodzimym języku. Są dumni z tego, kim są i skąd pochodzą. Podkreślają to na każdym kroku, również w nazwach organizacji, jakie zakładają.

Jednocześnie  integrują się ze społeczeństwem brytyjskim, pokazując, że Polacy nie tylko pracują „na zmywaku”, lecz mają do zaoferowania dużo więcej. Drużyna koszykarska ze Szkocji, Ediburgh Soldier Bears oraz klub miłośników paralotniarstwa, Grupa 303 to formacje dowodzące tego, że jak Polak chce, to potrafi.

Miśki walczą o piłkę w edynburskiej lidze / fot. Magdalena Grzymkowska
Miśki walczą o piłkę w edynburskiej lidze / fot. Magdalena Grzymkowska

Ku chwale żołnierza Wojtka

Tylko na parkiecie edynburskich hal sportowych piłkę „do kosza” kozłują… Miśki. I to nie byle jakie. Waleczne Miśki, a dokładnie Edinburgh Soldiers Bears, czyli polska drużyna koszykarzy w szkockiej lidze. Krzysiek Chuchra był jednym z pomysłodawców założenia drużyny. – Mój zacny kolega Grześ Szewerda, obecnie sekretarz drużyny, którego nazywamy KierowMisiem, zarezerwował salę w Ainslie Park dla paru osób do grania rekreacyjnego. Nikt wtedy nie myślał o zakładaniu drużyny. Mi bardzo brakowało uporządkowanej gry i dlatego do nich dołączyłem. Czując dobrą atmosferę oraz widząc potencjał od niemal samego początku, mówiłem o stworzeniu teamu – mówi.

Nawiązanie do niedźwiedzia Wojtka, żołnierza Wojska Polskiego z okresu II wojny światowej jest ewidentne. Nawet na koszulkach w logo drużyny widzimy tę postać, inspirowaną pomnikiem, jaki niedługo stanie w Edynburgu. – Pomysł na nazwę drużyny wyłonił się niemal naturalnie z dyskusji publicznej na temat historii Wojtka. Stał się on ostatnio niemal symbolem Polonii w Szkocji. Wiele drużyn NBA ma w nazwie dzielnego zwierza, więc uznaliśmy, że Wojtek jest najbardziej walecznym niedźwiedziem, jakiego znamy oraz godnym symbolem dla polskiej drużyny grającej w Szkocji. Osobiście zależało mi, żeby za nazwą stało coś więcej – tłumaczy Krzysiek.

Najmłodszy zawodnik ma 27 lat a najstarszy 36. W zasadzie mało kto znał się wcześniej. Udało się im zebrać poprzez fora polonijne oraz przekaz ustny. Na dzień dzisiejszy w drużynie jest 10 zawodników. Celowo utrzymywana jest taka liczba, ponieważ graczom udało nam się sformować drużynę z własnych środków i zależy im na tym, żeby wszyscy zawodnicy mieli równy udział w rozgrywkach. Trenują dwa razy w tygodniu wspólnie oraz każdy indywidualnie w miarę możliwości. Opłaty ponoszą z własnej kieszeni, ale w przyszłości planują poszukać wsparcia finansowego, żeby rozwinąć drużynę, przygotować się na awans do 1. ligi oraz zakupić nowy sprzęt.

Miśki ćwiczą "kozła" przed meczem / fot. Magdalena Grzymkowska
Miśki ćwiczą "kozła" przed meczem / fot. Magdalena Grzymkowska

– Wszyscy kochaliśmy koszykówkę od dziecka, oglądając po nocach rozgrywki NBA, a następnie próbując wypatrzone zagrywki na szkolnych i klubowych boiskach. Koszykówka to piękny sport mający długą tradycję w Polsce. Granie w Szkocji jest dla nas kultywowaniem pasji do gry, tradycji oraz pamięci takich ludzi jak Boris Szifris oraz formą integracji ze Szkotami poprzez wspólne członkostwo w lidze – opowiada Krzysiek.

Drużyna jest obecnie na etapie poszukiwania trenera – wcześniejszy nie spełnił ich oczekiwań, a nie da się ukryć, że przydałaby się osoba, która równie kocha „grę w kosza”, ale która również potrafiłaby ujarzmić temperamentnych Słowian.

– Niestety nie udało nam się jeszcze znaleźć odpowiedniej osoby – to jest nasz priorytet na obecną chwilę. Po cichu liczę na to, że kiedyś uda się założyć sekcję dla dzieci i kobiet. W końcu to, co robimy to forma działalności polonijnej o sporym zainteresowaniu. Jesteśmy na drugim miejscu w Division 2, „grozi” nam awans do 1. ligi – kwituje Krzysiek, który w przeszłości uprawiał różne sporty i zachęca wszystkich do wszelkiej aktywności fizycznej, dzięki której przy okazji można poznać wielu ciekawych ludzi, entuzjastów tej samej dyscypliny. – Fajnie jest mieć paczkę podobnych zapaleńców do siebie – nie tylko na boisku ale i poza! Jeżeli ktoś chce grać i szuka ludzi do gry to niech będzie pewien tego, że jest więcej takich jak on. To jest wyłącznie kwestia pojawienia się na polskich forach internetowych oraz gotowość na przyjęcie roli organizatora. Wiem, że jest więcej takich drużyn w UK, np. Belfast Hussars, w której gra mój serdeczny kolega Maciek Bator – sumuje.

Zdobywcy podniebnych przestworzy Anglii

– Paralotniarstwo daje poczucie nieporównywalnej wolności, niezależności i bliskości z naturą, uczy też pokory wobec niej jednocześnie zapewniając niezapomniane przeżycia. Latanie pomiędzy szczytami gór za pomocą wyłącznie wznoszących prądów powietrznych… Czego można więcej chcieć? – mówi z rozmarzeniem o swoim nietypowym hobby Michał Wojciechowski, prezes Grupy 303. Na pytanie jak to się stało, że Polacy – miłośnicy paralotniarstwa mieszkający w Wielkiej Brytanii nagle spotkali się w jednym miejscu i postanowili coś zrobić razem, nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć.

Na zdjęciu członkowie Teamu zawodniczego odbierają medale w 2013r Włochy Pieve d'Alpago / fot. Ewa Korneluk-Guzy
Na zdjęciu członkowie Teamu zawodniczego odbierają medale w 2013r Włochy Pieve d'Alpago / fot. Ewa Korneluk-Guzy
– To było tak dawno temu, że chyba już nikt tak naprawdę nie pamięta kto, gdzie i z kim się spotkał i jak wpadliśmy na pomysł założenia klubu. Ja osobiście przyjechałem do UK na początku 2005 i jako początkujący pilot świeżo po kursie szukałem miejsc, gdzie tutaj się lata. Tak poznałem moich pierwszych paralotniowych przyjaciół. Zaczęliśmy umawiać się telefonicznie na wyjazdy, między innymi do Walii, gdzie są lepsze warunki do uprawiania tego sportu. W niedługim czasie było nas kilkanaście osób. W roku 2007 roku została założona strona, która miała usprawnić komunikację, umawianie się na wyjazdy i udostępnić informację na temat konwersji uprawnień paralotniowych na te akceptowane na wyspach – wspomina Michał.

Paralotniarze z Polski postanowili przyjąć nazwę Grupa 303 by uczcić pamięć bohaterów polskiego Dywizjonu 303 – najlepszego dywizjonu myśliwskiego walczącego w Bitwie o Anglię.

– Polscy piloci w UK? skojarzenie było oczywiste, proste i zarazem upamiętniające polskich lotników biorących udział w zmaganiach II wojny światowej – mówi Michał.

Obecnie grupa liczy koło 60-70 aktywnych członków. Od początku działalności co roku przybywa ok. 10 nowych osób. Od roku 2010 Klub został oficjalnie zarejestrowany w BHPA (British Hang Gliding and Paragliding Association).

Polscy lotnicy walczą w przestworzach... zdjęcie wykonane podczas lotu na zawodach paralotniowych na Słowenii, Kobarid / fot. Michał Wojciechowski
Polscy lotnicy walczą w przestworzach... zdjęcie wykonane podczas lotu na zawodach paralotniowych na Słowenii, Kobarid / fot. Michał Wojciechowski
– Po kilku latach istnienia chcielibyśmy brać bardziej czynny udział w działaniach społeczności paralotniowej w UK. Istnieje tu bardzo prężne środowisko i naturalnym rozwojem naszego klubu była rejestracja w BHPA. Umożliwiło to nam między innymi uczestnictwo w lidze Cross Country UK pod jednym szyldem. Praktycznie każdy z nas jest również członkiem któregoś z lokalnych angielskich klubów, gdzie najczęściej latamy. Płacąc składki partycypujemy w kosztach utrzymania startowisk, wynajmu ziemi, na której się znajdują, parkingów itd. Członkostwo w BHPA zapewnia również ubezpieczenie OC wymagane przez właścicieli, lub zarządców ziemi, skąd startujemy i nad którymi latamy. BHPA ponadto wymaga pewnych standardów działania i struktury klubów; nasza rejestracja ułatwiła nam rozwój – tłumaczy Michał.

Chociaż mówi się, że jest to bardzo bezpieczny sport, to jednak wśród „laików” latanie wciąż wzbudza lęk. Jednak zdaniem Michała, ryzyko urazu nie jest duże. – Przez większość czasu podczas lotu znajdujemy się na bezpiecznej wysokości nad ziemią. W naszej krótkiej historii mieliśmy kilka złamanych kończyn czy zwichnięć, średnio raz na dwa lata – dodaje.

Zdaniem ekspertów z Grupy 303, najlepsze warunki do uprawiania tego sportu w Europie panują w Alpach, przez to Francja, Włochy czy Słowenia są przez nich najczęściej odwiedzane. Organizacja wypraw jest zawsze oddolna, zainteresowani sami umawiają się gdzie i w jakim terminie pojadą. Zależnie od dostępnych warunków mieszkają w pokojach gościnnych, domkach kempingowych czy namiotach.

– Jest wiele miejsc w Europie, gdzie istnieje infrastruktura paralotniowa; przygotowane startowiska, lądowiska, transport itd., reszta zależy tylko od nas samych… Jeździmy również wspólnie na zawody, na których to organizatory zapewniają całą otoczkę – dodaje Michał.

Ale latanie to nie wszystko. W tym roku kilku członków Grupy 303 zaprojektowało i wyprodukowało urządzenie do nawigacji i logowania przelotu z wyświetlaczem typu E-Ink (jak e-reader, Kindle, Kobo, etc.) o nazwie G303 GPS. Poza tym organizowane są regularne spotkania klubowe w różnych częściach Londynu. – Szykujemy się powoli na rozpoczęcie sezonu zawodniczego w Europie. Na pewno nasz Team weźmie udział w Polish Paragliding Open i British Open – mówi Michał i zachęca wszystkich zwolenników mocnych wrażeń do odbycia tzw. „Taster Day”, gdzie zainteresowani mają możliwość zapoznania się ze sportem. –  Jednakże prawdziwy smak tej przygody bez uprzedniego szkolenia, można doświadczyć lecąc w tandemie z doświadczonym pilotem. Później pozostaje już tylko zapisać się na szkolenie – podsumowuje.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_