22 kwietnia 2014, 11:35
Bez liftingu

I Ukraińcy mają swoje miesięcznice, odkąd w „czarny czwartek”, na kijowskim Majdanie zginęło 77 osób. To był 20 luty, doszło do najbrutalniejszych starć w dotychczasowej historii rosyjskiej agresji na Ukrainie. Piotr Apolinarski, niezależny fotoreporter, który współpracuje z polską agencją FORUM, kursując między Londynem, a Kijowem, zrobił na ulicach tego miasta tysiące zdjęć. Wybór kadrów tworzy wystawę, której inauguracja odbyła się 28 marca w Ambasadzie RP w Wielkiej Brytanii.

Na jednym ze zdjęć tituszka z pistoletem w dłoni, zbir wynajęty przez ludzi Janukowycza, przywieziony do Kijowa, aby prowokować. Sanitariusze. Kobiety rozmawiające z milicjantami, którzy odgradzają się od nich lufą karabinu. Kobieta biorąca zamach, by rzucić kostką wyrwaną z chodnika.

20 lutego padł rozkaz, aby milicja otrzymała broń z ostrą amunicją. Ówczesny szef MSW twierdzi, że rozkazywał nie on. Apolinarski, tak jak inni fotoreporterzy utrwalał to, czemu zaprzeczały ówczesne władze tego kraju i do czego nie przyzna się putinowska Rosja. Fotografował snajperów. Mierzyli w głowy i serce, strzelali, żeby zabić. Rząd Jaceniuka twierdzi, że byli najemnikami z Rosji. Rosja odrzuca oskarżenie i odpowiada: niech obarczy ono wasze sumienie. Istnieje nagranie dialogu między snajperami, rzeczoznawcy oceniają, że w ich języku nie ma śladu mowy ukraińskiej, słychać wyłącznie czysty język Rosjan. Anszlus Krymu i niepokój na podpalanym przez prorosyjskie bojówki Wschodzie to elementy tego samego procesu, ale dzisiaj, na ulicach wokół Majdanu, bruk kładziony jest już na nowo. W kulisach toczy się śledztwo.

***

Susan Sontag, wybitna analityk zjawisk społecznych XX wieku, pisała o „estetycznym konsumpcjonizmie”, który stał się nałogiem naszej cywilizacji. Jesteśmy „narkomanami obrazu”, chorymi na to, by patrzeć. Aby przebudzić sumienia, staramy się aby nas dostrzeżono, ale nie usłyszano, bo rzadko kto chce dzisiaj słuchać. Słowa wytłuc się jednak nie da, ale cóż warta komunikacja, którą opętał chaos informacyjny? Skończył się prymat logiki, więc z powodzeniem udaje się likwidować funkcję pojmowania. Informacja, poprzez swoje szalone upowszechnienie, stanowi główne narzędzie manipulacji, utrzymuje się z żołdu propagandy i służy dziś odwracaniu znaczenia pojęć. Fakty, naświetlone w określony sposób i wystawione na żer interpretacji, często gubią swoją jednoznaczność. Cywilizacja zachodnia osiągnęła szczyt swego rozwoju, czarne nazywając białym, a wojnę konfliktem. I jest to na rękę nie tylko tym, którzy manipulują informacją. Człowiek nowej ery pragnie oddalenia w świat wykreowany, ucieka od sytuacji, które naruszają jego sferę komfortu i wydobywają ze stuporu niezrozumienia. Tymczasem fotograficzny obraz uderza jasnością. Nie da się przed nim uciec i co najważniejsze: zapada głęboko w pamięć, jest cierniem, gdyż rodzi podejrzenie współodpowiedzialności za to, czego się nie robi, czego się nie broni i za czym się nie obstaje. Fotografia jest tym środkiem przekazu, który potrafi nie kłamać.

W 2010 roku pierwszą nagrodę konkursu Grand Press Photo zdobyło zdjęcie Tomasza Woźnego, przedstawiające masowe mogiły na Haiti. Woźny tłumaczył swoje moralne prawo do wykonania tego zdjęcia – jego kontekstem. Mówił o ciążącej na fotoreporterze odpowiedzialności. Widzi śmierć, jest jej świadkiem, dlatego oddaje głos tym, których go pozbawiono.

James Nachtwey, amerykański fotoreporter wojenny tak tłumaczy konieczność pokazywania śmierci: „Musimy na to patrzeć. Mamy moralny nakaz by na to patrzeć. I robić co tylko możemy. Bo jeśli nie my, to kto? (…) Trudno przekonać ludzi do tematów, które mają znaczenie i które nie dają ucieczki od rzeczywistości, ale usiłują wciągnąć ludzi głębiej w tę rzeczywistość. Tak, by przejęli się czymś więcej, niż oni sami.”

W obliczu całkowitej dowolności rodzajów ludzkiego upodlenia, z którymi bez trudu możemy zapoznać się przez internet, zarzucanie fotografii dokumentalnej, iż przekracza jakieś granice, jest tylko jedną z odsłon hipokryzji, która jest domeną współczesnej kultury. Hipokryzją zastąpiliśmy więzy wstydu, zrzucone jako przestarzałe i ograniczające wolność jednostki, a wystarczy spędzić sobotnią noc w centrum Londynu, by z bliska obejrzeć degrengoladę tego, co nazywamy człowieczeństwem. Mimo iż ludzka cielesność w cywilizacji zachodniej nie przynależy już do sfery sacrum, obrazy, które pokazują fotoreporterzy, wzbudzają odruch protestu. Szokują. Czy nie dlatego, że pokazują marność życia, którego tajemnicę człowiek pragnie odebrać Bogu? Europejczycy uczą się rozporządzać śmiercią, doświadczenie cierpienia, które człowieka buduje, zostało odrzucone jako stan opisywany wyłącznie w kategoriach negatywnych. Im więcej mówimy o usuwaniu cierpienia, tym lepiej się ono mnoży, nigdy dotąd nie handlowano człowiekiem tak, jak obecnie.

Fotoreportaż zaczął swoją karierę od śmierci, pokazując egzekucję ludzi, którzy przygotowali zamach na Abrahama Lincolna. Moment nakładania sznurów, wiszące ciała, tłumek dostojników pod parasolami i chłopiec, przyglądający się martwym złoczyńcom. Śmierci te skrywa woal, głowy bandytów owinięto białymi szmatami. Fotografie te zostały wykonane w 1865 roku.

Piotr Apolinarski na gorąco umieszczał swoje fotografie z Majdanu Niepodległości, w największym społecznym medium, jakim jest facebook. Jak żaden inny środek przekazu, potrafi tysiące ludzi zaangażować dla dobrej, albo złej sprawy. Dla wielu stanowi łatwiejszy środek komunikacji, niż rozmowa na żywo. Mnoży tak zwanych przyjaciół. Propaguje bezeceństwa i szlachetne idee, rodzi grupy wsparcia i umacnia w nas potrzebę plotkowania o tych, których nie znamy. Facebook żyje dysputą, współtworzy tzw. „rzeczywistość wirtualną”. W jej ramy, Apolinarski wkładał obrazy rzeczywistości realnej, wojennej, chętnie przez oddalonych od niej internautów, komentowanej. Na ogół wyrazami wsparcia, a nawet podziwu. Kiedy jednak pokazał śmierć, komentatorzy odwrócili od niej wzrok. Bo zgon bojownika Majdanu był taki, jak na wojnie, odarty z dostojeństwa. Rozłożony na chodniku, z otwartymi oczyma, których jeszcze nikt nie zdążył zamknąć, przeciągnięty z miejsca, w którym go dosięgł, rozchełstany, brudny i pokrwawiony. Oburzeni widokiem zgonu bez retuszu, w autobusie, po kolacji i w salonie, facebookowcy walili w autora moralitetami o nieprzekraczaniu granic. Fotograf śmiał pokazać realną śmierć, w nierealnym świecie. A przecież śmierci nie ma, bo jak może być, skoro jest lifting?

Elżbieta Sobolewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_