23 kwietnia 2014, 18:47
Na PUNO machnięto ręką

Konferencje Kwietniowe PUNO dedykowane są pamięci Ryszarda Kaczorowskiego. Odbywają się od czterech lat, jako swoiste upamiętnienie tragedii smoleńskiej, w której straciliśmy dwóch prezydentów: tego, który stał na czele ojczyzny i tego, który był ostatnim symbolem jej ciągłości na obczyźnie. Temat Konferencji Kwietniowej 2014 brzmiał: „Szkolnictwo polskie w Ameryce Północnej, Ameryce Południowej i w Australii”. Polski Uniwersytet Na Obczyźnie zorganizował ją we współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim i była zarazem częścią projektu badawczego „Szkolnictwo polskie poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej od roku 1918”, który PUNO realizował przez trzy lata. Teraz pozostaje nam oczekiwać publikacji sążnistego raportu, który w wyniku analizy tak ogromnego zagadnienia winien stanowić niezastąpione kompendium wiedzy. Czy będzie miał szansę na publikację oraz upowszechnienie? Może w to wątpić każdy, kto miał szansę zapoznać się z wystąpieniem prof. Haliny Taborskiej na 49. Posiedzeniu Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, 12 listopada 2013 roku.

Dla popularyzacji, mało uświadomionego w kraju dorobku uchodźstwa niepodległościowego, ów projekt badawczy, który zainicjowała rektor PUNO, prof. Taborska, może być cenny. Nie tylko o dorobek minionych pokoleń w nim chodzi, bo przecież hasło badań nie zamyka się klamrą żadnej daty, a jedynie datą 1918 roku – otwiera. Przedsięwzięcie PUNO dotyczy więc również współcześnie wykonywanej pracy na rzecz utrzymania polskości w kolejnych pokoleniach Polaków. Był i jest to trud gigantyczny, o czym najlepiej wiedzą rodzice, którym nie jest obojętne, czy ich dzieci nie ugrzęzną w problemach spowodowanych wykorzenieniem. Czy rodzice ci byli na tej konferencji obecni? Niestety nie. W sobotę, 12 kwietnia, audytorium liczyło dwadzieścia, może trzydzieści osób, a w tym samym czasie odbywała się konferencja Polskiej Macierzy Szkolnej, na temat zarządzania polską szkołą sobotnią w Wielkiej Brytanii. Ta niemożność pogodzenia terminów wydarzeń, skierowanych do tego samego odbiorcy, to nie pierwszy taki wypadek w POSK-u. W obrębie jednego „domu”, instytucje, którym przyświeca ten sam cel, realizują niemal tożsamą misję, nie potrafią ze sobą konstruktywnie współpracować. A gospodarz, nie chce czy też nie potrafi skutecznie pełnić roli koordynatora działań pod jego dachem się odbywających, chociaż z definicji winien się tym zajmować.

Tworzenie sprawnie i wizjonersko działającego systemu naczyń połączonych to umiejętność, którą polska społeczność emigracyjna być może kiedyś posiadała, ale dzisiaj na pewno zatraciła. Idea zachowania polskości w sercach kolejnych pokoleń, rodzących się poza krajem, charakteryzowała się jednością w wielości, była dalekosiężną. Cel, światło w tunelu, stanowiła nadzieja na odzyskanie niepodległości, najpierw związana z marzeniem o powrocie. Kiedy przetrwało ono już tylko u nielicznych, przeszło metamorfozę. Skupiono się na tym, aby dzieci mówiły po polsku, chociaż trochę. Znały główne tradycje, święta narodowe i nie były całkiem na bakier z Kościołem. Marzenie o powrocie minęło po kilku dziesiątkach lat życia poza Polską, stopniowo dobijała je zresztą świadomość faktu, iż kresowiacy i tak nie będą mieli dokąd wracać. PRL był tworem znanym z oddali, a więc obcym. Dlatego jak obcych traktowano tutaj przybyłych „stamtąd”, mentalnie odmienionych już rodaków. Tym mniej mogli liczyć na akceptację, iż posądzani byli, nie bez podstaw zresztą, o emigrację funkcyjną, pseudo-emigrację, służącą rozbijaniu, zbudowanej na przekór reżimowi, wspólnoty. Wysiłek niezłomnych włożony w wychowanie urodzonych na obczyźnie dzieci, zaowocował w przypadku jednostek, ale nie pokolenia. Można powiedzieć, że poszedł na marne i że było to nieuchronne. Nie bez znaczenia jest fakt, iż nasza europejska cywilizacja i podstawy, na których wzrosła, zaczęły kruszeć w momencie gdy Europejczycy wybrali drogę rozwoju spod znaku „mieć”, a nie „być”.

Coś z definicji, wychowawczej porażki emigracji niepodległościowej, można odnaleźć w wykładzie profesora Witolda Chmielewskiego z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Wygłosił go w pierwszym dniu Konferencji Kwietniowej, a dotyczył fenomenu polskiej kolonii Santa Rosa w Meksyku (1943 – 1946). Profesor, pod koniec swego referatu, powiedział: „W wielkim skrócie, pragnę stwierdzić, że działalność oświatowo-wychowawcza w tym osiedlu przybrała bardzo duże rozmiary, była bardzo różnorodna, intensywna, w duchu patriotycznym, religijnym, które łączono z wychowaniem narodowym i obywatelskim. Rezultaty tego wychowania w znacznym stopniu zostały zaprzepaszczone. Większość młodzieży z polskich szkół znalazła się w USA”. Co dalej? Pozostawił słuchaczom w domyśle. Ulegli asymilacji.

Po roku 1989, emigracja jeszcze niepodległościowa, ale tylko w przypadku jednostek nadal niezłomna, nie wiedziała już, co ją łączy. Ciut wcześniejsze, obecne przecież i tutaj nurty poparcia dla Solidarności, wykształciły jedynie powiązania biznesowo-towarzyskie, ale nic więcej. Wsparcie finansowo-bytowe, udzielane tutaj wybranym opozycjonistom, a potem tak znanym dzisiaj politykom, jak Radosław Sikorski, pozostawiły tylko prywatne długi wdzięczności, stanowią zresztą trop zbyt świeży, a może mało poprawny politycznie, aby zbadany został należycie przez historyków, czy opisany przez dziennikarzy. Praca organizacji Medical Aid for Poland Fund, która woziła do Polski stanu wojennego leki, sprzęt szpitalny i powielacze, zbudowała pewien pomost między krajem i Polakami w Wielkiej Brytanii, ale jest to nurt społeczny, o którym wiedzą nieliczni.

Duch społecznej działalności oczywiście istnieje wśród nas, ale zatomizowany. System naczyń połączonych nie ma spoiwa. Kraj jest suwerenny, choć jego obserwatorzy z Wysp nie rozumieją, dlaczego tylu zeń ucieka. Do nurtu „zarobkowego” dołączył drenaż mózgu, do tego większość obecnych polskich maturzystów również deklaruje, nie rozważa, lecz deklaruje – chęć wyjazdu. Rządy w Polsce zniosły dla nas podwójne opodatkowanie, oferują naszym emigracyjnym dzieciom internetowy podręcznik, kursy doszkalające dla nauczycieli szkół sobotnich i puste, pozbawione treści, kampanie reklamowe powrotów. Polski Uniwersytet na Obczyźnie jest jedną z tych nielicznych już, najstarszych emigracyjnych instytucji, która jeszcze walczy o przetrwanie. Polska, odradzająca się z popiołów, nigdy go realnie nie zaakceptowała, dlaczego? Być może z powodu chłodnej kalkulacji. Istniejąc na gruncie bogatej Wyspy, winien umieć sobie poradzić, a skoro się tego nie nauczył, to czego może nauczyć kogokolwiek?

12 listopada 2013 roku, w Senacie RP, rektor Taborska tak przemawiała: „Po przeszło pół wieku trudnej historii i chlubnej tradycji niepodległościowej Polski, Uniwersytet na Obczyźnie w Londynie stał się w połowie lat dziewięćdziesiątych terenem dramatycznych decyzji, koniecznych zmian statutowych i niepomyślnych prób włączenia się w środowisko akademickie suwerennej Polski. (…) Czym jest dziś w polskim świecie akademickim PUNO? Jest wygnańcem, tak jak był nim przez pięćdziesiąt cztery lata Polski komunistycznej. Nie istniejemy w żadnym spisie uniwersytetów, rejestrze czy choćby liście polskich placówek naukowo-badawczych. Czyżby nie było woli politycznej, aby zasłużonej instytucji szkolnictwa wyższego utworzonej przez rząd II Rzeczypospolitej umożliwić legalną koegzystencję z uczelniami III Rzeczypospolitej? Niedawno pojawiliśmy się w artykułach polskich dziennikarzy pogardliwie odnoszących się do tytułów i stopni naukowych PUNO, popartych wkrótce oświadczeniem ministerialnym, że istotnie nie istniejemy w żadnych rejestrach akademickich Polski czy Wielkiej Brytanii, a nasze stopnie akademickie nie są uznawane w Polsce, czyli tak naprawdę nas nie ma”.

Na konferencji 12-13 kwietnia obecna była, wśród zaproszonych gości, m.in. senator Barbara Borys-Damięcka z Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, która zna problemy PUNO. Zostały one przedyskutowane podczas wspomnianego wyżej posiedzenia. Było ono w całości dedykowane uniwersytetowi. W listopadzie 2013 roku, prof. Taborska zwróciła się z apelem o pomoc komisji w uzyskaniu stałej dotacji państwa polskiego na działalność naukową i infrastrukturę PUNO.

W 2012 roku powstał w Londynie Polski Ośrodek Naukowy, będący wspólnym przedsięwzięciem UJ i PUNO. W latach 2012 – 2013 został dofinansowany z MSZ, raczej symboliczną kwotą, ponad 3500 tys. zł. Rektor Taborska poinformowała Senat, że z racji współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim podejmowane były wspólne inicjatywy, ale w ramach kwoty wyasygnowanej przez MSZ – PUNO nie otrzymało ani grosza.

Elżbieta Sobolewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_