19 sierpnia 2014, 14:51 | Autor: admin
„Wrocław – miasto, które łączy” JP II

We Wrocławiu byłam po raz pierwszy w 1967 roku. Były to nasze pierwsze wakacje w Polsce od wojny. Odwiedzaliśmy wtedy rodzinę, której de facto nie znaliśmy, gdyż nasze losy wojenne były zupełnie inne. Matka nasza pochodziła ze Lwowa i duża część jej rodziny, zmuszona powojenną sytuacją polityczną, osiedliła się albo w Gliwicach, albo właśnie we Wrocławiu. Lwowiacy, znani z doskonałego poczucia humoru i miłości do swego miasta rodzinnego, próbowali w tych miastach odtworzyć specyficzną atmosferę ich ukochanego, a utraconego Lwowa.

Hala Ludowa i imponująca fontanna / fot. Aleksandra Podghorodecka
Hala Ludowa i imponująca fontanna / fot. Aleksandra Podghorodecka
Wrocław nie zrobił na nas wtedy szczególnego wrażenia, choć oczywiście pierwsze kontakty z rodziną były wzruszające i radosne. Miasto jednak było ponure, zniszczone, zaniedbane.

Od tamtych, dawnych już przecież lat, odwiedziłam Wrocław jeszcze parę razy. Ostatni raz byłam osiem lat temu, kiedy miasto wyraźnie wracało do pełnego, europejskiego życia. Rozkopane szosy czy bruk Starego Miasta, rusztowania przy remontowanych kamienicach, nowe sklepy, lepsze drogi – wszystko wskazywało na to, że niedługo miasto stanie się jednym z piękniejszych miast Polski.

I tak się stało rzeczywiście. Dzisiejszy Wrocław to miasto piękne, czyste, zadbane, bardzo europejskie. Polecieliśmy do Wrocławia w małym gronie przyjaciół w ramach poznawania współczesnej Polski. Odkąd przestałam urządzać wycieczki dla większej grupy osób, jeździmy w małym gronie znajomych, chcąc w ten sposób kontynuować zasadę wspólnego zwiedzania.

Mieszkanie na samym Rynku, wynajęte drogą internetową, umożliwiło nam zwiedzanie na piechotę najciekawszych zabytków starego Wrocławia, choć, jako poważnym emerytom, przysługiwały nam darmowe przejazdy miejskie.

Krasnoludek na lampie / fot. Aleksandra Podhorodecka
Krasnoludek na lampie / fot. Aleksandra Podhorodecka

Czteropokojowy apartament w zabytkowej kamienicy na Rynku miał okna wychodzące na plac i na pomnik Aleksandra Fredry, przywieziony ze Lwowa w 1956 r., które stale nam przypominał o więziach łączących te dwa miasta. Jadąc do Wrocławia, nie mieliśmy żadnego konkretnego planu zwiedzania. Strona internetowa poświęcona miastu podsunęła nam kilka pomysłów – uniwersytet, opera, Ostrów Tumski, rynek, parę kościołów – to podstawowe obiekty turystyczne. Planowaliśmy je odwiedzić, pierwsze jednak godziny poświęciliśmy nasiąkaniu atmosferą tego miasta, błądząc po wąskich uliczkach wokół Rynku, zaglądając do kościołów, sklepików, kawiarenek.

Odrestaurowany rynek we Wrocławiu jest po prostu piękny. Każda kamienica inna, kolorowa, zadbana, często z rzeźbionymi detalami, utrzymywana przez prywatnych właścicieli, którym zależy na pięknym wyglądzie starówki. To przecież ich turystyczna wizytówka! Rynek tętni życiem o każdej porze dnia – doświadczyliśmy tego na własnej skórze! Spotykają się tam artyści, muzycy, żonglerze; krążą zagraniczni turyści, którym oddani przewodnicy opowiadają historię miasta; wycieczki szkolne; spotykają się znajomi.

Rynek wrocławski jest jednym z największych w Polsce, a w jego centrum znajdują się wrocławskie sukiennice oraz ratusz, które uchodzi jako jeden z najwybitniejszych dzieł gotyckiej i renesansowej architektury. Rozpoczęto budowę tego obiektu w XIII wieku i wznoszono go etapami w latach 1290-1504. Wykończono go w XVII w. Ma więc swoją bogatą historię

Z rynkiem sąsiaduje drugi plac – jakby przedłużający sam rynek – tzw. Plac Solny, na którym kiedyś handlowano solą, a dzisiaj zasługuje na nazwę Placu Kwiatowego, gdyż przez całą dobę można tu nabyć piękne kwiaty. Wyjeżdżając z Wrocławia o czwartej rano w dzień naszego odlotu faktycznie widzieliśmy otwarte stragany i zaspanych sprzedawców.

W jednym rogu rynku znajdują się dwie charakterystyczne budowle, zwane Jaś i Małgosia, połączone kamiennym łukiem pod którym przechodzi się, aby stanąć przed kościołem św. Elżbiety Węgierskiej. Kościół ten, do 1945 r. był jednym z ważniejszych kościołów ewangelickich Wrocławia i posiada wiele zabytków sztuki sakralnej, pięknie odnowiony dwukolorowy dach, witraż św. Jana Pawła II i wieżę widokową, z której jest panoramiczny widok na miasto. Niestety trzeba się na nią wspinać krętymi schodami w narożnej baszcie, toteż ze względu na sędziwy wiek, zrezygnowaliśmy z tej atrakcji, obiecując sobie, że skorzystamy z windy w katedrze św. Jana na Ostrowie Tumskim.

Katedra św. Jana / fot. Aleksandra Podhorodecka
Katedra św. Jana / fot. Aleksandra Podhorodecka
Po zdeponowaniu bagaży w naszym staromiejskim apartamencie – z pięknym widokiem na Rynek i  tłum rozbawionych turystów – pospieszyliśmy do budynku Opery Wrocławskiej na sztukę Mozarta „Wesele Figaro”. Do opery idzie się ul. Świdzińską, najbardziej reprezentacyjną i najstarszą ulicą Wrocławia. Budynek opery zbudowano w połowie XIX wieku, według projektu niemieckiego architekta. Zbudowany w klasycznym stylu imponuje pięknym wystrojem wnętrza; w dodatku wysoki poziom wykonawców zapewnił wrocławskiej operze opinię jednego z czołowych i najbardziej nowoczesnych teatrów operowych w Polsce. Na nas również zrobił bardzo pozytywne wrażenie, był to więc miły początek naszego krótkiego pobytu we Wrocławiu.

Podczas tych paru dni, dzięki uprzejmości znanego nam muzyka z opery, zwiedziliśmy najważniejsze obiekty tego ciekawego miasta. Poprowadził nas szlakiem turystycznym, zaczynając nasz spacer od Uniwersytetu Wrocławskiego. Bardzo ciekawe budynki uniwersyteckie pochodzą z XVIII wieku i mogą poszczycić się unikalną Aulą Leopoldyńską – niestety, mimo kilkakrotnych wizyt, nie udało nam się zaliczyć tej sali, gdyż stale była zajęta. Rok akademicki wprawdzie dobiegał końca, ale jeszcze się nie skończył i reprezentacyjna aula była w stałym użyciu. Nie udała nam się aula, ale zwiedziliśmy jezuicki kościół, który uchodzi za najwspanialszą barokową budowlę Wrocławia, a znajduje się tuż przy uniwersytecie. Nie robi jednak tak imponującego wrażenia, mimo swej przebogatej historii, gdyż ciemne wnętrze nie zostało jeszcze oczyszczone i odnowione.

Wrocław, prawie jak Wenecja, położony jest nad wieloma kanałami, rzeczkami i dopływami Odry i posiada ponad sto mostów i kładek, które łączą obie części miasta oraz liczne wysepki. Takie miasto na wodzie robi urokliwe i romantyczne wrażenie, zwłaszcza gdy świeci słońce, odbija się tęczą kolorów w toni wodnej i błyska kłódkami – świadkami miłości par nowożeńców – na moście Tumskim. A wieczorami jest pięknie podświetlone.

Z terenu uniwersyteckiego przeszliśmy mostem na Ostrów Tumski, do najstarszej dzielnicy miasta, gdzie znajduje się katedra św. Jana Chrzciciela, pierwsza gotycka budowla w Polsce oraz surowo wyglądający kościołów Najświętszej Marii Panny. Przed kościołem stoi pomnik metropolity wrocławskiego kardynała Bolesława Kominka, który był pomysłodawcą listu biskupów polskich do biskupów niemieckich opublikowanego w 1965 r. Przesłanie listu, zawarte w zdaniu: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” stało się podstawą do pojednania pomiędzy Polską a Niemcami – szczególnie ważną w takim mieście jak Wrocław.

Spacerowało się bardzo przyjemnie po wysepkach Ostrowa. Maj to miesiąc kwiatów i zieleni, pięknie odbijającej się w toni wodnej otaczającej wyspy. Przyjemnie też było patrzeć na porządek panujący w mieście. Ulice, ścieżki, place i klomby są regularnie sprzątane przypominając przechodniom, że mają dbać o czystość swego miasta. I widać, że mieszkańcy Wrocławia poważnie traktują to przesłanie, szanując pracę innych. Na wałach widać było pozostałości zniszczeń spowodowanych powodzią z przed kilku lat. Urząd miasta pracuje jednak nad tym, aby zabezpieczyć miasto przed powtórką takiej tragedii.

Rzeźby na ulicy / fot. Aleksandra Podhorodecka
Rzeźby na ulicy / fot. Aleksandra Podhorodecka
Jadąc do Wrocławia wiedzieliśmy, że jednym z obiektów turystycznych, który musi się znaleźć w naszym programie to Panorama Racławicka. 8-10 lat temu byliśmy z wycieczką na Krymie i w Sewastopolu mieliśmy okazję zwiedzić ich Panoramę przedstawiającą walki podczas wojny krymskiej w 19 wieku.  Panorama ta była dla nas szczególnie ciekawa, gdyż przedstawiała przebieg bitwy ze strony wojsk rosyjskich dla których siły alianckie – Anglia, Francja i Imperium Ottomańskie – były odwiecznym wrogiem. Budynek w którym umieszczona była Panorama, był dość oryginalny.

Panorama Racławicka zrobiła jednak na nas imponujące wrażenie. Pamiętam jako dziecko jak nasza mama opowiadała nam o tej wspaniałej Panoramie, która miała honorowe miejsce w jej ukochanym, przedwojennym Lwowie. Angielski malarz Robert Baker w XVIII w. opatentował sposób malowania obrazów na półokrągłym czy cylindrycznym płótnie. Obrazy panoramiczne, przedstawiające widoki miast i krajobrazy, a także sceny batalistyczne i religijne, szybko zdobyły popularność w Europie i Ameryce. Wznoszone były specjalne budynki do eksponowania panoram. Powstanie kina spowodowało jednak upadek popularności tej formy malarskiej.

Panorama we Wrocławiu cieszy się jednak nadal ogromną popularnością. Została namalowana przez lwowskiego malarza Jana Styka, aby uczcić setną rocznicę powstania kościuszkowskiego. Do współpracy zaprosił on krakowskiego malarza Wojciecha Kossaka oraz pejzażystę Ludwika Bollera. Przez niecały rok pracowali – razem z dziewięcioma mniejszej sławy malarzami – nad panoramą, którą udostępniono zwiedzającym 5 czerwca 1894 r.

Tematem Panoramy jest bitwa, która rozegrała się pomiędzy dowodzoną przez Tadeusza Kościuszkę powstańczą armią polską i dwiema kolumnami armii rosyjskiej. Obrazy są tak realistycznie namalowane, że momentami trudno jest rozróżnić gdzie się kończy obraz, a gdzie zaczynają rekwizyty aktualne.

Przez pięćdziesiąt lat Panorama była tłumnie odwiedzana przez mieszkańców Lwowa i odwiedzających miasto gości. Niestety, podczas bombardowania w 1944 r. płótno zostało częściowo uszkodzone. Na szczęście udało się je zwinąć i umieścić na przechowanie w klasztorze bernardynów. W 1946 r. zostało przewiezione do Wrocławia, gdzie przez kolejne 20 lat przebywało w Muzeum Śląskim. W 1967 roku zbudowano rotundę Panoramy Racławickiej i po długich latach pracy konserwatorskiej w 1985 r. nastąpiło otwarcie Panoramy. Bardzo nam się podobała, choć mieliśmy uczucie, że zbyt szybko wprowadzają kolejne wycieczki i trzeba opuszczać teren nie nacieszywszy się w pełni wszystkimi aspektami tego dzieła.

Hala Stulecia / fot. Aleksandra Podhorodecka
Hala Stulecia / fot. Aleksandra Podhorodecka
Kolejnym miejscem we Wrocławiu, które przyciąga turystów i nas również zainteresowało to Hala Stulecia wybudowana na początku XX wieku według projektu Maxa Berga. Jest ona chyba najbardziej znanym obiektem architektonicznym Wrocławia. Nowatorstwo żelbetonowej konstrukcji oraz ogrom kopuły, największej od czasów Panteonu, przyczyniły się do zgłoszenia obiektu do wpisania na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Obecnie Hala Stulecia jest nowoczesnym obiektem sportowo-widowiskowym. Położona w Parku Szczytnickim została wybudowana w setną rocznicę zwycięstwa nad wojskami napoleońskimi pod Lipskiem, a w 1948 r. z okazji Wystawy Ziem Odzyskanych powstała przed halą 96-metrowa iglica.

Wybraliśmy się tramwajem w stronę Parku Szczytnickiego, nie tyle po to, aby obejrzeć halę, co wieczorne widowisko, gdyż przed halą jest ogromny zespół wodny i kolorowe fontanny tryskają wysoko w górę, falując do taktów muzyki. Musieliśmy trochę poczekać – przy kawie – gdyż widowisko rozpoczyna się dopiero, gdy się ściemni; efekt wtedy jest najlepszy. I rzeczywiście było na co patrzeć – granatowe niebo nad nami, łagodny wiosenny wieczór, piękna muzyka i tańczące, kolorowe fontanny. Powrót do miasta, w tłumie rozbawionych, towarzysko nastawionych Wrocławian był bardzo sympatyczny. A następnego dnia powróciliśmy w to miejsce, aby zwiedzić Ogród Japoński i szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiliśmy na festiwal sztuki regionalnej, kosztując różne domowe wypieki i trunki, i podziwiając przy tym występy zespołów folklorystycznych.

Załapaliśmy się również na nowy film dokumentarny o Powstaniu Warszawskim, który właśnie wszedł na ekrany kin we Wrocławiu w 70. rocznicę powstania.

Jednym z ciekawszych elementów turystycznych Wrocławia to setki krasnoludków, które stały się symbolem miasta. Spacerują po Rynku, zapraszają do sklepów, klęczą przy kościołach, studiują przy uniwersytecie, zwisają z lamp i łażą po mostach. Wykonane z brązu i mocno przytwierdzone do ziemi nie znikają! Dla młodszych turystów to wspaniała zabawa: szukanie krasnoludków. A jest ich we Wrocławiu chyba ponad sto.

Nasza krótka wizyta dobiegała końca. Z żalem opuszczaliśmy miasto, które wywarło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Ma czym zaimponować turystom, których ogromne rzesze przewijały się przez miasto, choć sezon turystyczny jeszcze się nie rozpoczął na dobre. Polecam.

Aleksandra Podhorodecka

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_