02 września 2014, 14:30 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Jak przeglądanie się w lustrze

Konfraternia Artystów Polskich w Wielkiej Brytanii zaprosiła do współpracy kolejny talent. Wybitna skrzypaczka Maria Włoszczowska, którą można było usłyszeć m.in. w BBC Radio 3, wystąpi w POSK-u 3 września. O swojej miłości do muzyki, ale też polskiej literatury i historii rozmawia z Magdaleną Grzymkowską.

Czy słyszała pani swoje wykonanie Mozarta w BBC Radio 3?

– Dowiedziałam się o transmisji od taty, który przypadkiem słuchał wtedy BBC Radio 3 w Polsce. Słuchałam potem powtórki audycji w internecie, byłam szczęśliwa i dumna, ale było to zupełne zask
oczenie!

To właśnie ojciec zaraził panią miłością do muzyki?

– W domu zawsze słuchało się dużo muzyki. Moi rodzice nie są muzykami, ale mają wielu przyjaciół muzyków, stąd zawsze podpatrywałam jak dzieci znajomych zaczynały naukę gry na instrumentach. Podobno patrzyłam na nie jak zaczarowana i od początku najbardziej chciałam grać na skrzypcach, więc rodzice posłali mnie do szkoły muzycznej im. Szymanowskiego w Warszawie. Rodzice zawsze byli melomanami, tata miał (do tej pory ma) nieskończoną liczbę płyt i puszczał mi mnóstwo nagrań od jazzu przez rock’and’roll do muzyki klasycznej – dzieciństwo wpłynęło w wielkim stopniu na mój gust i zainteresowania muzyczne.

Szczególne miejsce w moim życiu zajmuje muzyka kameralna. Nie wyobrażam sobie bez niej działalności jako muzyk. To dzięki współpracy z ludźmi, dzięki konfrontacji osobowości i pomysłów, człowiek uczy się wiele o sobie, rozwija się, ponieważ patrzy na utwór oczami, a raczej „uszami” innych. Często w wyniku takich konfrontacji powstają niezwykłe interpretacje, do których artysta na własną rękę nigdy by nie doszedł. Dla mnie jest to najbardziej satysfakcjonująca forma wykonywania muzyki i pracy nad utworami i zawsze niezmiernie się cieszę, gdy w kalendarzu mam wiele dat wypełnionych muzyką kameralną. Kilka dni po recitalu w POSK-u mam szczęście wybrać się do Kornwalii na Open Chamber Music w Prussia Cove. Na siedem dni wspaniali muzycy z całego świata spotykają się tam, z dala od zgiełku codziennego życia, aby pracować nad utworami kameralnymi; najważniejszym celem nie jest wykonanie wszystkich utworów na koncercie, a sam proces wspólnego odkrywania dzieł i podchodzenia do nich ze świeżym umysłem – atmosfery, jaką tworzą muzycy i ten piękny zakątek świata, nie da się do niczego porównać…

Zawsze pociągała mnie muzyka dawna i planuję znaleźć więcej czasu na odkrywanie tej sfery. Bardzo chciałabym włączyć w moje życie koncertowe także skrzypce barokowe oraz współpracę z fortepianami z epoki w repertuarze sonatowym.

Skończyła pani Akademię Muzyczną w Warszawie. Jednak dyplom polskiej uczelni pani nie wystarczył i postanowiła pani wyjechać na studia do Royal Academy of Music… Dlaczego? Czy w Polsce nie ma szkoły, w której mogłaby Pani rozwijać swój talent? A może polski dyplom ma na świecie mniejsze znaczenie?

– Podczas nauki w Polsce nauczyłam się bardzo wiele, miałam w Warszawie wspaniałego profesora, Jana Staniendę, który był otwarty na mnóstwo pomysłów i kierował moim rozwojem w sposób spontaniczny i wolny od dogmatów, co sprawiło, że miałam możliwość poszukiwania własnego głosu. Myślę, że dla każdego muzyka w którymś momencie przychodzi chwila, kiedy najlepiej jest opuścić strefę bezpieczeństwa i sprawdzić się na nieznanych wodach. Znajdywanie się w odmiennych środowiskach i wśród nowych ludzi stymuluje kreatywność, bez której rozwój jest niemożliwy.

Polski dyplom magisterski ma tę samą wartość co dyplom angielski. Studia magisterskie w Royal Academy of Music w Londynie były dla mnie szansą na kontynuację nauki u Maxima Vengerova, a także na poznanie nowych ludzi, nowej kultury, sceny artystycznej. Ukończenie studiów magisterskich w Londynie z pewnością ułatwi mi rozwinięcie działalności koncertowej w Anglii, na której bardzo mi zależy. Wielka Brytania w dniu dzisiejszym jest w samym centrum muzycznego świata. Można tutaj poznać wiele stylów, osobowości, jest mnóstwo rodzajów aktywności artystycznej, które są dla mnie bardzo atrakcyjne. To miejsce jest kopalnią doświadczeń, jeśli podejdzie się do niego z otwartym umysłem.

Ma pani na swoim koncie wiele nagród, m.in. pierwsza nagroda w Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Michaila Elsky’ego w 2013 roku w Mińsku oraz aż 5 nagród podczas XIV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu. Która z nich ma dla pani największe znaczenie?

– Największy wpływ na moje życie miała nagroda specjalna, którą otrzymałam na Konkursie Wieniawskiego od Maxima Vengerova, którą były prywatne lekcje z nim. Od tamtej pory moje życie potoczyło się w kierukach, których nigdy wcześniej bym się nie spodziewała. Sama możliwość regularnej pracy z Vengerovem była niezwykle wartościowa. Dzięki niemu wyjechałam także do Brukseli i teraz jestem w Londynie. Byłam także bardzo wdzięczna za nagrodę za najlepsze wykonanie sonaty Bacha na Konkursie Wieniawskiego. Bach ma szczególne miejsce w moim sercu. Gusta bardzo się różnią jeśli chodzi o interpretację Bacha i nie sposób zadowolić wszystkich słuchaczy. Zawsze staram się pozostać wierna swojej intuicji i to, że mój przekaz okazał się przekonujący, pomimo różnych opinii o stylu wykonawczym, było wielką nagrodą.

Koncertowała pani w wielu prestiżowych miejscach i przed publicznością różnej narodowości. Który z występów wspomina pani najmilej?

– Trudno wybrać jeden koncert, każde doświadczenie było inne… Z pewnością na zawsze zapadnie mi w pamięci ostatni majowy występ w Wigmore Hall. Jest to sala, w której zawsze marzyłam zagrać, chodzę tam na koncerty kiedy tylko mogę, często kilka razy w tygodniu. Występowanie w niej jest przywilejem dla każdego artysty. Sala ma niezwykłą akustykę i wyjątkową, intymną atmosferę, a publiczność przychodzi tam na koncerty z pełnym zaufaniem, że jakość występów jest najwyższej klasy. Czuć ogromną odpowiedzialność, kiedy wchodzi się na scenę, ale sala w magiczny sposób dodaje skrzydeł. Relacja ze słuchaczami jest w dziwny sposób bardzo prywatna. Był to jeden z najbardziej inspirujących koncertów w moim życiu. Miałam szczęście współpracować ze wspaniałą pianistką, Sophią Rahman, z którą znalazłyśmy szczególne porozumienie.

Kolejnym pani sukcesem jest nagranie płyty. Czy nagranie płyty dla muzyka instrumentalnego to trudne zadanie?

– Nagraliśmy komplet sonat kościelnych Mozarta z Maximem Vengerovem w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Jest to świetna sala do nagrań, pracował z nami wspaniały reżyser dźwięku. Było to moje pierwsze profesjonalne nagranie – doświadczenie nie mogło być lepsze niż z Maximem Vengerovem. Nagrania były wyczerpujące, ale nauczyłam się prawdopodobnie więcej niż podczas całego roku, dzięki koncentracji i poradach ze strony Maxima, a także możliwości odsłuchu. Było to trochę jak przeglądanie się w lustrze.

Często pani wspomina Maxima…

– Bo współpracowanie z takim muzykiem jak Maximem Vengeovem jest bardzo cennym przeżyciem – jest on zawsze wyjątkowo profesjonalny i inspirujący. Philippe Graffin jest zupełnie inną osobowością – zawsze spontaniczny, czarujący, czasem ma szalone pomysły, nigdy nie można się przy nim nudzić. Współpracę z Rogerem Chase’em wspominam przede wszystkim jako świetną zabawę i tworzenie muzyki w sposób wyrafinowany i z wielkim szacunkiem dla partnerów. Od każdego z tych muzyków –   i od wielu, wielu innych – nauczyłam się wiele o muzyce, o sobie i o współpracy.

Do Wielkiej Brytanii przyjeżdża bardzo wielu muzyków. Jednak nie wszystkim się tutaj udaje. Dużym obciążeniem dla nich są wysokie koszty nauki i życia w Londynie. Pani akurat miała ten przywilej trzymała pani stypendium MKiDN, ale niektórzy nie mają takiego wsparcia… Co mogłaby Pani doradzić początkującym muzykom, stawiającym pierwsze kroki na angielskiej, nie zawsze przyjaznej ziemi?

– Rzeczywiście koszty życia i nauki w Londynie są bardzo wysokie. Londyn jest jednak na tyle pociągającym, energetycznym i inspirującym miejscem, że wiele osób decyduje się na związanie z nim życia i pracy. Jest tu wiele możliwości zawodowych w przeróżnych formach – orkiestry, zespoły kameralne, nauczanie, recitale… Scena artystyczna w Anglii cały czas rośnie i istnieje na wysokim poziomie nie tylko w największych ośrodkach artystycznych, ale i w mniejszych instytucjach, także w wymiarze prywatnym, na mniejszą skalę, co wydaje mi się niezwykle cenne. Zachwyca mnie w Anglii gotowość muzyków do spotykania się i czytania muyki kameralnej ‘a vista’, czyli bez przygotowania, tylko dla zabawy. Jest to zwyczaj, który nie jest aż tak głęboko zakorzeniony nigdzie indziej. Takie spontaniczne spotkania są świetną możliwością poznawania nowych ludzi, muzyków pracujących w Londynie, i często wynika z nich wiele innych kolaboracji i projektów.

Czy to, że jest pani Polką wpływa w jakiś sposób na pani muzykę?

– Oczywiście! Mimo że sporo podróżowałam, mieszkałam w kilku miejscach w Europie i czuję jakby każdy zakątek na świecie mógł być domem jeśli tylko wokół mam bliskich mi ludzi, to moja rodzina, wykształcenie i źródła są z Polski. Ukształtowało mnie to w ogromnym stopniu  dorastanie wśród polskiej literatury, muzyki, teatru… Miałam wspaniałą polonistkę w szkole, która zaraziła mnie miłością do literatury i teatru – do dziś bardzo tęsknię za warszawską (i nie tylko) sceną teatralną, była to spora część mojego życia kiedy mieszkałam w Warszawie. Jestem przekonana, że słowo mówione i pisane, retoryka języka, historia, lokalne zwyczaje, znajomość muzyki ludowej i tego, jak wpłynęłą ona na współczesą muzykę polską, to wszystko kształtuje wrażliwość na pewne rzeczy, być może często sama nie jestem świadoma, jak bardzo!

Czego można się spodziewać po najbliższym pani Koncercie przy Kawie?

– Wszystkie utwory, które zagramy z Nicolą są mi bardzo bliskie. Prezentują także dużą różnorodność i myślę, że doskonale ukazują wiele form współpracy skrzypiec i fortepianu. Zawsze pociągała mnie wizja duetu w recitalu jako prywatnej rozmowy – mam nadzieję, że uda nam się przekazać coś z tej atmosfery intymności i że koncert będzie dla słuchaczy miłym i bogatym przeżyciem.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_