09 września 2014, 17:30 | Autor: Katy Carr (Tłum. Monika Skowrońska, red. Elżbieta Sobolewska)
Moja droga cz. I

Czemu pragniesz uczyć się języka polskiego, a tak właściwie po co chcesz mówić po polsku? Przecież jesteś Brytyjką, władasz wspaniałą angielszczyzną i cała twoja kariera piosenkarki i kompozytora winna się rozwijać w świecie anglosaskim, więc na co ci ta polskość? A na dodatek, skąd to twoje szczególne zainteresowanie wydarzeniami z historii Polski z II wojny światowej? Dlaczego akurat ten okres tak dalece wpływa na twoją twórczość?

Z jednej strony może dziwić, że osoba o angielskim imieniu i nazwisku chce poznać język polski (o gramatyko zlituj się nade mną!), śpiewa i pisze piosenki po polsku, i tak często występuje w Polsce lub na organizowanych za granicą imprezach, poświęconych polskiej historii. Z drugiej strony, pytania tego typu są dla mnie niezrozumiałe i nawet przykre. Przyznam, że w takich momentach opadają mi ręce, bo jak sensownie odpowiedzieć w krótkiej rozmowie, czy kilkusekundowej migawce w mediach? Wiem, że ci ludzie są mi przyjaźni. Wiem, że zależy im na upamiętnianiu historycznych rocznic, bo w przeciwnym razie nie byłoby ich na obchodach. Ale proszę mi powiedzieć, dlaczego miałabym się różnić, w jakikolwiek sposób, od każdego innego Polaka?

Jestem po matce Polką. Urodziłam się w Nottingham, ale pierwsze pięć lat dzieciństwa spędziłam w Polsce, mówiąc tylko po polsku. Ojciec mój jest Brytyjczykiem o angielsko-szkockich korzeniach co bardzo sobie cenię i z czego jestem dumna.

Gdy miałam 5 lat „wyrwano” mnie z mojej polskości. Powrót do Wielkiej Brytanii został tak przez rodziców zorganizowany, że w jednej chwili stałam się Angielką. Koniec z polskością!

Minęło wiele czasu, zanim zrozumiałam, że uczucia które mnie gnębią, prześladują i zasmucają to właśnie ta przymusowo narzucona utrata mojej polskości. Czułam się zagubiona, jakby oszukana, nie wiedząc czego mi brakuje i czego szukam.

Janusz Gołuchowski, żołnierz generała Maczka, prezes Stołecznego Środowiska 1 Dywizji Pancernej, w rozmowie z autorką, Warszawa, 1 sierpnia. / Fot. Grzegorz Rogiński
Janusz Gołuchowski, żołnierz generała Maczka, prezes Stołecznego Środowiska 1 Dywizji Pancernej, w rozmowie z autorką, Warszawa, 1 sierpnia. / Fot. Grzegorz Rogiński

Często zastanawiam się, jak ułożyłoby się moje życie i jak zostałabym ukształtowana gdybym wzrastała w polskości. Gdy objeżdżam z występami szkoły, zazdroszczę dzieciom, których rodzice za wszelką cenę pragną zachować i krzewić w nich polską tożsamość. Widzę też, że człowiek może z własnej woli chcieć się wykorzenić i stać się kimś innym. Jest to jednak proces bezskuteczny. Nie da się swoich korzeni wyrwać, gdyż w sercu pozostaje po nich wielka dziura. A w pewnym, nieprzewidzianym momencie, nagle dusza i serce powracają do tego, co najbliższe…

W Anglii zaczęło się angielskie życie, angielska szkoła, angielskie koleżanki, więzi z angielską rodziną. Z początku jeździliśmy jeszcze do rodziny zamieszkałej w kraju, ale bardzo szybko nadszedł dzień, kiedy znienacka i wyjazdy te się skończyły. Moją biografię i przeżycia dzielę z wieloma dziećmi o mieszanym pochodzeniu. Dziecko ulega tej kulturze, w której dane jest mu rosnąć. Moja Polska, ta z dzieciństwa, to same magiczne wspomnienia: góry, w których mieszkała moja Babcia Joanna, wydawały mi się tak wysokie, że bałam się, iż zabraknie mi tchu. Pamiętam Babci głos, jej góralską wymowę, a przede wszystkim jej śpiew. Od góralskich piosenek po patriotyczne – śpiewała bez przerwy. To, jaki jest człowiek, można odnaleźć także w jego głosie, a Babci głos był głęboki i melodyjny. Jest najpiękniejszym skarbem, który mogła mi przekazać, choć wtedy tego nie rozumiałam.

Polska z moich wspomnień to krajobraz, łąki, żniwa, morze, architektura; to chwile beztroski i dzikiej zabawy, wędrowanie po górskich łąkach, zbieranie jeżyn i przydrożnych borówek. A przede wszystkim to Maciek, nasz koń o rudawej blond grzywie, który ciągnął wóz z sianem. Siedziałam na jego grzbiecie, bawiąc się tą grzywą i przyśpiewując mu do ucha aby mu nie było za smutno.

Tym słonecznym promieniom przeszkadzały od czasu do czasu czarne chmury. Ta czerń ujawniała się, tu i tam. Dziury z kul i pocisków na budynkach. Matka, wysyłająca rodzinie w Kraju paczki z podstawowymi rzeczami, już nie mówiąc o przejeździe przez tyle granic w drodze do Polski. Bardzo się bałam na granicy ze wschodnimi Niemcami jak i przy przekraczaniu granicy polskiej. Spokojna i bezpieczna czułam się dopiero wtedy, gdy widziałam z okna samochodu pierwsze świerki. Pamiętam dobrze, jak krewni mojej matki stali od świtu w kolejkach po chleb lub mięso. Całe ich życie układało się wokół tych kolejek. Pamiętam, jak chcieli kupić pralkę. Podzielili się na dyżury wystawania w kolejce, trwało to miesiąc, a gdy przyszła ich kolej zakupu, pralek zabrakło.

Mama kupowała mi angielską czekoladkę „Mars bar” lub Coca-Colę w Peweksie za dolary lub funty. Pamiętam, jak przejeżdżaliśmy samochodem z naklejką GB przez polskie wsie, a dzieci wybiegały z domów i biegły za nami, póki mogły. Widziałam, jak ludzie pożądali ubrań z Zachodu i czułam, że życie w Polsce było jednak inne od życia w Wielkiej Brytanii. Polska była moim prywatnym schronem, w którym zawsze byłam mile widziana i goszczona, ale trzymałam go w wielkiej tajemnicy przed moim angielskim otoczeniem.

W wieku pięciu lat zaczęłam szkolne angielskie życie. Miałam bardzo mocny polski akcent, gdy mówiłam po angielsku. Bardzo mnie to krępowało i wyostrzało moją nieśmiałość. Nauczycielka, pani Ilsley, widząc, że jest mi trudno budować koleżeńskie więzi, zajęła się mną i od razu zapisała do szkolnego chóru. Nie opuściłam ani jednej próby. I już rok później wystąpiłam solo, w imieniu szkoły, na festiwalu w Kettering z piosenką „My Dog Spot”. Zdobyłam nagrodę, przyznam, że jedną z wielu w ciągu lat szkolnych. Tak się zaczęła moja wędrówka z piosenką. W wieku 14 lat pisałam już piosenki dla naszych szkolnych musicali.

Ciągle jednak czegoś mi brakowało, choć bardzo kochałam swoją muzykę. Chciałam być sobą, ale przyznam, że nie wiedziałam dokładnie na czym by to miało polegać. O polskiej szkole, harcerstwie, ani o innych polskich organizacjach nic nie wiedziałam i nie znałam żadnych polskich dzieci. A kiedy ojciec zabrał mnie na pokazy lotnicze do RAF Duxford, otworzył się przede mną nowy świat. W jednej chwili postanowiłam stać się pilotem i to nie byle jakim, tylko pilotem myśliwca! Zaczęłam połykać książki związane z lotnictwem, nie popuściłam żadnego zdjęcia czy ilustracji samolotu Spitfire, godzinami oglądałam filmy z lat wojennych, szczególnie tam, gdzie rozgrywała się akcja lotnicza. Odkryłam postacie Amelii Earhart, Amy Johnson, asów z Bitwy o Wielką Brytanię. Aż dotarłam do Dywizjonu 303. Naturalnie zaciągnęłam się do kadetów czyli do Air Training Corps (ATC).Tu nauczyłam się latać, poświęcając temu każdy weekend. Spotykaliśmy pilotów RAF, jak i weteranów, jeździliśmy po różnych lotniskach. Nauczyłam się strzelać i obchodzić z bronią. Podczas czołowych kadeckich zawodów strzeleckich zdobyłam z nagrodę „Cadet 100”. Dotarłam do najwyższego stopnia „Warrant Officer” w swojej jednostce, zdobywając licencję na szybowiec, jak i tzw. PPL czyli Private Pilot’s Licence. Przy okazji pokonałam wszystkie trzy etapy programu księcia Edynburga i złotą nagrodę wręczył mi sam książę w Pałacu Św. Jakuba. Więc nic dziwnego, że moja grupa muzyczna nosi nazwę „Katy Carr and the Aviators”.

Moją ambicją było zostać oficerem RAF. Do tego były mi potrzebne studia, więc zapisałam się na wydział muzyki komercyjnej na Uniwersytecie Westminsterskim, gdzie bardzo szybko zrozumiałam, że moim przeznaczeniem jest jednak świat muzyki. Długo mogłabym opisywać studia, karierę i okazje, które przydarzyły mi się wtedy i spotykają mnie do tej pory. Ale nie jest to temat na tę chwilę. Pozwolę sobie tylko wspomnieć, że miałam wielkie szczęście do profesorów i muzyków, którzy mnie uczyli lub na mnie wpływali. Były to prawdziwe tuzy w dzisiejszym świecie muzyki.

Naturalnie zażarcie pisałam piosenki. Wydałam trzy albumy: w 2001 pod tytułem „Screwing Lies”, w 2003 „ Passion Play” i w 2009 „Coquette”. Między 2003 a 2009 rokiem nie próżnowałam, zakładając Klub Kruków, który miał folkowy charakter  i gdzie występowała m.in. Amy Winehouse. Album „Coquette” został nominowany do London Music Awards w 2012 r. Jest bardzo bliski mojemu sercu, gdyż poświęciłam go pamięci mojej angielskiej babci, Dorothy Carr. Opowiadała mi godzinami o wojnie i potańcówkach z lotnikami. Często powracała do swoich ulubionych, ówczesnych szlagierów, ucząc mnie śpiewać i grać przeboje Gracie Fields, George’a Formby i Dame Very Lynn. Godzinami oglądałyśmy filmy z Fredem Astaire i Ginger Rogers, a że uwielbiam styl tamtych lat, Babcia podarowała mi całą swoją garderobę i kapelusze z lat 40.

W 2009 r. doszło do wydarzenia, którego nie podejrzewałam o to, że tak dalece ukierunkuje moje życie i przywróci moją zagubioną i wyciszoną polskość. Na wakacjach w Kraju zobaczyłam w telewizji fragment programu o ucieczce czterech więźniów z Auschwitz, którzy zbiegli samochodem komendanta obozu. Nie wiedziałam czy w ogóle dobrze zrozumiałam. Po powrocie do Anglii nie mogłam sobie tej historii wybić z głowy. Wszędzie szukałam wzmianek o tych wydarzeniach, ale jakoś nie mogłam wejść na ich trop. Aż nagle odkryłam, że jeden z tych bohaterów żyje. Napisałam po angielsku piosenkę pt. „Kommander’s Car” i skontaktowałam się z Kazikiem Piechowskim, chcąc mu tę piosenkę przedstawić i poświęcić.

Gdy spotkałam się z nim po raz pierwszy, w Gdańsku, miał już 90 lat. Nasze spotkanie było o tyle utrudnione, że prawie ani słowa nie znałam po polsku, a jego angielski był raczej filigranowy. Jakoś wydukałam kilka słów, pamiętam jak dziś: „nazywam się Katy”, „mieszkam w Londynie”, „napisałam dla ciebie piosenkę”. Musiało to okropnie brzmieć. Pan Kazik odpowiedział mi prosto: „Wszystko rozumiem”. I tak się zaczęła nasza przyjaźń, wędrówka po Polsce i po polskiej historii. Pan Kazik mówił i tłumaczył. Nie wiem, ile z tego naprawdę zrozumiałam, ale czasem emocje wystarczą i słów nie trzeba. Wyczuł moje pragnienie polskości, stał się moim wzorem, przewodnikiem i przyszywanym dziadkiem. Tym więcej mówił, im więcej zadawałam mu pytań. Zaczęłam się interesować Polską przedwojenną. Z koleżanką Hannah Lovell, nakręciłam o nim film krótkometrażowy, a w 2012 roku, w 70. rocznicę jego ucieczki z Auschwitz, ukazało się DVD z filmem „Kazik and the Kommander’s Car”. Pamiętam, że gdy usłyszał tę moją piosenkę po raz pierwszy, powiedział, że w jednej chwili myślami znalazł się ponownie w tym piekle jakim był obóz. Panu Kazikowi zawdzięczam otworzenie mi oczu na kwestie Armii Krajowej, na przeżycia Polaków za okupacji i na tych, którzy walczyli poza granicami kraju. Ponieważ Pan Kazik (numer 918) został skazany za to, że był harcerzem, zaczęłam sięgać do historii polskiego harcerstwa, poznając wiele postaci tu, jak i w kraju. Odkryłam to szalone, często aż samobójcze poświęcenie dla Ojczyzny, którą wykazywała się brać harcerska na każdym kroku. Pod jego okiem pojechałam do Muzeum Powstania Warszawskiego, z czego zrodziła się piosenka „Motylek” o polskich lotnikach. Potem szybko napisałam piosenkę o niedźwiedziu Wojtku, a że w Gdańsku zobaczyłam w Parku Szymbarskim pociąg, w którym sowieci przymusowo wywozili naszą ludność, powstała potem piosenka pt. „Czerwona Róża”.

Dla mnie „wydukanie” każdego polskiego słowa było niezmiernie trudne, więc można by śmiało powiedzieć, że pokonałam, a nie nauczyłam się piosenki partyzanckiej „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”, która obecnie figuruje w moim repertuarze. W 2012r. wydałam album pt. ,,Paszport”, który zdobył w tym roku Independent Music Awards w kategorii „Best Concept Album”.

Zaczęłam odkrywać na własną rękę twórczość Hanki Ordonówny, Mieczysława Fogga i Eugeniusza Bodo. Zaczęłam poznawać piosenki harcerskie, wojskowe, patriotyczne, które są dobrze znane każdemu harcerzowi. Nawiązałam kontakt z Ośrodkiem Kultury przy Bibliotece Polskiej Piosenki w Krakowie. Czytam, pytam i kiedy tylko mogę jestem na odczytach czy tu, czy w kraju, a jeżdżąc po polskich ośrodkach na świecie spotykam się szczególnie ze starszym pokoleniem, nie odpuszczam ani im ,ani sobie tych spotkań. Zadaję mnóstwo pytań i słucham świadków. Mój nowy album ,,POLONIA” zostanie wydany już niedługo, w 70. rocznicę konferencji jałtańskiej. Mam pióro i głos, i tymi narzędziami mogę starać się uświadamiać ludzi o tym, jaka niesprawiedliwość spotkała Polskę, a tym samym przyczynić się do tego, by budować dla Polski szacunek.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Katy Carr (Tłum. Monika Skowrońska, red. Elżbieta Sobolewska)

komentarze (0)

_