25 września 2014, 14:30 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Polski fachowiec na wagę złota

Sektor budowlany od wielu dekad jest mocno obstawiony przez polskich fachowców. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Czy faktycznie lepiej jest pracować dla Brytyjczyków? Czy mimo zmiany wartości waluty wciąż ten zawód się opłaca? I czy jest dla nich sens wracać do Polski? O tych i wielu innych wątpliwościach rozmawialiśmy z polskimi budowlańcami.

Z danych Health and Safety Executive 8 proc. brytyjskiej branży budowlanej to pracownicy z zagranicy, chociaż w samym Londynie proporcja ta zwiększa się do blisko połowy. Szacuje się, że Polaków w tej branży może być nawet 90 tysięcy.

Polscy pracownicy są bardzo doceniani, co nie umknęło uwadze naszych rodaków, którzy często opierają markę firmy na swojej narodowości. Stąd nazwy firm takie jak: Professional Polish Builders czy Quality Polish Builders, a na gumtree.com – setki ogłoszeń z frazą „polish builders” w tytule. Warto też dodać, że Polak, Mirosław Kowalewski, wygrał konkurs Master Builder of The Year. Chociaż zdarzają się wyjątki opisywane szeroko w angielskich tabloidach, Polacy-budowlańcy na Wyspach cieszą się wielką estymą.

Już nie najtańsi

To nie pierwszy generalny remont domu w życiu Danuty Oliphant – za każdym razem jednak wybiera ekipę złożoną z Polaków. I to nie dlatego, że ma polskie korzenie. Po prostu polscy specjaliści są najlepsi.

– Chociaż nie najtańsi – dodaje. – Jak robiłam porównanie cen, okazało się, że za tę samą pracę korzystniejszą cenę otrzymałabym np. u Chorwatów. Ale wolę nie ryzykować. Wolę sprawdzoną, rzetelną ekipę. Mogę im zaufać.

Jednym z podstawowych wymagań, aby rozpocząć pracę w budownictwie na terenie Wielkiej Brytanii, jest wyrobienie sobie karty CSCS (Construction Skills Certification Scheme). Jest to dokument potwierdzający odbycie przeszkolenia BHP oraz posiadanie kwalifikacji odpowiednich do pracy w budownictwie. Są różne poziomy zaawansowania tych uprawnień: najniższe dotyczą zielonej karty „Operative” (robotnik), którą uzyskuje się po zdaniu jedynie testu BHP. Taką kartą posługuje się Paweł Włodarczyk, który do Londynu przyjeżdża dość regularnie.

– W sumie byłem 6 razy. Od dwóch do sześciu miesięcy w przeciągu ostatnich kilku lat. Teraz jestem najdłużej, 1,5 roku. Mam stałą pracę, ale chcę zrobić dodatkowy kurs, aby awansować. Wcześniej nie było mi to potrzebne. Wszystko, co zarabiałem w Anglii, wydawałem na przyjemności w Polsce. Teraz trochę się zmieniło, bo poznałem tutaj dziewczynę, Irlandkę, ale chciałbym z nią kiedyś wrócić do kraju, bo tam są niższe koszty życia. Ale to jeszcze nie teraz. Chcę najpierw odłożyć jak najwięcej pieniędzy, aby potem mi starczyło na godną egzystencję. Liczę na to, ze doświadczenie zdobyte w Wielkiej Brytanii nie będzie bez znaczenia przy poszukiwaniu pracy w Polsce – opowiada.

Nowi psują rynek

Włodzimierz Huc swoją niewielką firmę remontowo-budowlaną prowadzi od wielu lat. W przeciwieństwie do większości Polaków na Wyspach, do Wielkiej Brytanii przyjechał z żoną już w latach 70. Trudnił się wieloma zawodami, jednak szybko spostrzegł, że w budowlance można zarobić najwięcej i najszybciej.

– Anglicy po prostu nie potrafią dobrze budować – stwierdza z rozbrajającą szczerością. – I nawet nie o to chodzi, że im się nie chce, ze wolą do „czarnej roboty” zatrudnić imigrantów. Oni po prostu nigdy nie mieli potrzeby budować dobrze. Klasyczne terraced houses są jak z kartonu. Cienkie ściany pojedyncze okna. Łagodny klimat, więc mogli sobie na to pozwolić. Teraz gdy pogoda się zmienia okazuje się, że to nie wystarczy – dodaje.

W tym trendzie zauważa także istotny aspekt ekonomiczno-społeczny.

– Brytyjczycy nie przywiązują się bardzo do miejsca, dlatego szkoda pieniędzy inwestować w nieruchomość, z której wkrótce się wyprowadzą. Z drugiej strony nigdy nie potrzebowali robić remontów, który wystarczy im na lata, wychodząc z założenia, że remont to jest sprawa, którą trzeba powtarzać w regularnych odstępach czasu. Nie martwili się tym, że zaraz im zacznie farba odłazić. Wręcz przeciwnie, to dobry pretekst, aby zmienić dekorację wnętrza. To zawsze było bardzo bogate społeczeństwo. Natomiast w Polsce zawsze panowało przekonanie, że remont trzeba zrobić raz, a porządnie, bo nie wiadomo, kiedy znowu będzie więcej gotówki na ten cel. Teraz w wyniku kryzysu ekonomicznego się to trochę zmieniło, ale różnice wciąż są – mówi.

To też wynikało z ograniczonej liczby dóbr w okresie PRL-u. Włodzimierz śmieje się, że wchodząc do mieszkania można było po kolorze ścian stwierdzić, kiedy był robiony remont.

– Bo w danym okresie był dostępny zwykle tylko jeden kolor – tłumaczy.

Jego wyjazd był podyktowany kwestiami politycznymi, ale po odzyskaniu przez Polskę suwerenności, nie zdecydował się na powrót do kraju.

– Tu jest moje miejsce. Tu spędziłem większość życia. A poza tym nawet teraz zarobki są relatywnie dużo lepsze niż w Polsce. Biznes się kręci, wyrobiłem sobie dobrą opinię, mam wielu stałych klientów – kwituje.

Inni, którzy poszli w jego ślady, mogą mieć większe problemy na tym rynku. Konkurencja jest duża, reprezentanci kolejnych nowych państw Unii Europejskiej zaniżają stawki. „Psują rynek” , jak mówi pan Włodek.

– Mówi się, że budowlaniec to zawód fizyczny, ale wbrew pozorom musisz się nieźle nagłówkować, aby sporządzić ofertę, która zadowoli finansowo ciebie i klienta. Musisz być przedsiębiorczy i wygadany, inaczej nigdy nie wyjdziesz na swoje – podsumowuje.

Nie tylko brudna robota

Ale sektor budowlany to nie tylko małe jednoosobowe firmy glazurnicze czy murarskie. To także wielkie międzynarodowe konsorcja nadzorujące prestiżowe projekty. Tam również znajdziemy reprezentantów naszego narodu.

Rafał Andruszkiewicz wyjechał z Polski w marcu 2009 roku. Pracuje na stanowisku Chain of Custody Manager BM TRADA Certification Ltd. I, co może być zaskakujące, pracuje w swoim wyuczonym zawodzie. W Wielkiej Brytanii podoba mu się mnóstwo rzeczy, ale trzy najważniejsze to: styl życia, zarobki i życzliwość ludzi. Denerwuje go za to niedouczenie niektórych specjalistów. Jednak o powrocie do Polski nie myśli.

– Nie wiem, co musiałoby się stać, chociaż tęsknie za rodziną i przyjaciółmi. Jednak chyba tylko zmiana w mentalności Polaków mieszkających w Polsce, mogłaby spowodować, że zacznę rozważać powrót, a to mało realne – mówi. – Ustatkowałem swoje życie w Anglii, założyłem rodzinę, kupiłem dom i mam ciekawą pracę. Nie chcę zaczynać wszystkiego od początku i oddawać połowy swoich zarobków na ZUS, PZPN i skorumpowanych polityków.

Natomiast Michał do Londynu przyjechał w 2005 roku w drodze awansu z pracy w Polsce.

– Chciałem spróbować pracy za granicą. Pomijam już lepsze zarobki, możliwość szkolenia języka i zdobywania doświadczenia. Także względy turystyczne były bardzo kuszące – wspomina.

I chociaż jest magistrem turystyki i rekreacji, nie przeszkadza mu to, że jest kierownikiem budowy.

– Mam dobre warunki pracy i rozwoju – mówi.

W Wielkiej Brytanii podoba mu się kultura, z zaniepokojeniem jednak obserwuje rosnący wpływ muzułmanów. Chciałby wrócić i kontynuować pracę w tym zawodzie w Polsce.

Jak widać na powyższych przykładach zarobki są jednym z ważniejszym, ale nie jedynym powodem, dlaczego przedstawiciele branży budowlanej wyjeżdżają z kraju. Pocieszający jest fakt, że w dobie coraz większej liczby inwestycji w Polsce, pobyt na wysoko wykwalifikowanych pracowników budowlanych stale rośnie.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (1)

  1. Polacy wracajcie do naszego Kraju,z waszym fachem zarobicie i urządzicie się u siebie na swojej ziemi.Roboty jest full.Ceny na usługi budowlane wysokie.1m2 położenia kafli od 30-50EU.