20 października 2014, 11:39 | Autor: admin
„Sykstyńskie kaplice” Wschodu

Gura Humorului to niewielkie miasteczko około 35 kilometrów od Suczawy, stolicy regionu rumuńskiej Bukowiny. Położone jest w zielonej dolinie przeciętej rzeczką Humor. „Gura” oznacza ujście, Humoru właśnie. Jednak nazwą nie musimy się sugerować, bo wizyta w dwóch tam znajdujących się  przepięknych, malowanych kościołach i sielska okolica, na pewno nam humor poprawią, a jeśli jeszcze dodamy do tego lokalną kuchnię i wino, to z Gury Humorului wyjedziemy naprawdę zadowoleni.

Voronet/ Fot. Anna Sanders
Voronet/ Fot. Anna Sanders

 

Błękity Voronetu

Wioska Voronet znajduje się około 4 kilometrów od centrum, i choć kursują regularne autobusy, łatwo tam dojść i pieszo. To, że jest to obiekt turystycznej weneracji łatwo poznać po parkingach na obrzeżu wypełnionych autokarami ze środkowej Europy. Grupy niemieckich turystów podążają karnie aleją prowadzącą do klasztoru wypełnioną kramami z pamiątkami po obu stronach. Można kupić pięknie wyszywane kożuszki, bluzki, obrusy także ręcznie tkane kobierce i prześlicznie malowane jajka wielkanocne. Wioska jest schludna i pełna restauracji. Na końcu drogi znajduje się mur, za którym znajduje się cel wycieczki. To niewielki kościółek z dachem wysuniętym dookoła, jak kapelusz grzyba. Otoczony różanym ogrodem: kwiatami Maryi Panny, wygląda wręcz bajkowo. Każdy, najmniejszy skrawek ściany tego budynku pokrywają malowidła z niespotykanym gdzie indziej odcieniem niebieskiego: to błękit Voronetu. Choć niewielki to zachwycający i na pewno godny listy dziedzictwa światowego UNESCO, na którą został wpisany. Klasztor Voronet powstał w dobie kryzysu w walkach z imperium otomańskim prowadzonych przez króla Stefana Wielkiego. W momencie rozpaczy i zwątpienia władca udał się do świętego męża, pustelnika Daniły. Ten przeprowadził z nim krytyczną rozmowę i nakazał walczyć dalej. Po zwycięstwie zaś zbudować kościół poświęcony Św. Jerzemu, który też w końcu pokonał smoka. Stefan Wielki dotrzymał obietnicy i w roku 1488 w ciągu trzech miesięcy i trzech tygodni powstał budynek klasztoru. Malowanie zaczęło się w środku, potem w roku 1547 metropolita Grigorie Rosca zarządził wykonanie fresków na ścianach zewnętrznych. Obecnie, wspaniale odnowione zachwycają świeżością kolorów i wykonaniem. Ściana zachodnia, pozbawiona okien stała się dziełem sztuki. Przedstawiono na niej Sąd Ostateczny. Warto zwrócić uwagę na egzotyczne zwierzęta jak na przykład swobodnie zinterpretowanego słonia, którego autor zapewne znał zaledwie ze słyszenia. Postacie potępionych to lista propagandowa wrogów: Żydzi z potarganymi brodami, Turcy w strojach narodowych, Saraceni o ciemnej skórze oraz katolicy w osobach księży i biskupów. Ówczesne państwo mołdawskie miało bowiem antyrzymską orientację. Na ścianie południowej z rozmachem namalowano niebiańską genealogię Chrystusa, z rzędami świętych i proroków. U drzwi wejściowych jest postać patrona czyli Św. Jerzego walczącego ze smokiem. Wnętrze jest równie kolorowe i ciekawe. W przedsionku ściany są pokryte scenami męczeństwa, które polegało głównie na obcinaniu głów, choć zdarzają się ciekawsze tortury, jak na przykład gotowanie w kotle. Dalej znajdziemy kryptę ze szczątkami Św. Daniła Pustelnika oraz tron książęcy. Ikonostas jest wykonany ze złoconego drzewa cisu i jest olśniewający. W ciszy można podziwiać wiekowe oblicza ikon wykonane ściśle według bizantyjskiego schematu. To miejsce skupienia i modlitwy choć wypełnione po brzegi freskami w bajecznych kolorach.

 

W Humorze

Do monastyru Humor jest około 6 km z centrum Gury Humorolui. Tak jak i Voronet nie jest to budynek spektakularny i nie widać go z daleka. W oczy rzuca się jedynie nowy kościół, z wieżami na wzgórzu, i w trakcie malowania barwnych fresków. Panie prowadzące stragany z pamiątkami skierują nas jednak na właściwą drogę. Jest to klasztor, prowadzony przez mniszki od roku 1991. Wejście to wielka, drewniana furta w białym murze, gdzie urzęduje ubrana na czarno mniszka. Od niej kupimy bilety i pozwolenie na robienie zdjęć. Tylko na zewnątrz, w środku jest ścisły zakaz fotografowania. Nie kręci się tu tak wiele wycieczek jak w Voronet i panuje naprawdę spokojna, kontemplacyjna atmosfera. Być może dlatego, że klasztor jest w trakcie renowacji i freski są wielu miejscach zaledwie plamami na ścianach, szczególnie na północnej. Południowa jednak jest naprawdę imponująca. Przeważa barwa ochrowo-brązowa. Budynek jest podobny do Voronet, z szerokim dachem, jednak cały kompleks ma charakter obronny: wysoki mur i wieża obserwacyjna. Kościół wyróżnia jednak otwarty przedsionek, pierwszy taki w Mołdawii. Malowidła we wnętrzu są pieczołowicie odnawiane przez studentów konserwacji malarstwa. Ich żmudnej pracy można się przyglądać z podziwem dla ich cierpliwości. Styl fresków jest też znacznie bardziej ciekawy, ożywiony przez wyrazisty charakter postaci i oddaje większy temperament i zaangażowanie malarza. Malowidła pochodzą z XVI wieku. Klasztor ufundował już w XIV wieku bojar Oana z Turowa. W 1483 Stefan Wielki polecił znanemu mnichowi-kaligrafowi Nikodemowi skopiowanie Ewangelii. Ten wspaniały tom, oprawiony w srebro był wielokrotnie kradziony, stąd mury obronne i wieża, zawsze jednak powracał na swoje miejsce. Obecnie jednak znajduje się w zbiorach Akademii Rumuńskiej. Warto zwrócić uwagę na portrety wotywne: na jednym z nich znajdziemy damę w niespotykanym w okolicy kapeluszu z rondem. Tę polską modę wprowadziła żona logofeta Babuioga, Anastazja. W XVIII wieku bowiem na te tereny przybyli górnicy z Bochni i Wieliczki, do powstających na Bukowinie kopalni soli. Potomków tych rodzin możemy znaleźć w okolicznych wioskach. Nigdy się do końca nie zasymilowali i wielu ciągle mówi archaiczną polszczyzną oraz pielęgnuje polskie zwyczaje. W Pleszy większość mieszkańców to Polacy, a w Mikului prężnie działa największy w Rumunii Dom Polski. Zwiedzając malowane monastyry będziemy mile widziani jako goście z Polski. Przed wyjazdem w dalszą drogę warto spróbować mołdawskiego gulaszu z kiełbasą oraz pysznego miejscowego wina. Pokrzepi to nasze ciała, tak jak nasze dusze zostały pokrzepione w bajecznie kolorowych „sykstyńskich kaplicach” Wschodu.

 

Tekst i fot. Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_