21 października 2014, 10:23 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Nostalgia ujęta w ramy

Wśród Polaków wyjeżdżających do Wielkiej Brytanii są artystyczne dusze. Jak oni sobie radzą tu, na Wyspach? Czy zamierzają wrócić?

Artystka w swojej pracowni / fot. archiwum Sylwii Plart
Artystka w swojej pracowni / fot. archiwum Sylwii Plart
Sylwia Plart nie ukrywa, że do Wielkiej Brytanii przyciągnęła ją możliwość znalezienia pracy.

– Od dziecka obracałam się w środowisku artystycznym i widząc moich starszych kolegów, którzy ukończyli uczelnie artystyczne i byli bez pracy, postanowiłam spróbować za granicą. Wyjechałam na studia do Włoch, gdzie ukończyłam Akademię Sztuk Pięknych na wydziale konserwacji malarstwa. Niestety we Włoszech też miałam problem ze znalezieniem pracy i tak oto jestem w Anglii – opowiada.

Inna malarka Gosia Łapsa-Malawska na pytanie, dlaczego wyjechała z Polski, opowiada pytaniem: „A dlaczego ludzie podróżują?”

– Ciekawość świata, chęć poznania nowych ludzi, miejsc, kultur, zmiana widoku za oknem i zapachu powietrza – wymienia.

Joanna Ciechanowska, kierowniczka Galerii w POSK-u, kuratorka wielu wystaw, aktywnie działająca w The Association of Polish Artists in Great Britain (APA) doskonale rozumie te potrzeby, ponieważ sama tworzy i z podobnych pobudek również wyjechała  z kraju, tylko w latach 80.

– Londyn jest europejską stolicą sztuki, większą i bardziej międzynarodową niż Paryż, może śmiało równać się z Nowym Jorkiem. Ludzie, którzy tu przyjeżdżają rzadko zdają sobie sprawę z rozmachu tego miasta i panującej konkurencji – dodaje.

Jak nikt rozumie najczęstsze trudności, jakie na swojej drodze napotykają artyści stawiające swoje pierwsze kroki na wyspach. Wśród jednych z największych barier podaje nieznajomość języka.

– Pomijając już brak odpowiednich koneksji i znajomości wyniesionych chociażby z brytyjskiego domu lub tutejszej uczelni, bez biegłego angielskiego nawet dojrzali artyści z dużym dorobkiem nie będą mieli wystarczającej siły przebicia – tłumaczy.

Takie wnioski wysuwa na podstawie swoich obserwacji i kontaktów z rozmaitymi polskimi artystami w Londynie. Ona sama nie miała takich problemów, ponieważ od początku obracała się w angielskim środowisku. Mimo to na początku jej kariery również nie obyło się bez problemów.

– Wystawiałam swoje prace na ekspozycji w White Chapel Gallery, której kuratorem był sir Nicholas Serota, obecnie dyrektor Tate Britain. Wielki sukces! Ale ja, jako „ta młoda, głupia i niedawno z zagranicy” nie wiedziałam, jakie to jest ważne – wspomina. – W tej chwili często spotykam polskich, młodych twórców, którzy też gdzieś się dostaną, a potem nie wiedzą, jak „iść za ciosem”. Ale myślę, że to jest problem nie tylko Polaków, przy czym nieznajomość języka wówczas nie pomaga. Szczególnie gdy obecnie jest moda na „Artist Statement,” czyli wymyślanie filozofii do tego, co się pokazuje, opisywanie swojej sztuki – dodaje.

Nie samą sztuką żyje Polak

A jak to widzi nowe pokolenie artystów? Sylwia Plart mieszka w Londynie już 2 lata. Po 6 miesiącach udało się jej znaleźć pracę w zawodzie, ale na pół etatu.

– Nigdy nie wyobrażałam sobie rezygnacji z malarstwa. jednak aby tworzyć, musiałam mieć pracownię. W Londynie dla artystów są odpowiednio przystosowane do pracy studia, które można wynająć za niewysoką cenę i dzielić je z innymi. Ale to kolejny wydatek na miesiąc. Dlatego muszę dorabiać w weekendy w sklepie z ubraniami. Jak na razie jest to dobre rozwiązanie, bo mogę się spełniać jako artystka – stwierdza.

To, że artyści nie są w stanie się utrzymać wyłącznie ze swojej sztuki, Joanna Ciechanowska uważa za całkowicie normalne.

– Wiem, jak to jest, bo sama musiałam pracować jako ilustrator. Znany czytelnikom „Dziennika Polskiego” Andrzej Maria Borkowski pracuje na uczelni, podobnie jak Jolanta Rejs, która wykłada na katedrze grafiki w Royal Academy Schools. Wojciech Sobczyński, wybitny rzeźbiarz jest konserwatorem. Znam wielu innych artystów, którzy dorabiają sobie w zawodach zupełnie niezwiązanych ze sztuką – są ogrodnikami, kucharzami, opiekunkami. Nie spotkałam natomiast nikogo, kto opłaca rachunki ze sprzedaży obrazów – kwituje.

Jest przepaść, czy jej nie ma?

Sylwia Plart zauważa, że w Wielkiej Brytanii jest więcej możliwości rozwoju dla artystów. – Chociażby organizacje artystyczne, które nie tylko dają możliwość wynajęcia niedrogiej pracowni, ale również organizują wystawy i dni otwarte, na które ludzie przychodzą poznać artystę i kupić jego dzieła – podkreśla.

Wśród organizacji wspomagających polskich artystów Joanna Ciechanowska wymienia także APA i Galerię POSK.

– Udzielamy rad i popieramy artystów z Polski. Ale artysta z natury jest stworzeniem samotnym, każdy ma swoją indywidualność i jeśli chodzi o wybicie się na tzw. rynku jest to kombinacja talentu i zmysłu do interesu, co nie zawsze idzie w parze. Bo jak artysta się chwali, to zarzucają, że się chwali, a jak się nie chwali, to nikt o niczym nie wie… Dlatego tak ważny jest udział w konkursach, gdzie często w jury zasiadają uznane postacie w świecie sztuki – radzi.

Zdaniem Sylwii Plart wciąż istnieje przepaść pomiędzy Wielką Brytanią a Polską, co wynika z różnic gospodarczych tych państw. – Nie tak wielu w Polsce stać na kupno dzieł sztuki, nie mówiąc już o tym, że mało ludzi ma taką potrzebę. To, co zauważyłam w Londynie, to nieustanny obrót sztuką. Setki otwartych galerii, domy aukcyjne, kolekcjonerzy sztuki i zwykli ludzie – to oni tworzą rynek i dają większe szanse na wybicie się i utrzymanie ze sztuki – zaznacza.

Z kolei Gosia Łapsa-Malawskia uważa, że nie ma aż takiej przepaści.

– Rynek sztuki jest inny, inna skala, specyfika klientów. Każdy kraj daje inne możliwości. Każdy ma swoje wady i zalety. Fajnie jest je poznawać i wymieniać się doświadczeniami – kwituje. Zapytana o zarobki odpowiada żartobliwie: „Jeszcze nie kupiłam domu w Kensington, ale jestem na dobrej drodze.”

Polskie farby i pejzaże

Przebywanie poza krajem ojczystym jest widoczne w pracach polskich artystów. – Często różne osoby pytają, czy moje pejzaże to polskie widoki. Celowo nie wysyłam odbiorcom takiej wiadomości, ale może jest to gdzieś w mojej podświadomości. Tęsknię za krajem i to bardzo, ale staram się odwiedzać rodzinę regularnie tak, aby nie czuć się „jak na emigracji”, tylko tak, jakbym mieszkała w innym mieście. Jestem dumna z tego, że jestem Polką i zawsze staram się dobrze mówić o naszym kraju – wyznaje.

Obecność w Londynie w pewnym stopniu jest również odzwierciedlona w twórczości Gosi Łapsa-Malawskiej. – To, że jestem teraz w Anglii widać po moich pracach… szczególnie po używanych farbach. Nie mogę tu kupić farb takich firm jak Renesans czy Astra, płótna też kupuję lokalnych firm – tłumaczy artystka. – Zmiana miejsca zamieszkania nie sprawia, że człowiek się odcina od korzeni. Odcinają się od nich ludzie, którzy tych korzeni nie mają lub się ich wstydzą, a ja jestem z nich dumna – dodaje.

Artysta jest nomadem

Ale czy polscy artyści chcą wrócić na łono ojczyzny? Joanna Ciechanowska zna kilka takich przypadków. – Na przykład Mariusz Kałdowski, doceniany malarz, z wybitną techniką, ostatnio wybudował w Polsce dom i wrócił z żoną do kraju – mówi.

Sylwia Plart w tym momencie nie wyobraża sobie powrotu do Polski. – Chciałabym zobaczyć chociaż raz ogłoszenie o pracę, wolne miejsce na stanowisko konserwatora dzieł sztuki w jakiejś placówce, muzeum lub prywatnej firmie. Nie spotkałam sie z tym od lat – przyznaje.

Gosia Łapsa-Malawska natomiast nie czuje się, jakby w ogóle wyemigrowała. – Zmiany miejsca zamieszkania świetnie wpływają na działalność artystyczną… Każdy artysta jest nomadem, trzeba sobie pozwolić na podążanie za tym instynktem. A do kraju wracam za każdym razem, żeby zobaczyć się z rodzicami i napić wina z rodzinnej winnicy – dodaje.

Tekst: Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (3)

  1. Podoba mi się koncepcja „Tęsknię za krajem i to bardzo, ale staram się odwiedzać rodzinę regularnie tak, aby nie czuć się „jak na emigracji”, tylko tak, jakbym mieszkała w innym mieście”. Na szczęście mam możliwość pracowania międzynarodowo dzięki czemu jestem często w Polsce i bardzo dobrze to rozumiem. Czasy się zmieniają, jesteśmy obywatelami Europy i jej regionów…

  2. O mowo polska!
    Przypomina mi się tekst śpiewanej kiedyś przez Jerzego Stuhra piosenki „Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej…”Magdalena Grzymkowska, autorka powyższego tekstu, pisze: „Sylwia Plart na ten moment nie wyobraża sobie powrotu do Polski”. Mam nadzieję, że Sylwia Plart w tym momencie nie wyobraża sobie powrotu do Polski. Na moment to można wpaść do kogoś lub gdzieś. Czy autorka czuje tę różnicę? Niestety komputer takich błędów nie wychwyci. Życzę wytrwałości w pracy nad doskonaleniem warsztatu dziennikarskiego.

    • Dziękuję za pochylenie się na moment nad moim tekstem. W tym momencie jestem pewna, że już więcej takiego błędu nie popełnię. Pozdrawiam serdecznie!