05 listopada 2014, 15:30
Biskup Józef Gawlina – duszpasterz żołnierzy i wygnańców (1)

Katolicka struktura kościelna w ZSRR była praktycznie zlikwidowana przed rokiem 1939. Wszystkie diecezje i administratury apostolskie były pozbawione biskupów/zwierzchników. Pozostał tylko administrator leningradzki, którym był w owym czasie Francuz – jedyny w Leningradzie ksiądz – o. Clovis François Florent. Podobna sytuacja zaistniała w Moskwie, gdzie służył amerykański asumpcjonista – ojciec Leopold Braun. Wykorzystywał on opiekę ambasady amerykańskiej i pełnił również obowiązki administratora apostolskiego Moskwy. Często można zetknąć się z informacją, że w przededniu II wojny światowej spośród duchowieństwa katolickiego nie pozostał przy życiu nikt oprócz o. Brauna w Moskwie i o. Florenta w Leningradzie. Księża bowiem byli w tym czasie w łagrach, a niektórych po kilku latach spędzonych w więzieniu deportowano za granicę, inni jednak zostali rozstrzelani lub zmarli w więzieniu, łagrze czy na zesłaniu. Kościół katolicki pozostał bez biskupów i, co więcej, pozostał również – z wyjątkiem ks. Browna, który przebywał na terenie ambasady amerykańskiej – bez kontaktu ze światem zewnętrznym.

Tyle tytułem wstępu. Streściłem w kilku zdaniach ogrom zniszczeń i dewastacji życia religijnego w Związku Sowieckim po to tylko, by uzmysłowić czcigodnym słuchaczom niezwykłość zaistniałego w 1942 roku wydarzenia, a mianowicie oficjalnego pobytu na terenie Związku Sowieckiego biskupa Józefa Gawliny. Czy może istnieć Kościół bez jednego chociażby biskupa?

Biskup Gawlina w Rosji w 1942 roku
Biskup Gawlina w Rosji w 1942 roku
Żyjący w III wieku Cyprian pisał (List 66,8) do niejakiego Florentina: „Powinieneś wiedzieć, że biskup jest z Kościołem, a Kościół istnieje w łączności z biskupem, i gdyby ktoś nie był w łączności z biskupem, to nie jest w Kościele”. Doświadczenia z przeszłości, jak choćby sytuacja Kościoła w Japonii po straszliwych prześladowaniach w XVI wieku, wskazują, że wiara katolicka może przetrwać bez biskupa, a nawet bez duchownego. Ceną przetrwania jest jednak nie tylko życie w ukryciu, na marginesie życia społecznego, ale także inercja i brak możliwości ewangelizacji, która należy do podstawowych funkcji Kościoła („Idźcie i nauczajcie”). Wspomniany wyżej Cyprian, biskup Kartaginy, twierdzi – a z nim Tradycja Kościoła – że wprawdzie może przetrwać wiara w Boga, jednak Kościół w pełnym tego słowa znaczeniu, jako zorganizowana wspólnota, w której realizuje się on jako instytucja zbawienia, może istnieć tylko w łączności z biskupem. A biskupów w Związku Sowieckim już nie było.

Co więc pozostało? Byli wierni – używając obrazu biblijnego: owce bez pasterza – a także nieliczni wędrowni duchowni, żyjący w stałym zagrożeniu życia. W wygnańcach polskich pozostały wyuczone w dzieciństwie modlitwy osobiste, życie zgodne z zasadami moralnymi, próby, chociażby skromnego, świętowania uroczystości religijnych takich jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Jak wspomina ks. Włodzimierz Cieński, w tych dramatycznych okolicznościach za katechizację, głównie za przygotowanie do chrztu i I Komunii św., spontanicznie wzięli odpowiedzialność rodzice, a czasem nawet starsze rodzeństwo, które uczyło młodsze prawd wiary. Wędrowny ksiądz po krótkim egzaminie chrzcił, udzielał ślubów i szedł dalej.

Drugi obszar życia religijnego stanowiło duszpasterstwo w formie ukrytej, niejawnej, m.in. w łagrach i więzieniach. Kapłani w konspiracji sprawowali sakramenty – przede wszystkim chrzcząc, spowiadając, odprawiając msze św. Czynili to oczywiście w innej niż na wolności formie, na jaką pozwalały tragiczne warunki. W tym miejscu wspomnę tylko jedno świadectwo – ks. Tadeusza Fedorowicza, który za zgodą biskupa lwowskiego Bolesława Twardowskiego pojechał na wygnanie razem z deportowanymi w głąb Związku Sowieckiego: „Trzeba było nieść posługę duszpasterską poza strukturami kościelnymi, zazwyczaj w ukryciu, dostosowując znane praktyki do nowych okoliczności”. Przykładem jest sprawowanie sakramentu spowiedzi. Ksiądz Fedorowicz wspominał po latach: „Spowiadałem przeważnie chodząc po lesie. Gdy mnie dziś pytają, kto mi dał jurysdykcję do spowiadania, odpowiadam, że Stalin, a tak naprawdę prawo kościelne przewiduje takie sytuacje i daje pozwolenie”.

18 października 1939 r., po przybyciu do Paryża, biskup Gawlina formalnie podjął obowiązki biskupa polowego Wojska Polskiego, a tym samym Polskich Sił Zbrojnych na obczyźnie, i rozpoczął organizację służby duszpasterskiej. Rząd ZSRR uznał w umowie podpisanej 30 lipca 1941 r., a znanej jako układ Sikorski–Majski, że zawarte w 1939 roku traktaty radziecko-niemieckie, dotyczące zmian terytorialnych w Polsce, utraciły swą moc. Układ polsko-sowiecki przewidywał współdziałanie w wojnie z Niemcami – w tym utworzenie w ZSRR polskiej armii – oraz przywrócenie stosunków dyplomatycznych. W art. I protokołu do układu rząd sowiecki udzielił tzw. amnestii wszystkim obywatelom polskim pozbawionym swobody na terytorium Związku Sowieckiego, którzy tam się znaleźli bądź jako jeńcy wojenni, bądź na innej podstawie, co w domyśle oznaczało aresztowania i deportacje. Trwa dyskusja nad liczbą obywateli polskich ze wschodnich terenów Rzeczypospolitej przesiedlonych w głąb Związku Sowieckiego po agresji z 17 września 1939 r. Być może w latach 1940–1941 deportowano około miliona kilkuset tysięcy osób. Według ówczesnych szacunków ambasady RP w Kujbyszewie mogło ich być nawet od 1,5 do 1,8 mln. Członkowie Komisji Historycznej Polskiego Sztabu Głównego szacowali, że cztery wielkie deportacje objęły łącznie do 1,2 mln obywateli polskich. Przebywający w Związku Sowieckim Polacy zostali rozrzuceni niemal po całym terytorium państwa. Największe skupiska odnotowano na północy europejskiej części ZSRR, w obwodzie archangielskim, w republice Komi – w obwodzie kirowskim, na Uralu, Syberii, w północnym Kazachstanie, Ałtaju i w Azji Środkowej. Część Polaków skierowano do pracy w Zagłębiu Donieckim i w ośrodkach naftowych na Kaukazie. Przytaczam te dane, by uświadomić skalę problemów duszpasterskich stojących przed biskupem Gawliną.

Wieść o tworzącej się armii rozbudziła nadzieje wśród ludności polskiej; wedle ówczesnych szacunków około 300 tys. więzionych żołnierzy i od 500 tys. do 1 mln ludności cywilnej ruszyło w drogę do punktów zbornych, które gen. Władysław Anders zorganizował w Buzułuku oraz w miejscowościach: Tatiszczewo koło Saratowa i Tockoje, między Kujbyszewem a Czkałowem (Orenburgiem). W styczniu i lutym 1942 roku w rejon stacjonowania wojska polskiego przybyło już kilkaset tysięcy osób, głównie Polaków. Sowieckie wyliczenia różnią się wyraźnie od szacunków polskich. W świetle tych danych urzędowych w 21 miejscowościach przebywało 292 tys. ludzi, w tym 124 tys. Polaków; najwięcej w Samarkandzie – 65 tys. i Krasnojarsku – 27 tys. Ambasada RP, wraz ze swoimi 20 delegaturami, do końca 1942 roku uruchomiła w ZSRR około 800 placówek pomagających cywilom.

Myśl Gawliny o wyjeździe do Związku Sowieckiego zrodziła się po podpisaniu umowy Sikorski–Majski. Gen. Sikorski uległ jednak argumentacji ambasadora Stanisława Kota i uwarunkował wyjazd zgodą ZSRR. Biskup Gawlina spotkał się również ze strony Sikorskiego z zarzutem, że przy okazji akcji duszpasterskiej chce zaspokoić swe ambicje polityczne. Ostatecznie informacja o możliwości podróży do Związku Sowieckiego dotarła do Londynu przed 27 października 1941 r.

Ks. prof. Jerzy Myszor

Uniwersytet Śląski w Katowicach

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Ks. prof. Jerzy Myszor

komentarze (0)

_