14 listopada 2014, 10:36
Oswojeni

Od kiedy moja francuska znajoma dwa lata temu przeprowadziła się do Londynu samoistnie straciła na wadze – prawie pięć kilo. Twierdziła, że brytyjskie jedzenie jej nie służy – mięso żylaste, chleb gumiasty, słodycze za słodkie. Zaczęła zamawiać jedzenie z Francji – hurtem, to taniej. Do czasu.

Zwykle częstuję rodzinę L. i znajomych polskim jedzeniem, ale tylko takim, jakie sama lubię. Dlatego też mój mąż nigdy nie jadł pierogów ruskich – kto wpadł na pomysł mieszania ziemniaków z serem!? Obrzydliwość. Ostatnio jednak zaserwowano mu tradycyjne polskie ruskie. Z czym te pierogi? – zastanawiał się głośno. Soczewica? Jakiś typ fasoli? Ziemniaki z serem nie przeszły mu przez myśl.

Polskie jedzenie pojawia na wszystkich naszych przyjęciach. I znajomi je uwielbiają! O! Kabanos! – wykrzykuje zwykle mój francuski sąsiad, na widok cieniutkich kiełbasek, większość z nich nauczyła się poprawnie wymawiać niektóre nazwy artykułów spożywczych. Prym wiedzie kiełbasa. Zaraz po niej polskie wędzone ryby – wersja dla tych, którzy zwierząt nie tykają widelcem.

Rozentuzjazmowani znajomi zawsze pytali, gdzie takie smakołyki można kupić. Z czasem chęć zapoznania się z polskimi kulinariami tak wzrosła, że poproszono mnie o grupowe oprowadzenie po lokalnym polskim sklepie! To był dzień pamiętny, także dla personelu sklepowego, który był trochę zdezorientowany, trochę rozśmieszony tą niecodzienną ekspedycją. „Może państwu w czymś pomóc” pytano nas raz i drugi. „Nie dziękuję, ja tylko oprowadzam” – odrzekłam z godnością osoby, która regularnie urządza wycieczki po sklepie spożywczym. A moja wycieczka zawtórowała. Objechaliśmy tego ranka całą Polskę – kulinarnie rzecz jasna. Jak tu pachnie – zupełnie jak we Francji – chwalili znajomi. Czy to był komplement? Ja do zapachu francuskich sklepów, pełnych serów pleśniowych i suszonych saucisson, zawsze muszę się przyzwyczajać. Powalają mnie swą intensywną wonią.

Na koniec wszyscy kupili „pamiątki”, czyli po kawałku czegoś do spróbowania i zadowoleni stwierdzili, że jeszcze tu wrócą. Tak się promuje Polskę ludziom, którzy lubią dobrze zjeść – od kuchni, tj. od sklepu.

Kilka dni temu byłam na przyjęciu Halloweenowym dla dzieci w lokalnej świetlicy. Panie bardzo się postarały. Każdy był przebrany wg tradycji, sala udekorowana nietoperzami, pajęczyną i kościotrupkami. Na stołach czekały przekąski dla dzieci i uczestniczących w przyjęciu rodziców. Centralnym punkt stanowiły polskie chrupki kukurydziane. Kiedyś po chrupkach można było poznać polską mamę, teraz już to nie jest takie oczywiste.

Naszym jedzeniem – każdego oswoimy.

Pamiętam, że swojego czasu głównym sponsorem imprez polskich w Londynie był producent wódki. Sponsor promował czym miał. To się Brytyjczykom podobało – chyba nawet bardziej niż kiełbasa.

Justyna Daniluk

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Justyna Daniluk

komentarze (0)

_