18 listopada 2014, 13:53 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Nie ma sukcesu od zaraz

Pochodzi z Warszawy, studiowała w Nowym Jorku w Lee Strasberg Actors Studio, a obecnie mieszka w Londynie. Zagrała w wielu serialach w brytyjskiej telewizji, a ostatnio można ją oglądać na wielkim ekranie w filmie „Scopia.” Z Joanną Ignaczewską rozmawia Magdalena Grzymkowska.

Fot. Paweł Spółnicki; make-up/hair: Julia Sniatynskyj
Fot. Paweł Spółnicki; make-up/hair: Julia Sniatynskyj

Spotykamy się w kawiarni na Soho, w jednej z twoich ulubionych miejsc w Londynie…

– Tak, to prawda. To miejsce tętni życiem. Lubię tę pozytywną energię, mieszkankę kultur i ciekawych osobowości. Zresztą jak w całym mieście.

To znaczy, że podoba ci się w Londynie?

– Musi mi się podobać, skoro mieszkam tu już prawie 7 lat! Londyn jest dla mnie połączeniem Nowego Jorku i Warszawy – jest bardzo europejski, ale jednocześnie międzynarodowy. Jak ktoś się mnie pyta, skąd jestem, to oczywiście mówię, że z Polski i jestem z tego dumna, ale to właśnie Londyn od jakiegoś czasu nazywam swoim domem. Bardzo ważne jest dla mnie również to, że mogę się tu realizować.

W Polsce nie mogłabyś się rozwijać?

– Nie wiem. Byłam w Polsce przez pół roku i jedyne zainteresowanie zawodowe związane z moją osobą ograniczało się takich trywialnych rzeczy, jak wywiady w telewizji śniadaniowej. Wszyscy byli ciekawi mojego życia osobistego, węszyli za skandalami, nikogo nie interesowały moje umiejętności aktorskie.

Wcześniej grałaś w kilku polskich serialach: „M jak miłość”, „Na wspólnej”, „Sfora”…

– Moja kariera aktorska zaczęła się, jak miałam 15 lat, więc mam i takie doświadczenia za sobą. Grałam też w licznych epizodach filmowych. To mi pomogło dostać się do elitarnego Actors Studio w Nowym Jorku, ponieważ wymagano tam takiego wcześniejszego przygotowania.

A dlaczego akurat Londyn?

– Zawsze mnie tu ciągnęło. W Londynie bardzo dużo się dzieje w branży filmowej. Dużo łatwiej jest tutaj nawet przypadkiem wpaść na znanego producenta lub reżysera niż w Polsce, a jest znacznie bliżej niż Nowy Jork. Bo wciąż często przyjeżdżam do Polski. Mam tam nawet swoją agentkę i jeżeli dostanę ciekawą propozycję, to z pewnością nie odmówię. Jednak w tym momencie całe moje życie zawodowe i prywatne jest związane z Londynem.

Czyli nie planujesz powrotu na stałe?

– Powiedziałabym inaczej: jako aktorka wiele podróżuję, więc teraz tutaj jest moje miejsce, do którego wracam. Ale nie wykluczam, że w przyszłości może się to zmienić.

To chyba taka cecha artystycznych dusz, że lubią zmieniać środowisko.

– Dla mnie priorytetem jest przede wszystkim możliwość rozwoju zawodowego. Jeżeli dostanę ofertę zagrania w dobrym filmie, którego akcja toczy się w Walii czy na Bali, to właśnie tam będę. Na przykład w tym roku grałam w serialu „Blood Brothers”, który był kręcony w Jordanii.

Na Leicester Square w Empire Cinema właśnie miał premierę film, „Scopia”, w którym grasz główną rolę. Widziałam trailer. Mocny.

Mam nadzieję, że ten film trochę zatrząśnie publicznością. Jest to psychologiczny thriller, o przeciętnej dziewczynie, Basi, pracującej w biurze w Londynie, która cierpi na łagodną depresję i decyduje się poddać hipnozie. Ta historia w zasadzie mogłaby się przydarzyć każdemu i myślę, że właśnie to najbardziej uderzy widzów. To jest jeden z tych filmów, w który przeżywa się jeszcze długo po wyjściu z kina i tak też został odebrany.

A czym jest dla ciebie ten film?

– „Scopia” jest dla mnie przełomowym projektem pod wieloma względami. Ten film otworzył mi drzwi na karierę międzynarodową. Był wyświetlany podczas festiwali w Stanach Zjednoczonych, w British Film Institute, w Cannes. Dostaliśmy nagrodę za najlepsze zdjęcia, ja zaś byłam nominowana do nagrody dla aktorki pierwszoplanowej na British Horror Film Festival. Jest to film, który był kręcony z przerwami przez 4 lata, a ponieważ grałam tam główną rolę, byłam z nim przez ten czas bardzo związana.

To musi być wyczerpujące.

– Tak, przede wszystkim dlatego, że bardzo trudno utrzymać w głowie obraz jakiejkolwiek postaci, a szczególnie takiej, która jest pełna emocji i różnych ciężkich psychicznych, a także fizycznych doświadczeń. Kosztowało mnie to dużo pracy i zaangażowania, również uczuciowego. Musiałam stworzyć taką przyjaciółkę, która we mnie mieszka, takie moje małe dzieło, co jest bardzo satysfakcjonujące, ponieważ zostałam zauważona i doceniona. To najciekawszy moment w mojej karierze. Teraz wiem, że Londyn to jest miejsce dla mnie, że tutaj faktycznie naprawdę marzenia się spełniają.

Nie zawsze tak było?

– Musiały minąć dwa lata zanim uwierzyłam, że to, co robię, ma sens. Jednak zawsze byłam bardzo pracowita. Myślę, że to nie tylko w tej branży, ale w każdej dziedzinie życia, jeżeli chcesz osiągnąć sukces musisz dawać z siebie 100%. Nie można pracować na pół etatu w teatrze i na pół etatu jako kelnerka. Jeżeli nie jestem na planie zdjęciowym, to udzielam wywiadów, spotykam się z ludźmi z branży, szukam nowych filmów, produkcji telewizyjnych, wysyłam 200 maili tygodniowo. Jeśli chcesz być dobrym aktorem, musisz nim być 16 godzin na dobę. Codziennie.

Jakie były twoje początki Londynie?

– Ja zaczynałam zupełnie od zera, bez znajomości. Chodziłam na castingi, sama też pomagałam przy ich organizacji, co było dla mnie z pewnością wzbogacającym doświadczeniem, grywałam w mniejszych i większych produkcjach. I wtedy, po dwóch latach, wygrałam casting na rolę pierwszoplanową w „Scopii”. Gdy reżyser Christopher Butler mnie poznał, postanowił zmienić bohaterkę, która początkowo miała być Angielką o imieniu Beth. Zanim zaczęliśmy zdjęcia, miałam próby z reżyserem przez kilka tygodni, podczas których tak naprawdę stworzyliśmy postać Basi. Pierwsza wersja scenariusza miała tylko 45 stron, potem został on rozbudowany do 200 stron. Ćwiczyliśmy stopniowanie emocji, ponieważ moja bohaterka zmienia się, przechodzi metamorfozę, dlatego nie mogłabym smutna w tym filmie cztery razy w ten sam sposób. Starałam się podchodzić do tego profesjonalnie, aczkolwiek nie jest to łatwe, gdy się płacze, krzyczy, wariuje przez 16 godzin na planie! Czasami traciłam głowę i przez jakiś czas nawet po zakończeniu zdjęć nie mogłam się uspokoić. To były tak silne stany psychiczne. Nauczyłam się tego w Actors Studio, ta technika nazywa się Method Acting, polega na tworzeniu i przeżywaniu takich emocji, które są wręcz niemożliwe do udawania.

Czy oprócz głównej bohaterki są jeszcze jakieś polskie akcenty?

– Tak, bardzo dużo. Basia śpiewa polską kołysankę, je polskie potrawy czy… uczy przyjaciółkę przeklinać po polsku.

Skoro mowa o językach… Nie miałaś nigdy problemu z polskim akcentem?

– Nie, ponieważ wiele lat mieszkałam w Nowym Jorku i nie mam typowo wschodnioeuropejskiego akcentu. Ludzie, z którymi się spotykam, nie są w stanie określić tego, skąd jestem po tym, jak mówię. Ale nie chciałabym mieć bardziej brytyjskiego czy amerykańskiego akcentu, ponieważ w pewnym sensie on mi pomaga. Czyni mnie bardziej charakterystyczną, dzięki niemu wyróżniam się w tłumie. Wielokrotnie się zdarzało, że brałam udział w castingu, w którym startowało 20 innych aktorek, Brytyjek, a mimo to, ja zostałam wybrana. Dzięki temu i mojej specyficznej urodzie mogę grać nie tylko Polki, ale też Szwedki, Ukrainki, a nawet Włoszki! Dlatego pielęgnuję tę swoją inność. To jest moja karta przetargowa.

Kiedy uświadomiłaś sobie, że chcesz zostać aktorką?

– Jak miałam 11 lat. Zawsze mnie ciągnęło do takich artystycznych rzeczy – śpiewałam, tańczyłam, a że byłam bardzo szczupła i wysoka, jak na swój wiek, więc zostałam modelką. Z modelingu trafiłam do reklam, gdzie po raz pierwszy miałam kontakt z kamerą. I zaczęło mi się to podobać. Kiedy miałam 15 lat to byłam już naprawdę zdecydowana, że chcę grać.

I wtedy postanowiłaś, że chcesz spróbować swoich sił w Actors Studio?

– Zanim wyjechałam do Stanów Zjednoczonych studiowałam w Polsce dwa lata w Szkole Aktorskiej Machulskich w Warszawie. Miałam już wtedy kilka lat doświadczenia w aktorstwie i w momencie gdy zaczęłam studia w tym kierunku, udało mi się wypracować minimalny warsztat, który później zaowocował w Nowym Jorku. Actors Studio to było od zawsze moje marzenie, ponieważ jestem wielką fanką Marylin Monroe, która skończyła tę szkołę. Dlatego uważam, że jestem straszną szczęściarą, że mi się udało tam dostać i że teraz robię w życiu to, co kocham i mogę się z tego utrzymać.

Dużo opowiadałaś o emocjonalnym i merytorycznym przygotowaniu. A jak dbasz o swój wygląd zewnętrzny?

– Utrzymanie dobrej kondycji fizycznej to moje hobby. Uwielbiam jogę, biegam w maratonach, w tym londyńskim i w Nowym Jorku. Jest to dla mnie też naturalne ze względu na zawód jaki wykonuję. To jest jeden z moich obowiązków, chociaż sport sprawia mi mnóstwo przyjemności. Jak byłam w Walii, ze względu na bardzo wyczerpujące sceny walki musiałam być w dobrej formie. Kiedy inni członkowie ekipy filmowej spotykali się na piwie, ja byłam na 3-godzinnym treningu.

A jeżeli chodzi o dietę?

– Uwielbiam jeść. To jest moja kolejna pasja! Nie jestem stereotypową aktorką, która je tylko sałatę. W każdej kuchni świata znajduję coś dla siebie. Lubię makarony, lubię sushi, lubię tajskie dania. Dla mnie jedzenie to jest część stylu życia.

Co byś mogła doradzić Polakom, które stawiają pierwsze kroki na emigracji?

– Media promują ostatnio taką wizję sukcesu w jeden dzień. Tymczasem to nie jest prawda. Aby coś w życiu osiągnąć, trzeba być cierpliwym, ale jednocześnie słuchać siebie i sumiennie pracować. Te trzy rzeczy każdemu pozwolą zajść daleko. Nie tylko w Polsce, czy w Londynie, ale na całym świecie.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_