20 grudnia 2014, 11:44 | Autor: Wiktor Moszczyński
Tobrukczycy

W ubiegłą niedzielę odbyła się specjalna ceremonia w garnizonowej świątyni w zachodnim Londynie. W asyście weterana obrony Tobruku, Franciszka Szuty, ks. Stanisław Reczek poświęcił piękny witraż w barwach pustynnych dedykowany pamięci Karpatczykom. Po obu stronach witrażu stali na straży dwaj młodzi członkowie Grupy Rekonstrukcyjnej przebrani w polowy mundur Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Trwali w bezruchu przez całą mszę świętą poświęconą pamięci i hołdzie polskim żołnierzom, którzy walczyli i ginęli pod Tobrukiem w walce z niemieckim agresorem.

Gen. Sikorski z wizytą u Tobrukczyków / fot. Wikipedia
Gen. Sikorski z wizytą u Tobrukczyków / fot. Wikipedia
Msza była rzeczywiście uroczysta z udziałem nie tylko dwóch weteranów bitwy i młodych członków Grupy Rekonstrukcyjnej, ale również pocztów sztandarowych żywych i aktywnych jeszcze kół SPK w Londynie i Bristolu. Udział też mieli harcerze z niebieskiej Trójki ze swoimi proporczykami. Zresztą harcerze odgrywali dodatkową rolę „strażników” blokując wejście do kościoła grupie młodych śmiałków z Narodowego Odrodzenia Polski wojujących o „Polskę, Wielką, sprawiedliwą i katolicką” przy pomocy łopocących czarno-czerwonych transparentów i fotografujących siebie po mszy z nieco zaskoczonymi kombatantami. W kościele proboszcz przywitał również Elżbietę Radziszewską, wicemarszałka Senatu, ambasadora Witolda Sobkowa, konsula generalnego Ireneusza Truszkowskiego i attaché wojskowego płk. Ryszarda Tomczaka.W czasie mszy intonowano szereg pieśni patriotycznych, a ze szczególną emocją odśpiewano „Matkę Boską Kozielską”. Po mszy obecnych na niej żołnierzy Tobrukczyków przyjęto w kościele oklaskami.

Na obiad w „Łowiczance” zaprosili gości wspólni organizatorzy z dwóch innych pokoleń. Ze strony weteranów Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, gospodarzem był płk Zdzisław Picheta i niestrudzona organizatorka wszelkich obchodów i zajęć Karpatczyków Kazimiera Janota-Bzowska. (Niestety ze względu na zły stan zdrowia pułkownik Picheta nie mógł uczestniczyć w tych obchodach osobiście.) Zaś ze strony Grupy Rekonstrukcyjnej Historyczno-Wojskowej współgospodarzem był Przemysław Świderek. Ta ostatnia organizacja pojawia się coraz częściej na obchodach narodowych organizowanych przez koła kombatanckie i polonijne. Z wielką werwą ta grupa młodych ludzi, którzy w większości przybyli tu za chlebem w ostatniej dekadzie, bardzo sprawnie załatwiła dla siebie łatwy dostęp do autentycznych mundurów z okresu drugiej wojny światowej, a szczególnie Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich i Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Reaktywują na żywo obraz tamtych dni i są dobrze obeznani z historią poszczególnych pułków i biegli w ich wyposażeniu, a szczególnie w ich broni. Trudno o bardziej ekscytujący widok dla młodzieży ze szkół sobotnich niż pojawienie się żołnierza w pełnym rynsztunku z karabinem włącznie. Posiadają nawet moździerz, ale zabezpieczony. Grupa jest mała, posiada zaledwie 13 uczestników, ale świetnie zgrana i gotowa poświęcić dużo swojego własnego czasu i trudu, aby przybliżyć rzeczywistość historyczną nam, naszym dzieciom i naszym brytyjskim sąsiadom. Pod swoją wymowną angielską nazwą „Living History Group – First to Fight” współpracują z brytyjskimi organizacjami historycznymi i z samorządami, a ostatnio byli obecni w Holandii na obchodach 60-lecia Bitwy o Arnhem. Zapowiadali szereg wycieczek polowych w następnym roku, a nawet piknik w polu z udziałem szerszej publiczności.

Strzelcy w szortach, tropikalnych battledressach i stalowych hełmach stawiali czoło niemieckim czołgom, piekącemu słońcu, wszechobecnym piachom / fot. Wikipedia
Strzelcy w szortach, tropikalnych battledressach i stalowych hełmach stawiali czoło niemieckim czołgom, piekącemu słońcu, wszechobecnym piachom / fot. Wikipedia
Trudno wyobrazić sobie jednak, aby maszerowanie w szyku bojowym po zielonych łączkach naszej Wyspy byłoby prawdziwym odzwierciedleniem tego, czego doświadczyli żołnierze Samodzielnej Brygady w pustyniach Cyrenajki. Strzelcy w szortach, tropikalnych battledressach i stalowych hełmach stawiali czoło niemieckim czołgom, piekącemu słońcu, wszechobecnym piachom i brzęczącym dokuczliwym muchom. Poza stałym obstrzałem ze strony artylerii niemieckiej i włoskiej oraz bombardowaniem ze strony Stukasów, słońce, piach i muchy tworzyły szarą codzienność „szczurów Tobruku”. Mówiono, że muchy były gorsze od Niemców, bo wciskały się w każdy otwór budynku czy nawet ciała żądne krwi i pastwiły się szczególnie nad rannymi. Jeden żołnierz opisywał, że jakkolwiek opętać się można było od much krążących nad jedzeniem w menażce, mucha zawsze zdążyła usiąść na klęsce mięsa na widelcu tuż przed jej połknięciem. Poza strzelaniem do Niemców i opędzaniem się przed muchami, strzelcy zajęci byli pogłębieniem swoich płytkich skalistych okopów odziedziczonych po Australijczykach i poszukiwaniem dostępu do czystej wody i urozmaicenia od monotonnego brytyjskiego bully beef. Wytrwali na tym piekielnym posterunku na zachodnim odcinku twierdzy przeszło 3 miesiące. Na koniec, 10 grudnia 1941, wykonali odważne natarcie na otaczających ich Niemców, zdobywając wzgórze dominujące miasto z zachodniej strony. 127 polskich żołnierzy zginęło w Tobruku, a wiele było rannych od niemieckich pocisków.

Polscy żołnierze znaleźli się w tej nadmorskiej twierdzy po okresie bezczynności bojowej w Palestynie i Egipcie. Poprzednio wymknęli się z francuskiej Syrii. Jak długo wojna w Libii trwała tylko z Włochami, Polacy nie byli wysyłani na front, bo rząd polski nie wypowiedział wojny Mussoliniemu. Zajmowali się budową fortyfikacji i pilnowaniem jeńców. Gdy tylko na arenę wkroczyła Afrika Korps, skierowano brygadę do ufortyfikowania twierdzy w Libii w Mersa Matruh i ostatecznie drogą morską w siedmiu konwojach przewieziono gorliwych do walki Strzelców z Aleksandrii do Tobruku. Zajęli miejsce brygad australijskich, które wytrwały bohatersko przez wiele miesięcy oblężenia i których powoli wycofywano na żądanie ich chwiejnego rządu.

Po odsieczy Tobruku przez 8 Armię, brygada została wcielona właśnie do tej Armii i została przerzucona do bronienia i ostatecznie wykonania ofensywy na linii Gazali, gdzie znów odniosła zwycięskie natarcie ciężko wykupione krwią. W ten sposób Strzelcy Karpaccy brali czynny udział w oczyszczeniu Cyrenajki z oddziałów niemieckich. Po przeniesieniu ponownie brygady do Palestyny na wiosnę 1942 zaczęły się już tam zjawiać pierwsi żołnierze z Rosji. Przemieniono wówczas Samodzielną Brygadę w Trzecią Dywizję Strzelców Karpackich. Był to trzon przyszłego Drugiego Korpusu. Stamtąd droga prowadziła już do udziału w kampanii włoskiej. Od szczurów Tobruku szlak bojowy prowadził już bezpowrotnie do maków na Monte Cassino.

Muchy były gorsze od Niemców, bo wciskały się w każdy otwór budynku czy nawet ciała żądne krwi i pastwiły się szczególnie nad rannymi / fot. Wikipedia
Muchy były gorsze od Niemców, bo wciskały się w każdy otwór budynku czy nawet ciała żądne krwi i pastwiły się szczególnie nad rannymi / fot. Wikipedia

Walka Strzelców Karpackich w Libii była o tyle jeszcze ważna dla nas, bo w roku 1941 byli jedynymi żołnierzami polskimi walczącymi na lądzie z Niemcami o wolność i niepodległość Polski. Był to przełomowy okres po upadku Francji i Bitwy o Anglię, kiedy Hitler rzucił się na Rosję, a Niemcy zajęli Jugosławię i Grecję. Na każdym froncie lądowym Niemcy zwyciężali i dlatego moralna waga obrony Tobruku była ważna nie tylko dla Polski, ale również dla Wielkiej Brytanii. Obrona Tobruku zaimponowała szczególnie prezydentowi Rooseveltowi i przyspieszyła jego decyzję wkroczenie do wojny z Niemcami, mimo że byli pod atakiem imperialnej Japonii.

Oczywiście wszyscy Karpatczycy wtedy byli jeszcze młodzi, tak młodzi jak nasi chłopcy z Grupy Rekonstrukcyjnej. Pamiętam jeszcze z mojego dzieciństwa, jak dorastającym jeszcze byłym żołnierzom z Libii Lola Kitajewicz śpiewała „Pamiętaj o tym wnuku, że dziadzio był w Tobruku”. I śmiali się serdecznie, bo przecież daleko im było do jakiś „dziadziów”, a dopiero co zostali tatusiami. Jak mogliby przewidzieć, że kiedyś będą dziadkami albo nawet pradziadkami?

Przy stole w „Łowiczance” nasi dwaj weterani Franciszek Szuta i Kazimierz Szydło byli w świetnym humorze, szczególnie kiedy okazało się, że były to 94. urodziny pana Szuty. Kolejno odśpiewano obydwóm jubilatom – „Jeszcze sto lat”.

Co raz bardziej nasze i następne pokolenia odczuwają poczucie niepokoju wynikające z rosnącej świadomości, że ci autentyczni weterani odchodzą na zawsze i zostawią po sobie pustkę. W następnych najbliższych latach pozostanie już wciąż malejąca okazja wykorzystania tych ostatnich żywych świadków i uczestników krwawych walk o Polskę, o których nasze powojenne pokolenia miały zaledwie tylko słabą świadomość. Opisy tych bitew w licznych akademiach nas wówczas nudziły. Za długo zaniedbywano ten skarbiec historii chodzący wśród nas i dopiero odczuwa się tę stratę po ich odejściu. Już miałem dodać „odejściu na wieczną wartę”, ale przypomniałem sobie, jak pan Szumiło, były prezes Koła SPK nr 11, dał mi do zrozumienia że ma już dość „wartowania” i woli „odejść na wieczny odpoczynek”.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Wiktor Moszczyński

komentarze (1)

  1. Fundacja Kresy-Syberia jest poświęcona ocaleniem pamięci obywateli polskich, którzy walczyli o życie i wolność na Kresach Wschodnich oraz na uchodżctwie podczas drugiej wojny światowej. W tym celu nagrywamy wywiady i skanujemy zdjęcia i dokumenty świadków historii, i je umieszczamy w Wirtualnym Muzeum na stronie http://www.kresy-siberia.org.

    Zapraszamy współpracowników i wolontariuszy i prosimy o kontakt pod UK@Kresy-Siberia.org.