01 marca 2015, 10:34 | Autor: admin
Braszów – rumuński Kraków

W samym sercu Rumunii, 166 km od Bukaresztu leży Braszów. Osiedla ludzkie istniały w tym miejscu od okresu neolitu czyli ponad 11 tysięcy lat temu. Jak się wtedy Braszów nazywał niestety nie wiemy. Pierwsze bowiem wzmianki o Brassovi lub Coronie występują w kronikach dopiero w XI wieku. I od tego czasu miasto to nosiło kilka imion. Niemcy nadal nazywają je Kronsztadt, Węgrzy Brasso, a Rumuni Brasov. W latach 1950-1960 nazywane też było Orasul Stalin. Na szczęście ta służalcza nazwa poszła w zupełne zapomnienie.

 

Dupa Ziduri oraz inne uliczki

Braszów jest otoczony górami Karpat Południowych, regionu Transylwanii. Nad miastem wznosi się wzgórze Tampa, z którego możemy wzrokiem ogarnąć całe miasto. Wejście jest dość strome i trwa około godziny. O wiele łatwiej wjechać kolejką linową, której początek znajdziemy tuż przy starówce. Na szczycie Tampy widnieją ogromne litery: Brasov, pomysł rodu z Hollywood. Dzięki nim nie musimy się głowić w jakim to mieście jesteśmy nawet gdy wypijemy za dużo rumuńskiego wina. Napis widać prawie z każdej ulicy a i w nocy jest podświetlony… Na tym to wzgórzu Vlad Palownik w roku 1458 powbijał na pale 40 kupców braszowskich w ramach swoistej, acz skutecznej, propagandy sukcesu. Miasto rozwinęło się głównie dzięki handlowi. Położone było bowiem na trakcie kupieckim pomiędzy Imperium Ottomańskim i Europą Zachodnią. Założyli je i rozbudowali pod rumuńską wsią Brasov niemieccy koloniści sprowadzeni wraz z zakonem krzyżackim w latach 1141- 1300. Węgierscy królowie, którzy wówczas władali Transylwanią chcieli by budowali miasta i kopalnie, czyli wprowadzili swoją fachową wiedzę na dzikie tereny. Gdy wygnano Krzyżaków, osadnicy zostali. Niemcy wywiązali się przykładnie z powierzonego zadania i wkrótce w Braszowie Rumuni stali się obywatelami drugiej kategorii. Miasto otoczono murami z siedmioma bramami, i tylko przez jedną z nich wolno im było wejść za stosowną opłatą. Jedynie raz w roku mieli wstęp wolny. Dziś na wspomnienie tej historii urządza się procesję w tradycyjnych strojach, na zakończenie której wszyscy mieszkańcy siadają do pikniku na skałach Salomona nieopodal cerkwi Św. Mikołaja. Ta ciekawa tradycja ma miejsce w kwietniu, warto więc pomyśleć o wyjeździe do Braszowa w tym czasie. Choć z murów pozostało niewiele, możemy sobie zrobić spacer ich śladami, poczynając od uliczki Dupa Ziduri czyli Za Murami („dupa” to po rumuńsku „za”, „z tyłu” – co Polakom na pewno łatwo zapamiętać). Idąc tym szlakiem zobaczymy kilka pozostałych bram- bastionów. Jedyna zachowana z czasów średniowiecznych to Brama Katarzyny, to właśnie przez nią mogli wchodzić Rumuni do miasta za murami. Na jej szczycie widnieją cztery urocze wieżyczki i stary herb miasta.

 

Tylko dla Niemców, tylko dla Rumunów

Miasto za murem było zamieszkane wyłącznie przez niemieckich osiedleńców. To oni wznieśli gmach ratusza, kamienice oraz Czarny Kościół – największy gotycki kościół w Rumunii. Na wieży wisi też największy w tym kraju dzwon, ważący siedem ton. Nazwa kościoła wywodzi się z roku 1689, kiedy to wybuchł wielki pożar. Ogień dosłownie wypalił wnętrze i pozostawił czarne ściany. Sadzę już usunięto, ale nazwa została. Na witrażowych oknach założono filtrujące promienie słoneczne szyby. A to dlatego, że znajduje się tam imponująca kolekcja (119 sztuk) kobierców i dywanów z XVII i XVIII wieku przywiezionych przez kupców z Turcji i ofiarowanych w podziękowaniu za szczęśliwy powrót z handlowej wyprawy. Na organach o 4000 piszczałek latem odbywają się koncerty: trzy razy w tygodniu. Nieopodal znajduje się rynek z ratuszem, niegdyś tylko wieży należącej do cechu kuśnierzy. Z niej ostrzegano przed nadchodzącymi wojskami wroga, lub pożarem. Teraz to wysoki budynek w barokowym stylu, w którym mieści się Muzeum Historyczne. Rynek otaczają urocze kamienice z ogródkami parasoli. Ciągną się też one dalej, w deptaki usiane restauracjami i barami. Najpopularniejsze są chyba pizzerie i włoskie restauracje. I trzeba przyznać, że rumuńska pizza jest znakomita! Podobno w tym restauracyjnym zagłębiu zatrzymał się też król Maciej Korwin (1443- 1490), przebrany za zwykłego obywatela. Chciał posłuchać o czym mówią poddani. Gust miał jednak skromny, albo menu było ubogie. Zjadł on jednak 6 jaj i popił szklanicą wina. Po czym w ramach napiwku zostawił po sobie rymowankę: „Tu Maciej Król przebywał i sześć jajek spożywał”. Niestety jaj samych w sobie już się nie podaje, za to wino jest smaczne i tanie. Z dzielnicy niegdyś za murami przechodzimy do Schei, części zamieszkałej niegdyś tylko przez Rumunów. To miejsce rzadziej odwiedzane przez turystów i nie tak odrestaurowane, ma jednak ciekawszy klimat i kilka kultowych dla Rumunów zabytków. Na naszym spacerze zapewne zauważymy zamek na wzniesieniu. Wzniesiono go w XVII wieku i należał on do fortyfikacji miasta. Dziś znajduje się tam wykwintna restauracja. W Shei najważniejsza jednak jest cerkiew Św. Mikołaja, z roku 1594. Nie jest ona zwieńczona cebulastą kopułą, ale strzelistą wieżą. Warto zajrzeć do wnętrza pokrytego malowidłami z XVIII wieku. Tak jak inne średniowieczne kościoły jest ona otoczona murem z drewnianą bramą wejściową. W ich obrębie jest mały cmentarzyk gdzie pochowani leżą pierwsi rumuńscy politycy. Nieopodal jest budynek gdzie po raz pierwszy w historii zaczęto nauczać w języku rumuńskim. Teraz jest to Muzeum Pierwszej Rumuńskiej Szkoły. Znajdziemy tam około 4000 najstarszych ksiąg w tym języku, a także Biblię wydrukowaną na koźlej skórze. Warto zagubić się w dzielnicy Schei w wąskich, trochę zaniedbanych uliczkach, oraz odwiedzić Muzeum Etnograficzne i Muzeum Sztuki. Jeden dzień w Braszowie na pewno nam nie wystarczy, bo i okolica jest pełna atrakcji. Chłopski Zamek Rasnov (już opisywany), Zamek Drakuli oraz spacery po Narodowym Parku Piatra Craiului zapewnią nam ciekawe kilkudniowe wakacje w Transylwanii, gdzie uroczy Braszów będzie bazą wypadową.

 

Tekst i fot. Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_