03 marca 2015, 10:30 | Autor: admin
Magia opery. Anna Simińska jako Królowa Nocy

„Czarodziejski flet”, inspirowany oświeceniowymi ideałami i tajemnymi praktykami, typowe dziecko swej epoki, uderza sztucznością górnolotnych i abstrakcyjnych idei. Na szczęście jego ojcem jest Mozart, który napisał genialną muzykę, wyrażającą najsubtelniejsze emocje. I nawet gdy przygody bohaterów nie biorą się z realnego świata, mogą z powodzeniem działać na nas wpisane w tę operę uczucia, mieszający się w postaciach komizm i dramat oraz wzniosłość partii chóralnych. Ta opera nie zejdzie ze sceny dokąd znajdą się śpiewacy i scenografowie na miarę tego arcydzieła, bo jak nieziemskie jest piękno jego muzyki, tak i libretto daje plastykom wielkie pole do popisu.

"Czarodziejski flet" w The Royal Opera House/  (C) ROH. FOT.: MARK DOUET
"Czarodziejski flet" w The Royal Opera House/ (C) ROH. FOT.: MARK DOUET

Wznowiona właśnie produkcja „Czarodziejskiego fletu” w Covent Garden zdecydowanie broni jego piękna i magii. Uzmysławia, dlaczego oczarowuje on odbiorców kolejnych epok i stuleci: bo właśnie łączy piękny śpiew z wyobraźnią reżysersko-scenograficzną. Pozostawia w odbiorcy niezapomniane wzruszenia i obrazy. Konflikt „królestwa nocy” z „królestwem słońca” oraz pełna zasadzek droga głównych bohaterów „ku oświeceniu” jest tu pretekstem do olśnienia widzów baśniową magią i tajemnicą.

Gra świateł operująca kontrastami i barwami żywiołów natury oraz łączenie różnych form teatru to mocne strony tego przedstawienia. Dochodzi do tego pełna niespodzianek zabawa skalą: to, co normalnie wydaje się małe i odległe, tu staje się ogromne, przerasta miarę tego, co znamy (przybliżone ciała niebieskie czy choćby gigantyczny wąż, z którym w pierwszej scenie staje oko w oko Tamino). Przy wszystkich tych zabiegach odnosi się wrażenie, że spektakl jest utrzymany w konwencji mozartowskiej epoki. Świadczą o tym kostiumy, wykorzystywane konstrukcje mechaniczne (np. latająca machina jak z wieku nauki i postępu) oraz klasycystyczne i masońskie elementy scengrafii. Ale zastosowano i takie zabiegi, jak współczesne potraktowanie roli Papageny (odważnie zagranej przez Rhian Lois), co zupełnie zaskakuje i potęguje komediowy aspekt przedstawienia.

Najważniejszy jednak w operze jest śpiew i to właśnie odtwórca głównego bohatera – młodego księcia Tamina, Toby Spence, ofiarowuje pierwsze wspaniałe wrażenia wokalne. Dzieje się tak od jego pierwszej arii, w której wyraża zachwyt nad podobizną jeszcze nie znanej mu jego przyszłej ukochanej, Paminy. Niepozorny z początku głos Spence’a nabiera wówczas tak różnorodnych kolorów, że zaskakuje swym pięknem i odcieniami. Gdy w późniejszym etapie opery w przygody księcia włącza się Pamina (Janai Brugger), są parą zachwycającą. Świetny jest również towarzysz ich magicznych przygód, ptasznik Papageno, w którego wciela się Markus Werba – zabawny, niezwykle dynamiczny aktor, a przy tym dysponujący pięknym, nośnym barytonem.

Kolejna gwiazda przedstawienia to Sarastro – wyklęty przez Królową Nocy władca domeny światła, mądrości i wszelkich cnót. Georg Zeppenfeld samym tylko śpiewem wzbudza ogromny entuzjazm na widowni, bo jego rola ze swej natury jest statyczna. Rywalizująca z nim na scenie Królowa Nocy, grana przez polską sopranistkę Annę Simińską, jest pięknie śpiewana i dynamicznie grana, niemniej nie poraża swą obecnością sceniczną, czego zgodnie z tradycją oczekuje się od tej postaci. Ona sama i jej damy dworu są pełne wdzięku i nie mają w sobie czegoś szczególnie złowrogiego, nawet gdy władczyni wpada w furię i chęć odwetu w najsłynniejszej arii tej opery. To pewnie wynika z cechującej odtwórczynie młodości i świeżości, którymi trudno konkurować ze światem Sarastra, zdominowanym przez dojrzałych mężczyzn.

Uwagę przykuwa odtwórca niewielkiej roli. Dwaj mężczyźni w zbrojach stoją na straży pałacu prób ognia, wody, powietrza i ziemi. Niesamowity głos jednego z nich (choć oba były bardzo dobre) sprawia, że na chwilę wychodzi on z roli podrzędnej i jego śpiew zaczyna królować. Mowa o głosie tenora, Samuela Sakkera. Przy okazji budzą się dwie refleksje – przecież to dopiero artysta młodzieżowego Jette Parker Young Artist Programme, działającego przy Królewskiej Operze w Londynie; po drugie – jego niesamowita barwa głosu nadaje całej sytuacji wzniosłą powagę. Jeśli odbiorca miałby nawet ochotę uśmiechnąć się na widok księcia stojącego wobec strażników u bram kolejnej domeny poznania, to nie jest w stanie tego zrobić, bo dominuje tu inny rodzaj percepcji – uważnej, zasłuchanej w pięknie głosu. Tak samo zachwyca współbrzmienie głosów trzech chłopców, którzy prowadzą Tamina i Papageno na ich niebezpiecznej drodze.

„Czarodziejski flet” w The Royal Opera House: Anna Simińska jako Królowa Nocy w otoczeniu dam dworu/ (C) ROH. FOT.: MARK DOUET
„Czarodziejski flet” w The Royal Opera House: Anna Simińska jako Królowa Nocy w otoczeniu dam dworu/ (C) ROH. FOT.: MARK DOUET

Być może jest to trzeci ze sposobów na tę operę: nie tylko zachwycające głosy i plastyka, ale i siła ekspresji wokalnej. Wtedy to „zwykły” strażnik każe nam z pełną powagą i gęsią skórką na ciele słuchać wypowiadanych przez niego słów; Królowa Nocy w swym pragnieniu zemsty i władzy mrozi widzom krew w żyłach, a Monostatos (świetnym odtwórcą tej roli w Covent Garden jest obecnie Colin Judson) swymi zakusami wobec Paminy budzi wstręt. Wybitny śpiew to podstawa opery, ale przy porywającym aktorstwie daje jeszcze więcej satysfakcji i wręcz ratuje dzieło tam, gdzie może razić jego sztuczność.

 

Agnieszka Okońska

(C) ROH. FOT.: MARK DOUET

 

W. A. Mozart: „Czarodziejski flet”, 23 lutego – 11 marca 2015; Royal Opera House, Covent Garden; reż. David McVicar, scenografia John Macfarlane, orkiestrą i chórem ROH dyryguje Cornelius Meister; bilety i informacje: 020 7304 4000, www.roh.org.uk

 

 

„Czarodziejski flet” w The Royal Opera House: Anna Simińska jako Królowa Nocy w otoczeniu dam dworu/ Fot. (C) ROH. FOT.: MARK DOUET

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_