15 marca 2015, 12:22 | Autor: admin
Historia, z której możemy być dumni

O zakłamywaniu polskiej historii, ekspansji rodzimej nauki do wewnątrz i szansach na to, żeby język polski stał się przepustką do pokazania Brytyjczykom dorobku krajów Europy Środkowo-Wschodniej, z prof. Arkadym Rzegockim rozmawia Piotr Gulbicki.

Arkady Rzegocki
Arkady Rzegocki

 Postrzeganie Polski wśród Brytyjczyków ewoluuje?

Po moim ostatnim dłuższym pobycie w Sidney Sussex College w Cambridge dochodzę do wniosku, że właściwie nie nastąpiła widoczna, skokowa zmiana dotycząca obecności Polski i szerzej, krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w publikacjach naukowych ukazujących się w Wielkiej Brytanii.

Tymczasem na Wyspach, czy ogólnie w świecie zachodnim, ciągle można napisać wysoko cenioną naukowo pracę o europejskim konstytucjonalizmie, republikanizmie czy parlamentaryzmie z pominięciem doświadczeń Rzeczypospolitej.

Przypadek?

Załóżmy, że ignorancja i niewiedza. Nie bez znaczenia jest również fakt, że Polski nie było na mapie świata, jako niepodległego bytu, przez niemal 200 lat, z wyjątkiem 20-lecia II RP. Teraz, mimo że czasy się zmieniły, nadal nie mamy silnego lobby będącego w stanie wpływać na świadomość Zachodu. Owszem, na Wyspach są naukowcy, którzy zajmują się polską historią i naszymi sprawami, ale jest ich bardzo niewielu. To kropla w morzu potrzeb. Dlatego konieczna jest promocja wiedzy o Polsce skierowana w pierwszym rzędzie do państw zachodnich. Odrębna kwestia to zjawisko, które nazywam ekspansją polskiej humanistyki do wewnątrz.

Ekspansją do wewnątrz?

Sami, jako Polacy, nie doceniamy naszych historycznych dokonań, często je pomijając bądź umniejszając. Wielokrotnie uczestniczyłem w konferencjach i spotkaniach naukowych poświęconych dziejom rodzimego konstytucjonalizmu, podczas których polscy uczeni mówili np.: „no tak, ale chłopi byli u nas gnębieni”, „no tak, ale w demokracji partycypowało tylko 10 procent ludności”. Tymczasem 8-10 procentowy udział wieloetnicznej i wieloreligijnej społeczności w demokratycznych procedurach w XVI wieku stanowił ewenement. W Anglii po reformie prawa wyborczego w 1832 roku możliwość głosu miało zaledwie około 3 procent obywateli.

W ten sposób dewaluujemy własną historię, czego nie robią inne narody. A to ma swoje konsekwencje. W Polsce przez lata dużo łatwiej było dostać granty na badanie zagranicznych tematów, niż na eksplorowanie rodzimej przeszłości. Sam byłem świadkiem jak zniechęcano naukowców naciskając na to, żeby nie podejmowali polskich zagadnień.

W ten klimat wpisuje się również okrojenie lekcji historii w szkołach…

Problem jest złożony i jak sądzę stanowi wypadkową kilku przyczyn. Po pierwsze, polskie kompleksy. Świat zachodni cały czas dla wielu wydaje się czymś lepszym, a w związku z tym, według nich, powinniśmy go bezwiednie naśladować. Ważną rolę odgrywają też powielane stereotypy, które często w niekorzystnym świetle przedstawiają historię Polski.

Przez lata publicznie ośmieszano takie pojęcia jak patriotyzm czy ojczyzna, atakowano powstania i inne narodowościowe zrywy. I nie dotyczy to tylko naukowców. Zauważmy, że nad Wisłą mamy artystów, którzy robią karierę na tym, że są antypolscy. Trudno to logicznie wytłumaczyć, bo przecież kierują swoją twórczość do polskiej publiczności.

I często kreowani są na tzw. autorytety.

No właśnie. A jeśli mamy problemy z przebiciem się z patriotyczną narracją na rodzimym podwórku, to co dopiero mówić o zagranicy. Dlatego potrzebą chwili jest zwiększenie wysiłku nad badaniami naszego dorobku. Jeśli już ktoś zajmuje się tematami zachodnimi, to powinien w swoich opracowaniach uwzględniać także polską recepcję, nasze doświadczenia. To coś nowego, innowacyjnego, co możemy wnieść do nauki światowej.

Kiedy byłem na konferencji poświęconej Williamowi Blackstone’owi, ogromne zainteresowanie słuchaczy wywołała przekazana przeze mnie informacja, że jeszcze w XVIII wieku dzieła tego jednego z największych filozofów prawa zostały przełożone na język polski. Dla Anglosasów było to duże zaskoczenie – tym większe, że w owych czasach angielski był językiem peryferyjnym w stosunku do francuskiego czy łaciny.

Z kolei niedawno w Wyższej Szkole Europejskiej im. Tischnera w Krakowie odbyła się konferencja na temat książek i wydawnictw katolickich przemycanych w XVII wieku do Anglii. Głównie z Francji, ale również z Polski. W obradach uczestniczyło kilkunastu wybitnych badaczy anglojęzycznych – z Wielkiej Brytanii, Republiki Południowej Afryki oraz Stanów Zjednoczonych – i dla wielu z nich prezentowane treści stanowiły zupełną nowość. Poza bagażem naukowym wywieźli ze sobą wspomnienia z Polski i przekonanie o ogromnej roli jaką państwo Jagiellonów i Rzeczpospolita odgrywały w XVI i XVII wieku.

W jakim kierunku powinno iść definiowanie naszego dziedzictwa?

Praktycznie w każdym, zarówno jeśli chodzi o dawne dzieje, jak i obecną sytuację. Dziś szczególnie istotne są doświadczenia z własną państwowością – głównie dotyczące Polski Jagiellońskiej, Rzeczypospolitej Wielu Narodów oraz II Rzeczypospolitej. Bo mimo że minęło ćwierć wieku od upadku komunizmu, ciągle mamy kłopoty z określeniem naszej podmiotowości oraz dokończeniem budowy państwa wolnościowego i sprawiedliwego. A przecież są wzory, do których możemy i powinniśmy się odwoływać.

W bieżącym roku Brytyjczycy uroczyście świętują 800-rocznicę podpisania Magna Carta. To dobra okazja, żeby przypomnieć, że w wolnościową tradycję Europy ogromny wkład miały państwa Europy Środkowej, w pierwszym rzędzie Rzeczpospolita. Przed konstytucją Stanów Zjednoczonych, przed monarchią konstytucyjną w Anglii po chwalebnej rewolucji 1688-89, istniało konstytucyjne państwo Jagiellonów. Już co najmniej od 1505 roku można mówić o rządach konstytucyjnych nad Wisłą, gdyż zostały określone ograniczenia władzy królewskiej i kompetencje dwuizbowego parlamentu Korony. Ten proces postępował w dalszych latach – Unia Lubelska, Artykuły Henrykowskie i wreszcie Konstytucja 3 Maja, w której zawarto najważniejsze zasady ustrojowe w jednym akcie.

Jednak to Westminster nazywany jest Matką Parlamentów.

Z punktu widzenia świata anglosaskiego to słuszne określenie, niemniej tradycji parlamentarnych nie można rozpatrywać z pominięciem naszego kraju. Rację ma prof. Richard Butterwick mówiąc, że nigdzie na świecie w XVI wieku kultura polityczna nie była tak rozwinięta jak w ówczesnej Polsce, gdzie w sejmikach i parlamencie zasiadali obok siebie katolicy, prawosławni, protestanci. Warto również pamiętać, że każdy Żyd, który konwertował na chrześcijaństwo, automatycznie był nobilitowany i stawał się obywatelem Rzeczypospolitej.

Czasami Jagiellonów porównuje się z Tudorami.

Owszem, jest trochę podobieństw, jednak istnieje też cały szereg różnic. I to zasadniczych. Nasi władcy byli nastawieni wolnościowo i tolerancyjnie – zarówno pod względem religijnym, jak i narodowościowym. Natomiast u Tudorów bywało z tym bardzo różnie.

Symptomatycznym przykładem jest tu londyńska twierdza Tower, która przez wieki była siedzibą angielskich królów. Jednak dziś to miejsce kojarzy się głównie z okrutnym więzieniem. A z drugiej strony mamy Wawel w Krakowie i Zamek Królewski w Warszawie, które były nie tylko monarszymi twierdzami, ale także miejscem obrad parlamentu. Musimy to pokazywać wychodząc z naszą narracją do Brytyjczyków i ogólnie do świata Zachodu i Wschodu. Europa bez nawiązania do wolnościowego i tolerancyjnego dorobku Jagiellonów i Rzeczypospolitej jest dużo uboższa.

Trudne zadanie.

Trudne, ale mające szanse na sukces. A jak to robić? Wydając naukowe publikacje na temat Polski po angielsku. Organizując wykłady i dyskusje na brytyjskich uczelniach dotyczące polskich zagadnień. Realizując projekty poświęcone naszej historii – takie jak ten, który obecnie prowadzi grupa badaczy pod kierunkiem dr Natalii Nowakowskiej na Uniwersytecie w Oksfordzie, a dotyczący dynastii Jagiellonów. Projekt ma potrwać kilka lat, możliwy jest dzięki funduszom uzyskanym z Unii Europejskiej. W ten nurt wpisuje się również zainicjowany przeze mnie Polski Ośrodek Naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego w Londynie.

Ale te działania nie powinny ograniczać się tylko do Wysp. W ubiegłym roku zainaugurowała w Krakowie działalność Szkoła Letnia, skierowana do nauczycieli angielskich szkół podstawowych i średnich. Projekt, na który składały się wykłady, konferencja, zwiedzanie ciekawych miejsc, cieszył się dużym zainteresowaniem, a jego uczestnicy mieli okazję zgłębić historię i dorobek Polski. Obecnie uczestniczą w spotkaniach dotyczących naszego kraju organizowanych w Wielkiej Brytanii, m.in. w Ambasadzie RP, oraz w wykładach i warsztatach przygotowanych przez Polski Ośrodek Naukowy oraz inne organizacje i instytucje. Bo idea projektu PON UJ jest taka, żeby nie była to jednorazowa akcja, a jego siła tkwiła w ciągłości działania.

Jednak wszystkie te inicjatywy mają dość ograniczony zasięg…

Dlatego, co trzeba mocno podkreślić, bardzo istotne znacznie ma działalność oddolna. Wielkim, niewykorzystanym potencjałem, są nasi emigranci i księża. Badania przeprowadzone kilka lat po akcesji Polski do Unii Europejskiej wykazały, że aż 80 procent Brytyjczyków, którzy odwiedzili Polskę, zostało zachęconych do tego przez swoich polskich przyjaciół. A więc nie oficjalne wydawnictwa, urzędowe kampanie czy promocje, ale oddolne oddziaływanie miało decydujący wpływ na kreowanie zachowań.

Kształtowanie dobrego imienia Polski jest wyzwaniem dla nas wszystkich – emigrantów, naukowców, instytucji. A stawka jest wysoka – mamy bowiem szansę, żeby język polski stał się przepustką do pokazania Zachodowi dorobku Europy Środkowo-Wschodniej i innych języków słowiańskich. Jeśli uda się zaistnieć w świadomości Brytyjczyków, wówczas będzie okazja wejścia do pierwszej ligi globalnego świata, gdyż właśnie na Wyspach mieści się jedno z jego centrów. Jednak możliwe jest to tylko pod warunkiem współpracy z innymi przedstawicielami państw naszego regionu – Litwinami, Łotyszami, Słowakami, Czechami, Ukraińcami, Białorusinami, Węgrami, Rumunami, Bułgarami, Chorwatami…

Póki co, Brytyjczycy postrzegają Europę Środkowo-Wschodnią przez pryzmat Rosji.

Bo jest to mocarstwo z bogatą historią, które przyćmiewa swoich bliższych i dalszych sąsiadów. Jednak ewolucja w podejściu do tych zagadnień jest możliwa, trzeba tylko działać konsekwentnie, krok po kroku i nie robić takich błędów jak przy okazji organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Nie wykorzystaliśmy wówczas ogromnej szansy, żeby przebić się do świadomości innych narodów odnośnie naszego wspólnego, polsko-ukraińskiego dziedzictwa. Gdyby tak się stało, dziś dużo łatwiej byłoby Zachodowi zrozumieć konflikt na Ukrainie. Nie zrobiliśmy tego, o co zadbali Brytyjczycy podczas otwarcia olimpiady w Londynie, czy Rosjanie w czasie igrzysk w Soczi. Jedni i drudzy pokazali własną wizję dziejów swoich krajów milionom ludzi na całym świecie…

 Arkady Rzegocki

Politolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie w Londynie. Kierownik projektu Polski Ośrodek Naukowy UJ w Londynie. Radny Miasta Krakowa.

Zajmuje się polską i angielską myślą polityczną, jest autorem książek o liberalnym katolicyzmie Lorda Actona oraz pierwszej polskiej monografii o pojęciu racji stanu. Prowadził badania w Cambridge i Oksfordzie. Honorowy prezes Klubu Jagiellońskiego, członek zarządu Ośrodka Myśli Politycznej.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (2)

  1. Ciekawy wywiad, celnie punktujący zaniedbania Polski w ostatnich 20 latach.

    • Słusznie, ale nasze zaniedbania w prezentowaniu polskiej racji stanu i historii trwają od 1945 roku.
      I trzeba to zmieniać nawet za pomocą małych kroków, rozmów, tekstów.