22 maja 2015, 06:00 | Autor: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Ponadczasowa inspirowana życiem…

Scena w Ognisku Polskim zawsze była chlubą emigracji, na jej deskach występowali najlepsi, a w wśród publiczności zasiadały ikony polskiej emigracji. Ognisko tętniło życiem, było oazą nie tylko polskości, ale kunsztu i elegancji. Więc kiedy pojawiło się zagrożenie, że budynek może zostać sprzedany, a tym samym Polacy zostaną pozbawieni możliwości spotkań z kulturą wysoką pod polskim dachem, na dodatek w domu z tradycją, która dzisiaj sięga już 70 lat, rozpoczęła się walka nie tylko o to, aby położone w sercu Kensingtonu Ognisko nie poszło pod młotek, ale również o to, aby promowano w nim z jednej strony polską kulturę, a z drugiej zapraszano Brytyjczyków do odwiedzania tego miejsca.

Bohaterowie sztuki: Amanda i Victor Prynne/ fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Bohaterowie sztuki: Amanda i Victor Prynne/ fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

Innymi słowy, do zacieśniania pomostu między kulturami, za pomocą sztuki właśnie. Zgodnie z zamierzeniami, tak właśnie się stało, i chociaż niektórzy sądzą, że dzisiaj Ognisko stało się bardziej brytyjskie niż polskie, nie do końca mają rację. Sztuka wszak nie mówi jednym językiem, to subtelna nić łącząca ludzi różnych wyznań, poglądów i narodowości, spełniająca rozmaite funkcje, której granic nie sposób zdefiniować.

 

Na deskach Hemara

Doskonale o tym wiedzą Maja Lewis i Magdalena Rutkowska Hunt, które przyczyniły się do reaktywowania Teatru im. Mariana Hemara w Ognisku Polskim. Teatr ma promować Polskę nie tylko wśród Polaków, ale także wśród Brytyjczyków. Jednak w planach teatru jest wystawianie sztuk klasyków, niekoniecznie polskich, ale raczej tych o randze światowej, stąd w ubiegłym roku na deskach ogniskowej sceny najpierw zagrano Moliera, a zaledwie dwa tygodnie temu sięgnięto po Cowarda.

„Private Lives” Noëla Cowarda, wystawiona w Sali Hemara Ogniska Polskiego zachwyciła publiczność, bowiem znana tragifarsa, mimo upływu lat nie traci na aktualności w różnych zakątkach świata. Traktuje bowiem o relacjach damsko-męskich, podejmowaniu dialogu, budowaniu porozumienia, szczególnie na płaszczyźnie mąż-żona. I mówi jeszcze o czymś, może i najważniejszym, że małżeństwo to sztuka kompromisu, w którym fundamentem jest otwarta komunikacja, to ona stanowi o porozumieniu, dla jednych stając się obietnicą szczęścia, dla innych jest szczęściem w samym sobie, bo czy nie umiejętność słuchania i mówienia stanowi drogę do budowania pozytywnych, trwałych relacji? A jeżeli jeszcze towarzyszy im miłość, namiętność, to możemy mówić o sukcesie, oczywiście w małżeństwie. A jak było w przypadku dwóch małżeństw ze sztuki Cowarda…? Oba raczej znalazły się na zakręcie, gdzie dla jednego z małżonków „w prawo” oznaczało „w lewo”, i odwrotnie. Rzecz w tym, żeby pragnęli tego samego…

 

Spotkanie na balkonie

Coward, brytyjski reżyser teatralny, dramaturg, scenarzysta, a także autor znany jako twórca rewii, komedii oraz musicali napisał ponad 50 sztuk, jednak to właśnie „Private Lives”, powstałą w 1930 roku, krytycy uznali za jedną z najważniejszych w jego dorobku. Napisana niemalże jednym tchem, w ciągu kilku dni, opowiada historię niby tylko z pozoru zwyczajną, a jednak jej finał nie jest łatwy do przewidzenia. Widz może się jedynie domyślać, bywa zaskoczony, ale w rezultacie nie pozostaje zdziwiony, bo przecież życie lubi płatać figle. Taki figiel z jednej strony zabawny, śmieszy, z drugiej tragiczny, spłatał los dawnym kochankom, małżonkom, których drogi życiowe przypadkowo ponownie się skrzyżowały.

A sztuka zaczyna się niewinnie, zwyczajnie…

Otóż dwie całkiem niedawno poślubione pary, Sibyl oraz jej mąż Elyot Chase, a także Amanda i Victor Prynne przyjeżdżają na Lazurowe Wybrzeże. Każda z nich osobno. Nie znają się, ale wkrótce dojdzie do spotkania, które nie tylko odkryje tajemnicę Amandy i Elyota sprzed lat, ale całkowicie zmieni bieg wydarzeń ich życia.

Piękny hotel, Lazurowe Wybrzeże, miesiąc miodowy, mnóstwo obietnic i planów, zwiastun nowego…, które może się nigdy nie spełnić, a wszystko za sprawą przypadkowego spotkania na hotelowym balkonie. Właśnie o tym dowiaduje się widz już w pierwszej odsłonie spektaklu.

Dokładnie jak w życiu, kiedy tylko z pozoru drobiazg, a jednak dokładnie ten szczegół może nadać mu inny bieg. Często taki, którego kierunku nie można…, albo nie chce się zmienić. A jak było w przypadku męża Sibyl i żony Victora…?

Zaskakująco, burzliwie, szokująco…, a wszystko zakończyło się na nowo romansem, bo jak się okazuje uczucie, które łączyło tych dwojga nie wygasło, zostało jedynie uśpione. Teraz nadarzyła się okazja, aby dwie rozdzielone z sobą połówki odnalazły się, zrozumiały, że chcą być razem, i podjęły decyzję o ponownym dzieleniu radości i trosk życia z sobą. Jak to jednak zrobić, kiedy w tym samym hotelu czekają: młoda, nowa żona Eylota i zazdrosny małżonek Amandy? Cóż, pozostała im jedynie ucieczka…, bo miłość nie zna granic i nie potrafi czekać, podejmuje ryzyko, nawet za cenę szczęścia i dobra innych.

„Private Lives” w reżyserii Gigi Robarts wystawiono w Ognisku pięć razy. Sztukę obejrzała polsko-brytyjska widownia. Miłość, namiętność, emocje, rozterki i szukanie odpowiedzi na tylko z pozoru łatwe pytania, to rzeczy, które trapią bohaterów, które są również bliskie nam wszystkim. Tylko nie wszyscy mamy odwagę by iść za głosem swojego serca, by słuchać tego, co ma nam dopowiedzenia. Może czasem warto, i to nie tylko w sprawach miłości? Zatem odsyłam do podpatrzenia „Życia Prywatnego”, bo pod takim tytułem jest znana polskojęzyczna wersja sztuki, gdzie tragizm na przemian plącze się z farsą. A my niczym bohaterowie Cowarda, przecież też czasami bywamy na zakręcie… Oglądając sztukę warto zajrzeć w głąb siebie, i przyjrzeć się temu, kiedy byliśmy tam ostatnim razem.

 

Tekst i fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_