16 czerwca 2015, 10:09 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Polskie ścieżki w St Andrews

St Andrews to małe miasteczko nad Morzem Północnym, w hrabstwie Fife w Szkocji. Znane jest przede wszystkim z najstarszego w tym kraju uniwersytetu, na którym studiowali brytyjscy książęta. To tutaj następca tronu William spotkał swoją Kate, tutaj zgodnie z legendą szkoccy pasterze wymyślili grę w golfa. W tej kilkunastotysięcznej miejscowości nie brakuje także polskich akcentów.

Zamek, uniwersytet i golf

St Andrews założył w 1140 roku biskup Robert . To było modelowe miasto z charakterystycznym układem ulic: North Street (biegnąca najbliżej morza), Market Street oraz South Street, biegną z zachodu na wschód. W średniowieczu miasto było duchową stolicą Szkocji, a do tutejszej katedry przybywali pielgrzymi z całych Wysp Brytyjskich. Posiadało też szerokie wpływy gospodarcze i polityczne. W czasie reformacji i późniejszych wojen miasto podupadło. Średniowieczna forteca, własność biskupów popadła w ruinę, a miejscowa ludność rozgrabiła go z cennego budulca, który przeznaczono na… budowę przystani, która w owym czasie była bardziej potrzebna. Podobny los spotkał dostojną gotycka katedrę, której pozostałości przypominają o jej dawnym rozmachu. Nawet tutejszy uniwersytet na przełomie XVII i XVIII wieku rozważał przeniesienie się do Perth.

Mozaika na gmachu urzędu miasta / fot. Magdalena Grzymkowska
Mozaika na gmachu urzędu miasta / fot. Magdalena Grzymkowska

Trudno teraz jednoznacznie stwierdzić, kto wpadł na pomysł, jak uratować podupadające miasteczko. Ale pomysł okazał się trafiony. Ponieważ St Andrews nie było już ważnym punktem na mapie politycznej ani gospodarczej Szkocji, postawiono na rekreację. Jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać pola golfowe, założono Royal and Ancient Golf Club of St Andrews , w którym grywał Wilhelm IV Hanowerski, a w  1897 roku stowarzyszenie skodyfikowało reguły gry w golfa i przez następne 30 lat było zapraszane do organizowania turniejów na innych polach. W tym czasie w mieście pojawili się liczni turyści, powstały eleganckie hotele i sezonowe wille. Prestiż miasta został wskrzeszony. Na Old Course wciąż przyjeżdżają  pielgrzymki golfistów, aby zobaczyć kolebkę tego spotu, o czym przypomina miejscowe muzeum oraz fakt, że to właśnie stąd pochodził Tom Morris uważany za pioniera profesjonalnego golfa. Bez zdjęcia na słynnym kamiennym mostku, na którym fotografowały się największe sławy, wyjazd do St Andrews jest nieważny.

Szkockie poloniki

W okresie letnim, który, jak to Szkoci żartobliwie twierdzą, trwa dwa tygodnie, znaczną część populacji St Andrews stanowią miłośnicy golfa. W pozostałych miesiącach – studenci. Tutejszy uniwersytet jest trzecią najstarszą uczelnią w Zjednoczonym Królestwie po Oxford i Cambridge. W rankingach brytyjskich uniwerków również utrzymuje podobną lokatę. Wśród jego absolwentów oprócz rodziny królewskiej znaleźli się m.in. Archibald Campbell, szef rządu szkockiego w XVII wieku,  James Wilson i John Witherspoon, ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych, ekonomista Adam Ferguson, poeta William Dunbar, Bertie Forbes, założyciel czasopisma Forbes, czy też szereg utytułowanych naukowców oraz noblistów. Obecnie działa tu też prężnie Polish Society at the University of St Andrews, które ostatnio zaangażowało się mocno w kampanię popularyzacji krwiodawstwa Bloody Foreigners. Bo w końcu nie samą nauką żyje człowiek – świadczy o tym też co roku organizowana na kampusie dla pierwszoroczniaków (prawdopodobnie największa na świecie) bitwa na… piankę do golenia.

Pomnik gen. Sikorskiego / fot. Magdalena Grzymkowska
Pomnik gen. Sikorskiego / fot. Magdalena Grzymkowska

St Andrews  ma jeszcze jeden silny polski akcent. Podczas II wojny światowej w St Andrews stacjonował I Korpus Polski wraz z jego dowódcą gen. broni Władysławem Sikorskim. Obecność polskich żołnierzy silnie zaznaczyła się regionach Fife, Perthshire, Forfar i Angus. Polacy nie tylko ćwiczyli tu manewry, ale też pomagali na szkockich farmach – ze względu na mobilizację wojskową każda para rąk do pracy była cenna. Między innymi poprzez swoją pracowitość i zaangażowanie w walce o „wolność naszą i waszą” szybko zyskali sympatię lokalnej społeczności. W wyrazie uznania Szkoci zapraszali żołnierzy do swoich domów, gdzie wymieniali się historiami i prezentami. Kilka z można do chwili obecnej  zobaczyć spacerując po mieście – w centralnym punkcie stoi pomnik poświęcony pamięci gen. Sikorskiego, a na jednej ze ścian urzędu miasta znajduje się mozaika przedstawiająca polskiego żołnierza, zaprojekowana i stworzona  przez nich samych w 1942 roku.

Kolejny prezentem od 3 Brygady Spadochronowej jest kopia obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, stworzona przez Albina Bratanka. Ikonę wykonano z pustych puszek po żołnierskich konserwach, muszli i łusek po nabojach. Ten unikalny przykład artystycznego recyclingu można zobaczyć w kaplicy Falkland Palace. W okolicznych kościołach nie zabrało również nawiązujących do obecności Polaków w Szkocji witraży, m.in. w St Cuthbert’s Church w Dalmeny czy w Galashiels w kościele Matki Boskiej i św. Andrzeja.

Polska ekspozycja w Muzeum St Andrews / fot. Magdalena Grzymkowska
Polska ekspozycja w Muzeum St Andrews / fot. Magdalena Grzymkowska

Z St Andrews wiąże się też inna ciekawa historia. To tutaj polski porucznik Józef Stanisław Kozacki wynalazł elektryczny wykrywacz min i niewypałów, który znalazł zastosowanie na polach wielu bitew II wojny światowej. Nie jest przesadą stwierdzenie, że to urządzenie miało ogromny wpływ na losy żołnierzy w aspekcie humanitarnym, ponieważ uratowało tysiące istnień i kończyn na całym świecie. Zmodernizowanej i unowocześnionej wersji tego sprzętu używa się do dziś. Niestety Kozacki nie otrzymał ani zapłaty, ani oficjalnego uznania za swoją pracę, nie licząc listu wdzięczności od króla Jerzego VI .

Bo w tym polsko-szkockim mariażu nie zawsze wszystko dobrze się układało. Po wojnie obecność Polaków stała się dla Szkotów coraz bardziej uciążliwa. Polakom, którzy nie mogli wrócić do ojczyzny, też nie było łatwo. Powodowało o konflikty i tarcia pomiędzy przedstawicielami tych dwóch narodowości. Napiętą sytuację  spotęgował antypolski ruch, na czele którego stał radny z Edynburga John Cormack. Na szczęście ten epizod nie trwał długo – był raczej wyrazem przejściowego odnajdywania się w nowej rzeczywistości. Wkrótce polska społeczność zintegrowała się  ze szkockim społeczeństwem. Do tej pory Polacy są cenioną mniejszością narodową w zimnej, niedostępnej Szkocji. I w przeciwieństwie do przeludnionej Anglii – bardzo pożądaną.

Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_