24 lipca 2015, 12:42 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Nieznany polski Londyn

Wykład prof. Rafała Habielskiego w Londynie był oczekiwany z pewną dozą ekscytacji i ciekawości. Co ten historyk i prasoznawca z Warszawy może wiedzieć o polskim Londynie? To pytanie zapewne zadał sobie w myślach niejeden uczestnik spotkania zorganizowanego przez Klub Jagielloński w sali multimedialnej POSK.

prof. Habielski
prof. Habielski

A jednak, prof. Habielski jest do tematu solidnie przygotowany. Zarówno jego praca doktorska jak i habilitacyjna ściśle były związane z emigracją Polaków w XX wieku. Profesor jest też autorem książki „Polski Londyn” – której tytuł mówi sam przez siebie – stanowiącej elementarz informacji o obecności Polaków w stolicy Wielkiej Brytanii. Pozostaje też prawdopodobnie jedynym w Polsce ekspertem specjalizującym się w tym szczególnym wycinku historii Polski.

– Polski Londyn to fenomen nie tylko w sensie geograficznym, ale także politycznym, społecznym i kulturalnym. To sposób widzenia rzeczywistości oraz stosunek do przeszłości. To było takie miejsce, w którym mogły przetrwać  wartości wyniesione z II RP – powiedział profesor.

Swój wywód zaczął od czasów wojennych, a dokładnie od etapu londyńskiego rządu na uchodźctwie,  który postanowił skorzystać z zaproszenia premiera Churchilla i przenieść swą siedzibę do Londynu. Następnie podpisano polsko-brytyjską umowę wojskową, zaczęły powstawać pierwsze polskie instytucje na obczyźnie, w tym „Dziennik Polski” czy Ognisko Polskie. Ukształtowane struktury były podporządkowane jednemu celowi: podtrzymaniu ciągłości państwowości w czasie wojennej zawieruchy. Na 5 lat Londyn stał się stolicą Polski.

U schyłku wojny, po postanowieniach Wielkiej Trójki londyński rząd stracił swoje wszelkie polityczne znaczenie. Dawni sojusznicy Wielka Brytania i Stany Zjednoczone wycofały uznanie dyplomatyczne Rządu RP na uchodźstwie. Tomasz Arciszewski stający na czele gabinetu w nocie przekazanej zwycięskim mocarstwom odrzucił postanowienia konferencji w Teheranie i Jałcie, stwierdzając, że swoje uprawnienia konstytucyjne przekazać może tylko rządowi wyłonionemu w wolnych wyborach w kraju.

– Nigdy wcześniej, ani nigdy później emigracja nie była tak zgodna co do tego, jaką postawę należy przyjąć wobec ustaleń Wielkiej Trójki – stwierdził lekkim przekąsem prof. Habielski. Bo nie da się ukryć, że w składającej się z silnych osobowości strukturze bez mocy decyzyjnej i siły sprawczej był jeszcze jeden problem: trudność w osiągnięciu wewnętrznego konsensusu.

– Jednak mimo to ta niewydolna struktura, nękana wewnętrznymi sporami przetrwała do 1989 roku, a nawet dłużej do przekazania insygniów władzy prezydentowi Lechowi Wałęsie – podkreślił historyk. Na słowo „niewydolna” kilka twarzy się skrzywiło, a po sali przebiegł szmer, ale Habielski kontynuował.

– Struktura formalna niewydolna pod względem politycznym. Zastanawiano się nad ideą legalizmu, aczkolwiek znaczenie rządu było coraz bardziej marginalne. Po 1945 roku przyszedł przełom, który rozpoczął rozwój innego obszaru życia emigracyjnego – kulturalno-społecznego. Z punktu widzenia moralności politycznej i zachowań Polaków, kontynuacja tradycji politycznych stała się zobowiązaniem. Ale zadania, jakie miała przed sobą emigracja polityczna, wykraczały w znaczący sposób poza możliwości. Dlatego za cel postawiono sobie ocalenie pamięci o tym, co było przed 1945 rokiem – tłumaczył.

W wymiarze kulturalnym emigracja sprawdziła się.

– Była bardziej efektywna, co okazało się nieco paradoksalne, ponieważ z założenia była obszarem dodatkowym do zadań i celów politycznych. Emigracja nie powstała przecież po to, aby opiekować się kulturą, a mimo to spełniała to zadanie bardzo dobrze – dodał Habielski.

W latach 1939-45 z oczywistych względów aktywność społeczno-kulturalna nie była podejmowana. W latach powojennych działania w sferze kultury przeżywały renesans.

– Okazało się, że słowo, książka, myśl jest silniejszym argumentem niż polityka uprawiana w tradycyjnym rozumieniu. Ponadto kultura w przeciwieństwie do polityki może być zasilana z kraju i może znajdować żywego odbiorcę. Czesław Miłosz, gdy w latach 50. zdecydował się na wybranie statusu emigranta, miał świadomość tego, że zerwanie z krajem będzie końcem jego kariery. Tymczasem okazało się, że dopiero na emigracji mógł w pełni rozwinąć skrzydła – dowodził profesor.

Londyn stał się ważnym ośrodkiem polskiej kultury.

– Mamy tu do czynienia z szeregiem instytucji  naukowo-historycznych, zrzeszeniami o charakterze twórczym, mamy oświatę na różnych poziomach, od szkół podstawowych do wyższych uczelni, funkcjonujących w oparciu o prawo brytyjskie, to znaczy których dyplomy były honorowane w Zjednoczonych Królestwie – mówił Habielski.

– Nie zapominajmy o prasie. Na emigracji powstaje wiele tytułów prasowych, a prasa dla emigrantów była czymś więcej niż tylko źródłem informacji. Miała za zdanie podtrzymywać tożsamość, kształtować postawy wobec rzeczywistości i wobec przeszłości. W świecie kultury prasa była instytucją niesłychanie ważną. Podobnie jest z literaturą. Jeśli się przyjrzymy dorobkowi literackiemu emigracji angielskiej, to zawdzięcza on swój rozwój instytucjom takim jak chociaż Radio Wolna Europa, która duży procent swojego czasu antenowego przeznaczała właśnie na audycje literackie. Nie bez znaczenia była działalność naukowa zawłaszcza jeżeli chodzi o historię – sumował historyk, wymieniając najbardziej zasłużonych kolegów po fachu – Mariana Kukiela, Henryka Paszkiewicza czy Jana Ciechanowskiego.

W dyskusji rozgorzałej po zakończonym wykładzie poruszono kilka tematów, m.in. wsparcie ze strony Londynu dla Polaków w czasie stanu wojennego, pomoc dla „Solidarności” czy cios jakim było nawiązanie stosunków dyplomatycznych przez papieża Jana XXIII (Watykan oprócz Hiszpanii, Kuby i Libanu był jednym z nielicznych krajów, które nie uznały rządu w Warszawie). Jednak chyba najbardziej drażniącą kwestią pozostaje pytanie: czy polski Londyn miał jakiekolwiek znacznie dla opozycji w kraju?

– Czy moment wyborów prezydenckich, w których wygrał Lech Wałęsa, nie był dobrym czasem na to, aby oddać należny szacunek prezydentowi na uchodźctwie? Czy może z perspektywy Polski był on potrzebny wyłącznie do tego, aby zwrócić insygnia władzy? – pytała Dobrosława Platt, dyrektor Biblioteki Polskiej w POSK-u.

To pytanie pozostało bez odpowiedzi, a raczej każdy w głowie odpowiedź ułożył sobie sam. Na koniec „Tydzień Polski” zapytał, czy współcześnie w Polsce jest zainteresowanie tematem polskiego Londynu. Czy Polacy mają świadomość tego, jak wiele ważnych kart historii naszego kraju zostało napisanych nad Tamizą?

– Nie sądzę. Ten temat jest praktycznie nieznany. Oprócz kilku pasjonatów i miłośników historii ludzie nie wiedzą i nie rozumieją wielowymiarowego znaczenia Londynu. Dlatego staram się, aby było inaczej – skwitował profesor.

Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_