31 lipca 2015, 15:16 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Z szablą na City Hall

Spotkania w kilku miastach w Anglii, debata w POSK-u, bankiet w „Białym Domu” – Jan Żyliński czasu nie marnuje i szykuje się do walki. Ale tym razem nie będzie to pojedynek na szable. Bynajmniej nie chodzi też o jego kandydaturę na mera Londynu. Polski biznesmen ze szlachetnymi korzeniami przekonuje, że walczy o coś znacznie więcej.

Jan Żyliński i Małgorzata Skibińska, prezes PPL przekroili tort słynną szablą ojca księcia, zasłużonego kawalerzysty
Jan Żyliński i Małgorzata Skibińska, prezes PPL przekroili tort słynną szablą ojca księcia, zasłużonego kawalerzysty

Żyliński wyznaje zasadę, że jedynym sposobem na rozładowanie stresu, jest sukces.

– Jestem nałogowcem, ja zawsze zwyciężam. Nawet jak przegrywam, przekuwam porażkę w zwycięstwo – powiedział podczas spotkania w swoim domu na Ealingu zorganizowanego dla młodej Polonii przy współpracy z Polish Professionals in London. Głównym przesłaniem jego wystąpienia był apel: „Polaku, poczuj swoją moc.”

Nie bez kozery zebrano się w jego owianej legendą posiadłości – kipiący bogactwem budynek naśladujący dwór w stylu stanisławowskim był punktem wyjścia dla jego wystąpienia.

– Każdy może mieć swój pałac – stwierdził. Nie ukrywał też, że White House robi wielkie wrażenie na ludziach prostych. – Jestem człowiekiem wykształconym, z tradycjami inteligenckimi, ale stawiam na lud – dodał.

Po tym wstępie książę Jan wszystkich zaskoczył słowami: „Mnie nie interesuje władza.” Po sali przebiegł szmer. Zgromadzeni sądzili bowiem, że Żyliński będzie ich przekonywał do głosowania na siebie w wyborach lokalnych.

– Ja mam swój biznes, mam pieniądze. Nie chce mi się siedzieć w City Hall i zastanawiać się nad ściekami i ścieżkami rowerowymi. Tu nie chodzi o to, żebym to ja został burmistrzem Londynu. To może być ktokolwiek z Was, ważne żeby był to Polak. To miasto czeka na nas, jak dziewica czeka na swojego księcia… to znaczy jest do wzięcia – rymował arystokrata.

Przypomniał, że statystyczny Polak w Wielkiej Brytanii mieszka 8 lat. Osiągnął stabilizacje, ma dobrą pracę, poznał wystarczająco język angielski. Wciąż jednak nie jest obecny w mediach i w polityce. Nie rejestruje się do wyborów, nie głosuje, nie kandyduje. Rzadko zainteresuje się polityką, a jak już to nastąpi, to staje się ona zarzewiem sporów i podziałów wśród polskiej społeczności. Tymczasem zdaniem Żylińskiego Polacy nie mogą czekać „na łaskę Anglików, oni nam nic nie dadzą, jeżeli sami sobie tego nie weźmiemy.”

– Ja idę na wojnę. Czekałem na ten moment cale moje życie. Przez całe życie doświadczałem rasizmu. Oczywiście, nigdy nie wprost, zawsze pomiędzy wierszami. Mimo że się dorobiłem, jestem księciem, jestem zdolny, ale czułem się jak obywatel drugiej kategorii. Owszem Anglicy może są tolerancyjni, zachwycają się naszymi krakowiankami, zajadają się naszymi pierogami, ale zakładają, że to oni są od rządzenia. Oni uważają, że to jest ich kraj. To jest nieporozumienie! – tłumaczył arystokrata, wywołując wśród swoich gości śmiech. – W porządku. To jest ich kraj, ale to także nasz kraj – uzupełnił.

Program wyborczy polskiego biznesmena jest bardzo prosty: milion nowych mieszkań w Londynie, milion zasadzonych drzew i ceny biletów komunikacji miejskiej obniżone o 50%.

„Świetny pomysł – szeptali zebrani – szkoda, ze zupełnie nierealny.”

– To jest absolutnie realne – ripostował polski kandydat.

– Od przyszłego roku, rząd w Edynburgu może opodatkować swoich obywateli. To znaczy, że nie musimy już łożyć na Szkotów, a tę pulę pieniędzy chcę przeznaczyć na rozwój stolicy. Niech się Szkocja odłącza, niech tworzy swoją socjalistyczną utopię, po trzech latach pewnie skończy jak Grecja. Pozbądźmy się pułku szkockiego, zastąpmy go Polakami. W ramach cięć budżetowych w miejsce trzech lotników proponuję jednego polskiego pilota. W końcu podczas wojny pokazaliśmy, że jesteśmy skuteczniejsi od Anglików. To by była prawdziwa integracja – konstatował.

Innym pomysłem Jana Żylińskiego jest pomnik na Hyde Park Corner. Duży, przynajmniej wielkości tego w Warszawie upamiętniającego powstańców. W jego głowie powstał już nawet projekt: dwa myśliwce bojowe, hurricane i spitfire, a poniżej wyłaniająca się kawaleria, jako element kontynuacji wojskowych tradycji narodu.

– Wtedy już nigdy żaden Anglik nie zapomni o długu, jaki mają względem polskich lotników. Im się wydaje, że to ich zwycięstwo, a to myśmy wygrali II wojnę światową – podkreślał.

Książę nie kryje konserwatywnych preferencji politycznych. „Tydzień Polski” zapytał, jak w takim razie chce przekonać rodaków o lewicowych poglądach.

– Wierzę, że Polacy ponad różnicami światopoglądowymi zrozumieją nadrzędny cel, jakim jest wejście naszych przedstawicieli w struktury polityczne tego kraju – odpowiedział, dodając, że pragnie pozostać do końca bezstronny i bezpartyjny.

– Ostatnio byłem w Southampton. Mieszka tam 30 tysięcy Polaków. Parę mile dalej, w Bournemouth jest ich 10 tysięcy, kolejne 10 tysięcy w Portsmouth. W sumie 50 tysięcy Polaków w jednym hrabstwie. To jest 5 dywizji pancernych! W samym Londynie z mieszkańców o polskich korzeniach moglibyśmy sformować 50 dywizji pancernych – kalkulował.

–To jest nasza siła! Tymczasem my ciężko pracujemy i… siedzimy cicho. Musimy domagać się należnego nam szacunku. Pamiętajmy, że ponad połowa tego miasta to ludzie z korzeniami za granicą. Jeśli my pójdziemy do boju, to pokażemy innym mniejszościom, że jest to możliwe. Chcę walczyć o to, żeby Anglicy zrozumieli, że my jesteśmy skarbem narodowym, że jesteśmy perłą w koronie brytyjskiej – dowodził.

Po zakończonym wykładzie nad kawałkiem tortu i kieliszkiem wina młodzi Polacy wymieniali się opiniami. Jedni kręcili nosem, twierdząc, że postulaty, które usłyszeli tego wieczoru, są niemożliwe do spełnienia. Drudzy zarzucali biznesmenowi, że w ten sposób chce promować siebie i swoje interesy. Inni ochoczo wpisywali się na listę wolontariuszy wspierających polskiego kandydata w jego działaniach. Zgoda była co do tego, że kampania wyborcza oparta na prostych, populistycznych hasłach dotrze polskich mas. A czy Żyliński poprowadzi Polaków na wojnę i czy zwycięży w boju o fotel burmistrza? Okaże się za dziewięć miesięcy.

Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (1)

  1. Przestan dziadzie nas osmieszac