02 sierpnia 2015, 09:23 | Autor: Piotr Gulbicki
W kapeluszu, przy dźwiękach muzyki

– Pracując nad modelem, który później zdobył wyróżnienie na słynnym konkursie w Luton, nie mogłam znaleźć sposobu jak go oryginalnie wykończyć. Tak mnie to zirytowało, że z nerwów chwyciłam za nożyczki i chciałam wszystko pociąć. I wtedy przyszło olśnienie, nożyczki okazały się świetnym elementem dekoracyjnym – mówi projektantka i wykonawczyni kapeluszy Agata Tanistra w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Agata Tanistra przy pracy
Agata Tanistra przy pracy

W dzisiejszych czasach jest popyt na kapelusze?

Jest i był praktycznie zawsze, chociaż w ostatnim okresie moda na to nakrycie głowy powraca ze zdwojoną siłą.

Powrót do przeszłości?

– Powiedziałabym, że zarówno nie tak dawnej, jak i tej bardzo odległej. Bo trzeba pamiętać, że kapelusze były używane już w starożytności – w antycznym Egipcie, Rzymie, Grecji. Wówczas przybierały małe formy, ściśle przylegające do głowy, a jak głosi legenda pierwszy kapelusz miał formę zwierzęcej skóry noszonej dla ochrony przed słońcem. Później ich wzory i zastosowanie ewoluowały. Kapelusze były bardzo popularne w XVII i XVIII wieku, szczególnie w Anglii, Francji i Włoszech, a ozdabiane różnego rodzaju dekoracjami podbijały dwory i ulice miast. Z jednej strony spełniały cele praktyczne, a z drugiej ozdobne. Ta moda z różnym natężeniem i w różnych formach przetrwała do dziś.

Podobno dobry kapelusz powinien odzwierciedlać osobowość jego właściciela.

– Dokładnie tak, musi się z nim komponować. Dlatego podczas rozmowy wstępnej bardziej interesuje mnie hobby klientów, niż wykonywana przez nich praca. Projekt trzeba również dostosować do twarzy, postury, garderoby. Bo co innego pasuje szalonemu artyście, a co innego osobie stonowanej, spokojnej.

Odrębna kwestia to nasza osobista percepcja. Kiedyś robiłam model dla bogatej Polki, którą przypadkowo poznałam na wakacjach. Twierdziła, że kapelusze zupełnie jej nie pasują, jednak ponieważ jestem przekorna i lubię wyzwania postanowiłam udowodnić, że jest w błędzie. Zrobiłam dla niej projekt typu klosz – wydłużany, nawiązujący w stylistyce do lat 20. ubiegłego stulecia. Od tej pory owa dama stała się wielką admiratorką kapeluszy.

Ich fanek nie brakuje również podczas corocznych wyścigów konnych w Ascot.

– To miejsce jedyne w swoim rodzaju, można tam zobaczyć wszystko, co w tej branży ważne – prawdziwą feerię barw, kształtów, pomysłów. Przy czym noszone w Ascot kapelusze można podzielić na dwa rodzaje – zwykłe, eleganckie, z różnymi dodatkami (kwiaty, pióra, koronki) oraz ekstrawaganckie, używane przez ludzi, którzy chcą zwrócić na siebie uwagę. Te ostatnie przybierają najróżniejsze formy – zwieńczone są na przykład filiżanką, butem, samolotem. Natomiast cechą wspólną kapeluszy noszonych w Ascot jest fakt, że są wykonane z lekkich materiałów oraz drutu.

Pani też ma na koncie ciekawe perełki.

– Jednym z bardziej ekstrawaganckich modeli w mojej kolekcji jest ten w kształcie fal morskich – pierwszy eksperymentalny projekt, jaki zrobiłam. Praca nad nim była specyficzna – szyfon najpierw moczyłam w żelatynie spożywczej, po czym, po wysuszeniu, modelowałam nad parą, żeby uzyskać odpowiedni kształt. Kiedy fale były gotowe, farbami akrylowymi namalowałam spienioną wodę.

Prace Agaty Tanistry
Prace Agaty Tanistry
Nietypowym zamówieniem był również kapelusz do sztuki „The Elephant Man”, kiedy aktor zamiast makijażu zażyczył sobie kapeluszo-maskę, mającą odzwierciedlać zniekształconą twarz. Zrobiłam ją z filcu i akryliku uzyskując efekt starego, zniszczonego kapelusza i szarego płótna. Techniką wypychania i zniekształcania uwypukliłam guzy, a cały projekt wzbudził duże zainteresowanie.

Podobne jak na konkursie w Luton?

– To odrębna sprawa. Odbywający się w tym mieście konkurs kapeluszy filcowych jest bardzo prestiżową imprezą, na której prezentowane są prace napływające praktycznie z całego świata. Wysłałam tam swój projekt jeszcze jako studentka, nie licząc na żadne nagrody, tymczasem mój kapelusz zdobył wyróżnienie, a potem ukazał się w „The Hat Magazine”, jedynym piśmie na świecie poświęconym tej tematyce. Z tym modelem wiążą się nietypowe perypetie. Został zrobiony w stylu wojskowej czapki z daszkiem, w kompilacji różnych epok, a jego cechą charakterystyczną były umieszczone na wierzchu nożyczki.

Nożyczki?

– Pracując nad projektem nie mogłam znaleźć sposobu w jaki sposób ciekawie go wykończyć. Tak mnie to zirytowało, że z nerwów chwyciłam za nożyczki i chciałam go pociąć. I wtedy nagle przyszło olśnienie, nożyczki okazały się świetnym elementem dekoracyjnym. Kapelusz bardzo się spodobał, odbił się echem nawet w Melbourne, gdzie omawiano go na zajęciach w tamtejszym koledżu artystycznym.

Kapelusznikiem trzeba się urodzić?

– Tu nie ma reguły, chociaż na pewno potrzebny jest artystyczny zmysł, fantazja, doza ekstrawagancji. Ja zajęłam się tą profesją dopiero po przyjeździe do Londynu, natomiast zawsze dużo rysowałam i interesowałam się modą. Mając dziesięć lat ręcznie uszyłam sobie bluzkę – notabene trochę w kształcie kapelusza, z wypukłościami po bokach i koronkami. A jako materiału użyłam zasłony okiennej. Nosiłam ją po kryjomu, żeby mama nie widziała i dopiero po kilku latach odważyłam się jej powiedzieć gdzie podziała się zguba.

Równocześnie zbierałam wycinki z gazet ze starymi teatralnymi strojami pasjonując się ich kształtami i materiałami z jakich zostały wykonane. Potem dorysowywałam do nich kwiaty. Pamiętam jak niesamowite wrażenie zrobił na mnie duży kapelusz cioci w którym kiedyś do nas zawitała.

Ale nie poszła pani w tym kierunku.

– Akurat kończył się komunizm, a ja, młoda, ciekawa świata dziewczyna, postanowiłam zobaczyć jak żyje się za granicą. Wyjechałam z kraju i mieszkałam we Włoszech, gdzie początkowo znalazłam zatrudnienie w restauracji. Nie znałam języka, nie miałam wizy i kontaktów, jednak szybko nauczyłam się włoskiego. Potem pracowałam w administracji, a następnie w ekskluzywnym butiku w centrum Rzymu. Dzięki temu na bieżąco śledziłam modowe trendy. Włosi ubierają się różnorodnie i elegancko, tamtejszy styl jest bardzo kolorowy, z dominacją jasnych barw oraz fantazyjnymi kształtami. Dzięki temu łatwo dopasować ubiór praktycznie dla każdego – bez względu na wiek, płeć, wygląd.

W Anglii jest inaczej?

– Zdecydowanie. Po siedmiu latach pobytu w Londynie mogę stwierdzić, że tu funkcjonuje tylko moda artystyczna, natomiast na co dzień, jeśli chodzi o tak zwaną ulicę, nie obowiązują żadne reguły. Każdy ubiera się tak, jak chce i jak mu wygodnie.

Przy czym mówiąc o modzie trzeba podkreślić, że polega ona na odpowiednim dopasowaniu ubioru do konkretnej osoby. I wcale nie są do tego potrzebne duże pieniądze, a ubiór nie musi być z najwyższej półki.

Kapelusznictwem zajęła się pani z marszu?

– To by było niemożliwe – chcieć zrobić kapelusz, a umieć to zrealizować w praktyce to dwie różne rzeczy. Mi pomógł przypadek. Po przyjeździe do Londynu zaczęłam intensywną naukę języka angielskiego. Uczęszczałam na kilka kursów, w różnych miejscach, ale nie byłam zadowolona z ich poziomu. I tak, ciągle szukając, trafiłam do Kensington and Chelsea College. Okazało się, że miejsca były już zajęte, ale w zamian zaproponowano mi kurs… kapeluszy teatralnych. Kiedy zobaczyłam na zdjęciach te cuda od razu pomyślałam – „Jasne, wchodzę w to”. I był to strzał w dziesiątkę. Najpierw moją nauczycielką była słynna Jane Smith, autorka kapeluszy dla topowych teatrów i hollywódzkich produkcji filmowych. Potem kontynuowałam edukację pod okiem innych gwiazd tej branży – Noela Stewarta i Rose Core. Łącznie zaliczyłam kilka kursów, trwających ponad 2,5 roku.

Ile czasu trwa zrobienie kapelusza?

– Decyduje o tym wiele czynników – materiał, finezyjność, przeznaczenie. Ważne jest też czy ma on być nasadzany na głowę czy opierać się na opasce bądź gumce.

Prosty model, z filcu, można wykonać w ciągu kilku godzin, ale są i takie na które trzeba poświęcić nawet miesiąc. Te ostanie, na przykład z przeznaczeniem na Ascot, robi się z lekkich materiałów – jedwab, szyfon, włókna kory drzewa bananowego. Są one bardzo delikatne, a jednocześnie mocno pracochłonne, bo trzeba dopracować każdy szczegół. Zaczyna się od rysunku i wyboru materiału. Taki na przykład sinemay najpierw moczy się w kleju, żeby nabrał sztywności, a potem nakłada na formę, naciąga i suszy. Następnie trzeba wszyć drut, żeby nie stracić kształtu. Elementem finalnym jest wykończenie brzegów i dekoracje.

Skomplikowane zajęcie.

– Ale dające dużo satysfakcji. Mnie podczas pracy w twórczy nastrój wprowadza muzyka klasyczna. Bach, Beethoven, Mozart, Chopin… W mieszance ich utworów jest czar i magia i właśnie te dźwięki były inspiracją do powstania mojego ulubionego kapelusza, który często noszę – z klawiaturą pianina na rondzie…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_