20 sierpnia 2015, 17:35 | Autor: Mariusz Kutka
Byłoby wstydem, gdybyśmy zapomnieli

Mateusz "Biszop" Biskup
Mateusz "Biszop" Biskup
– Denerwuję się, gdy autorytetami dla młodych Polaków są puści celebryci, a zapominamy o prawdziwych bohaterach – mówi Mateusz „Biszop” Biskup, autor serii książek „Śladami zapomnianych bohaterów”oraz popularnego bloga historycznego blogbiszopa.pl, w rozmowie z Mariuszem Kutką.

Ma pan jakiegoś ulubionego „zapomnianego bohatera”?

– Najbardziej interesują mnie powojenne dzieje polskich żołnierzy. Moją ulubioną postacią jest pułkownik Jan Zumbach, były dowódca dywizjonu 303. Po wojnie był przemytnikiem, najemnikiem, właścicielem restauracji i dyskoteki w Paryżu… Prowadził życie równie ciekawe jak podczas wojny. W latach 60-tych tworzył od podstaw lotnictwo Kotangi, zbuntowanej prowincji Konga, gdzie pościągał swoich kumpli pilotów. Podobne, kilka lat później najęły go władze Biafry, zbuntowanej prowincji Nigerii. Był jednym z najbardziej znanych najemników w Afryce. Taki niespokojny duch. Robił to, co potrafił najlepiej: walczył i zabijał.

Lubi pan historie, których uczestnicy wciąż żyją.

– Od czasu do czasu odwiedzam w Dundee pana Kazimierza Smoleńskiego, byłego żołnierza gen. Maczka. Pomimo niemal stu lat, ma niesamowitą pamięć, świetnie się trzyma i jest niesamowitym człowiekiem. Gdy przeprowadzałem z nim wywiad, recytował wierszyki, których nauczył się w szkole podstawowej. Jak próbowałem coś wtrącić, warknął na mnie: „cicho tam, ja wiem lepiej”.

Z kim chciałby pan jeszcze porozmawiać, czyją opowieść wysłuchać?

Kazimierz Smoleński z Dundee ze swoim Virtuti Militari
Kazimierz Smoleński z Dundee ze swoim Virtuti Militari
– Polskich weteranów! Ci ludzie są już po dziewięćdziesiątce, gdy umrą, te historie odejdą z nimi.

Czuć w pana głosie sympatię do ludzi o których pan opowiada. Czy te historie, które znamy z blogbiszopa.pl mają potem ciąg dalszy?

– Przed rokiem znalazłem zapomniany grób mjr. Tadeusza Brudzińskiego, cichociemnego, uczestnika Powstania Warszawskiego. Pan Tadeusz po wojnie wrócił do Szkocji, gdzie mieszkał z siostrą i pracował jako rybak. Zmarł na raka w 1970 roku. Jego grób został praktycznie zapomniany. Razem z moim serdecznym przyjacielem Krzysztofem Alwastem, wpadliśmy na pomysł, aby umieścić znak cichociemnych na jego grobie, na co dostaliśmy zgodę jego siostry. W Aberdeen, gdzie mieszkam już od 10 lat, opiekuję się grobem Wilhelma Śniechowskiego, polskiego pilota z czeskiego dywizjonu 310, który zginął w wypadku lotniczym w 1941 r. Staram się pamiętać o tym grobie, odwiedzam go na Święto Zmarłych, zostawiam laminowaną kartkę z historią pilota.

Groby zapomnianych, często anonimowych bohaterów są rozsiane po całej Wielkiej Brytanii. Sam generał Stanisław Maczek nie został doceniony za życia. To smutne, że nie potrafiliśmy zadbać o żołnierzy, którym tak wiele zawdzięczamy.

Historia pana Kazimierza znalazła się w trzecim tomie „Śladami zapomnianych bohaterów”.
Historia pana Kazimierza znalazła się w trzecim tomie „Śladami zapomnianych bohaterów”.
– Zwłaszcza, że gen. Maczek, to jedyny tak wielki dowódca, który doczekał wolnej Polski. Szkoda, że doceniamy bohaterów dopiero po ich śmierci. Na przykład gen. Sosabowski pracował w fabryce telewizorów, natomiast gen. Bór-Komorowski radził sobie trochę lepiej, dzięki obrotnej żonie, która założyła zakład tapicerski, z czego utrzymywała rodzinę. Jednak większość naszych wielkich rodaków klepała emigracyjną biedę. Tak na marginesie generałowi Sosabowskiemu udało się ściągnąć do Anglii syna, który stracił wzrok w Powstaniu Warszawskim. To znacząca postać polskiej konspiracji, pseudonim „Sasinek”. Po wojnie został – zdaje się – fizjoterapeutą i masażystą. Całkiem nieźle sobie ponoć radził.

Na blogu czytałem o Robercie Gordonie, który dorobił się majątku w Gdańsku i założył Uniwersytet w Aberdeen. Na jakie szkocko-polskie opowieści jeszcze pan trafił?

– Wielu Szkotów jest zaskoczonych, że ich bohater narodowy Bonnie Prince Charlie, był prawnukiem króla Jana III Sobieskiego. W Montrose odnalazłem wśród chaszczy bunkry nad rzeką. Wciąż zachowały się polskie oznaczenia. Bardzo cieszę się, że udało mi się odnaleźć Largo House, gdzie stacjonowali spadochroniarze gen. Sosabowskiego i cichociemni. Dziś to ruina, w której rosną drzewa. Widok był przygnębiający. Szukałem pozostałości po cichociemnych, małpiego gaju, wieży spadochronowej, ale nie udało mi się nic znaleźć. Prawdopodobnie zostały rozebrane po wojnie.

Te ślady przetrwają, czy będą popadać w ruinę jak Largo Hause?

– Na Wyspach jest nas tylu, że byłoby wstydem, gdybyśmy zapomnieli i nie podtrzymali tego dziedzictwa. OK, pamiętamy o niedźwiedziu Wojtku, ale nie zapominajmy też np. o polskich grobach. Pamiętajmy, że po wojnie osiadło w Szkocji ok. 20 tys. żołnierzy.

Skąd u pana ta pasja do historii i lotnictwa?

– Mój wuj był lotnikiem dywizjonu 303. Po pewnym czasie poprosił o przeniesienie do dywizjonu 302, bo był lokalnym patriotą i chciał latać z kumplami z poznańskiego dywizjon. Po wojnie popełnił głupi błąd, wrócił do Polski i następne 10 lat spędził w stalinowskim więzieniu. Dostał wyrok śmierci. Później zamienili mu karę na dożywocie, ale nikt nie raczył go o tym poinformować…

Ale to nie jedyny żołnierski życiorys w pana rodzinie.

Mateusz Biskup za sterami samolotu Hawker Siddeley Nimrod
Mateusz Biskup za sterami samolotu Hawker Siddeley Nimrod
– Ojciec służył na misjach pokojowych w Kuwejcie, Saharze Zachodniej i Syrii. Potem wiele lat pracował w ONZ w Nowym Jorku, skąd koordynował misje na całym świecie. W wieku 40 lat nauczył się perfekcyjnie angielskiego i dzięki temu w latach 90-tych mógł uczestniczyć w misjach. Moja babcia Antonina Zylka-Biskup była w Armii Krajowej, a dziadek Bolesław też walczył, został zesłany do Oświęcimia.

A pana nie ciągnęło do wojska?

– Jak dorastałem funkcjonował obowiązkowy pobór do wojska, a każdy obowiązek rodzi opór. Jeszcze ojciec mnie straszył, że jak się nie dostanę, to pójdę do komandosów, do jego serdecznego przyjaciela generała Mieczysława Bienka. W efekcie zaraza była mi milszym gościem, niż bilet do wojska. Później gdy mieszkałem w Stanach Zjednoczonych zobaczyłem, że armia reklamuje się w telewizji, jak proszek do prania. Gdyby tak było w Polsce, gdy byłem młody, może historia potoczyłaby się inaczej.

Ostatni wpis na blogu, z października ubiegłego roku, był obietnicą czwartego tomu „Śladami zapomnianych bohaterów”.

– Czwarta część jest w planach, jednak z przyczyn niezależnych ode mnie się opóźniła. Niemniej do końca roku prześlę teksty do wydawnictwa i mam nadzieję, że ukaże się wiosną przyszłego roku. Chciałbym go dedykować ojcu zmarłemu w lutym tego roku. Gdy pisałem bloga powstawał jeden artykuł tygodniowo. Trochę mnie to zmęczyło. Musiałem poświęcić się innym sprawom, ale materiału do książki mi nie zabraknie. Co jakiś czas odkrywam kolejne historie, które mnie zaskakują.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Mariusz Kutka

komentarze (0)

_