02 października 2015, 09:06
Pasja do słowników

Pierwszy słownik dostała od mamy w wieku siedmiu lat. Był to słownik łaciński. Potem był „Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” Kopalińskiego i stary podręcznik do nauki cyrylicy. Mała Kasia lubiła się nimi bawić, czytać, przeglądać. Na drzwiach swojego pokoju powiesiła nawet kartkę „Proszę nie wchodzić” w czterech językach.

– Wydawało mi się, że to takie imponujące. Demonstrowałam, jaka jestem mądra i elokwentna – śmieje się Katarzyna Slobodzian-Taylor, obecnie tłumacz języka polskiego, angielskiego i niderlandzkiego.

Zamiłowanie do języków obcych rosło z wiekiem. Dlatego w szkole intensywnie uczyła się angielskiego i francuskiego. Po maturze wybór kierunku studiów nie był trudny: Katarzyna poszła na anglistykę. Na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu do tego wachlarza doszedł język niderlandzki. Następnie dostała stypendium z Unii Języka Niderlandzkiego i wyjechała na kilka tygodni do Holandii. Stamtąd już nie wróciła do Polski, lecz trafiła na Wyspy Brytyjskie.

– Już w trakcie studiów wyjeżdżałam do Wielkiej Brytanii, aby szlifować język. Wtedy zapragnęłam przyjechać tu na dłużej. Najpierw mieszkałam w Liverpoolu, potem krótko w Londynie, aby w końcu trafić do Gloucester – opowiada.

Aby ćwiczyć swoje umiejętności przekładu, w 2014 roku złożyła podanie o staż w dziale tłumaczeń w Parlamencie Europejskim w Luksemburgu – instytucji, w której używa się 24 języków. Pracowała tam przez pół roku.

– Dla mnie jako językowca była to olbrzymia frajda. Luksemburg jest niesamowitym miejscem, gdzie na ulicy, w sklepie, w windzie można usłyszeć mieszankę niemieckiego, francuskiego, włoskiego… Pracowaliśmy w dwóch wieżowcach, które żartobliwie nazywaliśmy „Wieżami Babel”, bo na każdym piętrze mówiono innym językiem – wspomina Katarzyna.

Z Polski do Anglii przez Indonezję

Gdy zaczynała jako tłumacz w 2006 roku, było duże zapotrzebowanie na tłumaczy ze względu na pierwszą falę imigrantów z Polski. Klienci praktycznie sami zwracali się do mnie. Pierwotnie tłumaczyła jako osoba niezależna, freelancer, obecnie prowadzi firmę Mastermind Translations Ltd.

Katarzyna specjalizuje się w tłumaczeniach medycznych i farmaceutycznych.

– Na początku wykonywałam wiele tłumaczeń ustnych. Mieszkałam niedaleko szpitala kobiecego i praktycznie codziennie tam bywałam. Bardzo mi się to spodobało, choć wiązało się to z koniecznością nauki fachowego słownictwa – mówi.

Katarzyna jest pełną członkinią brytyjskiego Instytutu Tłumaczeń Pisemnych i Ustnych (Institute of Translation and Interpreting — ITI), organizacji, która zrzesza trzy tysiące tłumaczy różnych języków z całego świata, oraz Instytutu Lingwistów (Chartered Institute of Linguists — CIoL).

– Aby pogłębić swoją wiedzę specjalistyczną, zapisałam się do działającej w ramach ITI grupy tłumaczy medycznych i farmaceutycznych Medical and Pharmaceutical Network, obecnie liczącej ponad 300 członków. Od prawie trzech lat pełnię w niej funkcję zastępcy koordynatora, która polega między innymi na organizowaniu szkoleń i warsztatów – mówi.

Katarzyna mieszkała też w Australii oraz… Indonezji i, z przyczyn czysto prywatnych, nauczyła się języka indonezyjskiego.

– Mój mąż stamtąd pochodzi – uśmiecha się.

Wspominając swój pobyt tam, zaznacza, że w tym państwie na drugim końcu świata jest stosunkowo dużo Polaków, a grupy polonijne działają bardzo prężnie. Katarzyna należy do Polskiego Klubu Biznesowego w Dżakarcie.

– Są to głównie biznesmeni, którzy są zatrudnieni w dużych korporacjach lub prowadzą własne przedsiębiorstwa. Polonia w Indonezji bardzo różni się od tej brytyjskiej. Być może to wynika z tego, że jest to tak daleko od Polski, więc ludzie wkładają dużo wysiłku w to, żeby pielęgnować polskie tradycje, dbać o język i utrzymywać więzy z ojczyzną. Organizowane są różne spotkania i imprezy kulturowe i integracyjne, nie tylko dla Polaków, ale również innych narodowości – podkreśla.

Pozbądźmy się kompleksów

Katarzyna udziela się także w Wielkiej Brytanii. Jest aktywnym członkiem miejscowej izby handlowej, a w ostatni weekend przebiegła półmaraton w Cheltenham, wspierając stowarzyszenie na rzecz pacjentów z stwardnieniem rozsianym Multiple Sclerosis Society. Za swoją działalność w pokonywaniu barier językowych w Gloucestershire była w zeszłym roku nominowana do tytułu Communicator of the Year w ramach Echo and Citizen Women in Business Awards.

Rodakom stawiającym pierwsze kroki na emigracji radzi, aby wyzbyli się niepotrzebnych kompleksów.

– Warto nawiązywać kontakty i aktywnie włączać się w życie społeczności lokalnej. Można wtedy poznać wielu ciekawych ludzi. Między innymi na tym polega prowadzenie biznesu, że trzeba wyjść do ludzi i poznać ich potrzeby. Dzięki temu stworzymy sobie wiele nowych możliwości. Ponadto trzeba być odważnym i nie myśleć o sobie, że jest się „gościem w tym kraju” – dodaje.

Ze względu na to, że jej mąż nie mówi w zasadzie po polsku, powrót do ojczyzny jest raczej niemożliwy.

– Kocham Polskę i zawsze jest ona w moim sercu, ale myślę, że mojemu mężowi trudno byłoby się zaadoptować. Poza tym oboje jesteśmy ludźmi żądnymi przygód i wyzwań. Na przykład ostatnio rozważaliśmy wyjazd do Singapuru. Między innymi dlatego wyjechałam, chciałam spróbować nowych rzeczy. W Polsce byłoby mi za łatwo –  stwierdza.

Magdalena Grzymkowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_