22 listopada 2015, 13:01
Walczymy o TO pokolenie

Urzędnik państwowy, student, sklepikarz, rzemieślnik, student i jeszcze jedna osoba ucząca się; reszta uchyla się od podania odpowiedzi o wykonywany zawód. Ich oddział liczy 8 osób, chciałem napisać żołnierzy, ale bardziej pasuje – powstańców. To grupa rekonstruktorów naszej najnowszej historii tworzących oddział powstańców styczniowych. Ale jak już raz „wejdzie się” w mundur, to można być również wojownikiem średniowiecznym i występować na przykład jako członek drużyny wojów Bolesława Chrobrego, można na chwilę stać się żołnierzem armii gen. Andersa, a nawet walecznym Wikingiem ze Skandynawii. Wszystkie te role moi rozmówcy już zaliczyli w praktyce. Na co dzień występują jako powstańcy polscy z 1863 r., ale równie dobrze mogą przedzierzgnąć się w zupełnie inną formację bojową. Wszystko zależy od zapotrzebowania, dostępu do mundurów i broni oraz pieniędzy, bo rekonstrukcje historyczne to bardzo kosztowne hobby. Spotkaliśmy się uroczystościach 11 listopada. Byliśmy umówieni od dawna, gdyż rekonstruktorzy chcieli pojawić się na Narodowym Święcie Niepodległości w pełnym rynsztunku, pod bronią i z końmi. Jednak czasy mamy nerwowe i odpowiednie służby nie zezwoliły na zademonstrowanie pełnego uzbrojenia. Koni też nie było w obozie powstańczym, bo zabrakło funduszy na ich sprowadzenie i utrzymanie. Ech… ta polska bieda. Mieszkańcom miasta podziwiającym historyczne rekonstrukcje, musiały więc wystarczyć opowieści powstańców i wyobraźnia. Każdy chciał sfotografować się z efektownie ubranym pasjonatem historii, a kolejka do zdjęcia z szablą w ręku była jeszcze dłuższa. Tak, wszyscy kochamy mundury…

Polonia – Rok 1863, obraz Jana Matejki z 1864
Polonia – Rok 1863, obraz Jana Matejki z 1864
– Panowie, po uroczystościach idziemy na cmentarz – zabrzmiała komenda. A do mnie dowódca zwrócił się z wyjaśnieniem: – Mamy taki zwyczaj, że kilka razy w roku idziemy odwiedzić mogiłę powstańców styczniowych. W czasie walk w 1863 i 1864 r. zginęło kilkanaście tysięcy osób, część z nich została zamordowana przez żołnierzy armii carskiej już po wzięciu do niewoli. Byli rozstrzeliwani, wieszani, zamęczani bez sądu i wyroku. W 1916 r. w czasie I wojny światowej, po wycofaniu armii rosyjskiej, udało się ekshumować część ofiar walk powstańczych. Dzięki inicjatywie jednego z weteranów Powstania Styczniowego, na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie (jedna z najstarszych nekropolii w Polsce) z funduszy społecznych zbudowano wówczas grobowiec – mogiłę powstańców. Złożono w niej prochy 30 osób.

– Od jak dawna odwiedza pan to miejsce? – pytam dowódcę rekonstruktorów. Zdziwiony pytaniem odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie: –Od zawsze, jako dziecko przychodziłem tu z rodzicami. To oni uczyli mnie patriotyzmu właśnie w takich miejscach. Teraz przychodzę tu z kolegami z oddziału. Przed wejściem na cmentarz robimy zbiórkę pieniędzy na kwiaty i znicze. Nie, nie mamy żadnych funduszy na ten cel, po prostu każdy z nas daje swoje własne pieniądze. I nie mamy wątpliwości, że postępujemy słusznie. Tak właśnie trzeba.

– I wie pan co – dodał po chwili zastanowienia. – Mam syna w wieku 17 lat. On teraz interesuje się przede wszystkim grami komputerowymi, a nie historią. Dlatego walczymy o niego i jemu podobnych, walczymy o to pokolenie, aby i ono pamiętało o naszej przeszłości. Syn przychodzi czasem ze mną na mogiłę powstańczą, więc wierzę, że uda się nam zaszczepić w tym pokoleniu komputerowym patriotyzm – dowódca rekonstruktorów mówił to z nadzieją w głosie.

Ja też wierzę, że im się uda, bo sam widok oddziału XIX-wiecznych powstańców maszerujących ulicami rozpędzonego miasta, między samochodami, autobusami i centrami handlowymi robi wielkie wrażenie. Myślę, że to najlepszy sposób, aby zarazić przykładem innych.

Oddział rekonstruktorów oddał hołd powstańcom i po rozkazie „spocznij, rozejść się”, wrócił do cywilnego życia. A wtedy do mogiły podeszło dziecko. Widziałem je już wcześniej, stało z tyłu z młodymi rodzicami i trzymając zapalony znicz w ręku, cierpliwie czekało na swoją kolejkę. Dziewczynka miała najwyżej 5-6 lat i coś nuciła pod nosem, jakąś znaną melodię i kilka słów, rozpoznałem je, to był: „…marsz, marsz Dąbrowski”. Więcej chyba jeszcze nie umiała. Kiedy przy mogile powstańczej zrobiło się spokojnie, rodzice pozwolili maluchowi postawić znicz. Byłem naprawdę wzruszony i zbudowany tym widokiem.

Andrzej Kisiel

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Andrzej Kisiel

komentarze (0)

_