28 stycznia 2016, 10:08 | Autor: Anna Sanders
Złote Czasy Redruth

Kiedy William Murdoch miał 23 lata, poszedł spytać o pracę. Powędrował pieszo ze Szkocji… do Birmingham: całe 480 kilometrów! W biurze firmy Boulton and Watt przyjęto nieznanego młodzieńca. Na właścicielu firmy, Matthew Boultonie, zrobił wrażenie… drewniany kapelusz jaki nosił William. Po krótkiej dyskusji został przyjęty do pracy. Od początku wyróżniał się umiejętnościami, inteligencją i pracowitością. Firma Boulton and Watt nigdy nie pożałowała tej szybkiej decyzji.

Latarka z pęcherza

Po kilku latach pracy przy różnego rodzaju machinach produkowanych dla przemysłu górniczego w Birmingham, William Murdoch został wysłany do miejsca, które było wówczas najważniejsze na mapie wydobywania metali: Redruth, Kornwalia. Miasto przeobrażało się w XVIII wieku błyskawicznie. Z zapyziałej, zapomnianej osady wyrastała wiktoriańska metropolia. W ciągu kilku lat powstały największe i najważniejsze budynki, które do dziś tworzą jakąś dziwną atmosferę „kornwalijskiego Dzikiego Zachodu”. Dziwną, bo najpierw budowano biura firm wydobywczych, a zaraz potem kościoły. Zupełnie inaczej niż w Ameryce, gdzie pierwszeństwo miały bary i burdele. W Redruth w czasie rozkwitu powstały aż trzy wielkie kościoły: Free Methodist Church (wielki budynek w stylu włoskim), Wesleyan Church (1826) i Quaker Meeting House (1833). Ten ostatni nie jest już używany jako dom zebrań i modlitwy. Różnorodność kościołów chrześcijańskich wyznań oddawała zapewne potrzeby przybyszów i ducha epoki królowej Wiktorii. W tym czasie też zbudowano dom giełdowy Mining Exchange (1880) gdzie zachowywano się mniej grzecznie niż w kościołach, ale trzymano dyscyplinę. Za każde przekleństwo (choćby i najłagodniejsze) w budynku giełdy, należało złożyć odpowiedniej wysokości datek na szpital dla górników. Powstały też biblioteka, szkoła sztuk pięknych, szkoła górnicza i kościół anglikański pw. św. Andrzeja. Wszystko to zbudowano w latach 1880-1890. Dodano też piękny park miejski z okazji Złotego Jubileuszu królowej Wiktorii. Miasto kwitło i rozwijało się wspaniale.

W tej gorączce rozbudowy, rozwoju i szybkich pieniędzy rozpoczynał swoją kornwalijską karierę William Murdoch. Szybko przyczynił się do wzrostu profitów firmy, ale prócz pracy przy maszynach górniczych miał też mnóstwo innych zajęć i zainteresowań. Jednym z nich był… gaz. Jego przyjaciel tak wspomina pewien wieczór w towarzystwie Williama: „To była ciemna, zimowa noc i zadawaliśmy sobie pytanie; jak uda nam się dostać do domu po tych drogach pełnych wertepów? Pan Murdoch jednak, jak zawsze był pełen pomysłów. Podszedł do otworu gazowego, napompował pęcherz jakiegoś zwierzaka, który miał ze sobą i włożył go pod ramię jak kobzę. Przez lufkę fajki, którą podłączył wydobywał się gaz: zapalony oświetlił nam bezpiecznie całą drogę do domu!”. To była chyba pierwsza gazowa latarka Williama Murdocha. Wkrótce opatentował użycie gazu do oświetlenia budynków i w Redruth, znajduje się pierwszy na świecie dom (wynalazcy oczywiście) z tego typu światłem (1790).

William Murdoch jest też twórcą gazomierza, poczty pneumatycznej oraz wielu innych wynalazków z dziedziny chemii i inżynierii. Ciekawym wynalazkiem, który przyniósł mu jeden z większych profitów był… rybi klej. Ten produkt sprowadzano z Rosji za bardzo duże pieniądze. Służył on do oczyszczania piwa ze zmętnień drożdżowych i wyrabiano go z pęcherzy jesiotrów. Murdoch opracował znacznie tańszą wersję: z pęcherzy dorszy, za co wdzięczni browarnicy wypłacili mu od ręki ogromną na te czasy sumę: dwóch tysięcy funtów. Co roku w Redruth odbywają się dni Williama Murdocha, a jego dom „Murdoch House” jest małym muzeum oraz… Globalnym Centrum Migracji Kornwalijskiej. Znajduje się przy Cross Street, za St Rumon’s Gardens.

Górnik i psy z kaloszy

Centrum Redruth to okolica stacji kolejowej. Co ciekawe, linię kolejową przeprowadzono nad centrum miasta (1852) i do dziś możemy podziwiać wysoki wiadukt wznoszący się nad domami. Przy stacji znajdziemy szereg biur firm górniczych z XVIII wieku, wspomnianą już Mining Exchange (Alma Place), i mieszczącą się w byłym budynku poczty bibliotekę: Cornish Studies Centre. Zawiera ona największy na świecie zbiór wszystkich drukowanych materiałów w języku kornwalijskim. Ten celtycki język jest mieszanką bretońskiego i walijskiego, i podobno płynnie mówi nim około 2000 osób. Zapewne nie tylko w Kornwalii, bo po upadku przemysłu górniczego (XIX w.) z Redruth wyemigrowały setki rodzin: głównie do Ameryki i Afryki Południowej. Często właśnie na emigracji takie dialekty potrafią przetrwać o wiele lepiej niż w rodzinnym kraju.

Główną ulicę miasta znaleźć łatwo. Wyznacza ją wieża miejskiego zegara, zbudowana w 1828 roku. Na parterze mieściły się niegdyś cele więzienne. Do wieży dobudowano później jeszcze jedno piętro, po to, żeby górnicy mieszkający dalej od centrum mogli wiedzieć która godzina. Przy wieży stoi pomnik „Kornwalijskiego Górnika”, odsłonięty w 2008 roku. Władze Redruth zadecydowały, że trzeba mieć coś, co przypomina o przeszłości i rozwoju miasta. Ów górnik ma na szyi pęk świec i staroświecki kask. Ale te historyczne detale nie przeszkadzają mieszkańcom. Górnik nie bardzo się podoba ze względu na pozę, bo wygląda, jak powiedziała pewna pani z Redruth: „jakby był pijany i miał za chwilę spaść na ulicę”. Faktycznie trudno oprzeć się takiemu wrażeniu. Od pomnika górnika są o wiele ciekawsze „kaloszowe psy”. Nieduże rzeźby z brązu, które znajdziemy przy latarniach i wokół skwerka. Są ciekawe bo owe „psy” – to powycinane, utrwalone w brązie… kalosze. Zapewne kolejny symbol kornwalijskiego górnictwa. Przy Fore Street, znajdziemy też Warrens Bakery, piekarnio-kawiarnię, która reklamuje się jako najstarszy na świecie zakład robiący słynne cornish pasty- czyli pieróg pieczony z nadzieniem z mięsa i ziemniaków. Warto tam zajrzeć i spróbować tego wypieku.

Prócz tego w centrum znajdziemy dwa puby, ale nie są to przybytki turystyczno-gastronomiczne, a raczej skromne bary zasiedlone przez ludność lokalną. Z ciekawych miejsc poza samym miastem warto na pewno zobaczyć Carn Brea: zamek – folly (czyli budowla ozdobna) rodziny Bassetów. Znajduje się on na wzgórzu około 1,6 km od Redruth i sprawia wrażenie jakby wtapiał się w skały. Drugim ciekawym miejscem jest Gwennap Pit. To miejsce było uformowane przez zapadnięcie się starej kopalni. Mieści się tam jakby amfiteatr, gdzie scena jest w centrum zagłębienia, a zielone tarasy, wykorzystane do siedzenia (jest ich 12) otaczają ten środek. Gwennap pit może pomieścić około 1500 osób i do dziś używane jest w religijnych spotkaniach i ceremoniach.

Szczerze mówiąc Redruth to nie miejsce na dłuższy postój, to miasteczko, gdzie brakuje dobrych restauracji, sklepów, bardziej imponujących zabytków. Ma jednak w sobie jakąś sympatyczną dumę i nostalgię. Ponieważ leży na głównej trasie z Londynu do Land’s End (zachodniego krańca Wysp Brytyjskich) trudno Redruth ominąć. A skoro już tam jesteśmy, to czemu nie zajrzeć do tego miasteczka i poznać historię złotych czasów kornwalijskiego górnictwa…

 

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (0)

_