13 lutego 2016, 13:02 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Miłość to nie transakcja w sklepie

W świecie, gdzie za pomocą najnowszych technologii możemy rozmawiać w tym samym czasie z ludźmi z różnych zakątków globu, coraz trudniej jest spotkać kogoś na całe życie. Od kilku lat utrzymuje się wysoki popyt na internetowe serwisy randkowe, gdzie na podstawie skomplikowanych algorytmów i testów osobowości, samotni łączą się w pary. Zawrotną karierę robi Tinder, narzędzie znacznie prostsze, opierające się na się na lokalizacji GPS i zdjęciu użytkownika. Dla pragnących poznać miłość swego życia są jeszcze usługi personal matchmakerów, czyli nowoczesnych swatek. Dlaczego tak się dzieje? Czy nagle w XXI wieku przestaliśmy umieć się zakochiwać, tak spontanicznie? Czy może jesteśmy za bardzo wymagający?

Nie zawsze „happy end”

Agnieszka mieszkała w Londynie przez 6 lat. Wiele przez ten czas poznała wiele ciekawych osób i wszystkie znajomości, jakie zawarła, mniej lub bardziej przelotne czegoś ją nauczyły.

– Zdałam sobie sprawę, choć tak naprawdę nadzieję miałam do końca, że mojej drugiej połówki to ja w Londynie nie spotkam – przyznaje. – Po prostu dlatego, że na Wyspach żyje się inaczej, chyba nieco bardziej powierzchownie, a ja chciałam mieć taką rodzinę, jaką stworzyli mi moi rodzice. Dokładnie wiedziałam, czego chcę od związku i wiedziałam, że Londyn mi takiego nie przysporzy. Niestety widziałam jak to miasto niszczy najszczęśliwsze związki – dodaje.

Poszukiwania przez internet rozpoczęła za namową współlokatorki, która stwierdziła, że pracując 30 godzin na dobę, Agnieszka na pewno nie znajdzie sobie nikogo. – Nie podchodziłam do takiego sposobu z wielką powagą, ani też jakąkolwiek nadzieją. Zwłaszcza po nawale dość niepoważnych wiadomości, jakie otrzymałam już pierwszego dnia. Po dwóch tygodniach napisał Przemek –opowiada.

Był właściwie jedynym mężczyzną, który zwrócił na siebie uwagę Agnieszki. – Był po prostu sobą, nikogo nie udawał. Od początku był ze mną szczery i taki, jakiego sobie wymarzyłam. Czułam się przy nim bezpieczna i wtedy po raz pierwszy poczułam, że jestem w związku kobietą – czyli tak jak powinno być, choć dotychczas w związkach to ja nosiłam spodnie – śmieje się Agnieszka.

W przypadku Izabeli zaczęło się, gdy przyjechała do Londynu, 8 lat temu. Chciała kogoś poznać, chciała, żeby to był Polak. Założyła sobie konto w serwisie randkowym sympatia.pl. – Pierwsze randki to były wyjścia na kawę, herbatę, lunch. Ludzie byli przeważnie sympatyczni, inteligentni na poziomie. Ale nie było chemii – wspomina.

Raz poznała bardzo fajnego chłopaka. Mądry, ciekawa osobowość, miło się mailowało. Ale gdy przyszło do spotkania na żywo, okazało się, że jest znacznie tęższy niż na zdjęciach, które zamieścił w sieci. – I to nie była różnica paru kilogramów, lecz kilkudziesięciu. Był po prostu grubasem! Drugiej randki nigdy nie było, ale, o dziwo, cały czas jesteśmy w kontakcie. Czasem mi pisze, że żałuje, że nam nie wyszło – śmieje się Izabela.

Im dłużej chodziła na ranki, tym bardziej ją to zniechęcało. Każda kolejna randka to kolejne oczekiwania i rozczarowanie. Już straciła nadzieję, że uda się jej w ten sposób spotkać tego jedynego. – Dostałam ostatnią wiadomość. Pomyślałam: „A, dam mu jeszcze jedną szansę i kasuję konto”. I wtedy… poznała swojego przyszłego męża.

Emilia nie miała tyle szczęścia. Poznała chłopaka na Tinderze. Założyła konto dwa tygodnie wcześniej, to była jej pierwsza randka. Spotkali się wieczorem w centrum Londynu.

– Chłopak na początku był bardzo miły. Podobał mi się, było bardzo romantycznie. Nawet się pocałowaliśmy. Jednak gdy przyszło do pożegnania, zaczął mnie namawiać, abym zaprosiła go do siebie na noc. Gdy powiedziałam „nie”, zrobiło się nieprzyjemnie. On nie dawał za wygraną, całą drogę na stację metra szedł za mną. Gdy się okazało, że ostatni pociąg odjechał, śledził mnie do przystanku autobusowego. Tak się przestraszyłam, że postanowiłam nie czekać na autobus i wzięłam taksówkę do domu – relacjonuje z przejęciem. Emilia po tym incydencie skasowała konto w serwisie i zrezygnowała z randkowania w sieci.

Samotność i rosnące wymagania

M. Kubiak - Romantic Duo
M. Kubiak - Romantic Duo

– Nie sądzę, że w XXI wieku przestaliśmy umieć się zakochiwać spontanicznie. Myślę, że w tej kwestii niewiele się zmieniło i nadal jest duża szansa znaleźć drugą połówkę gdzieś w naturalny sposób. – mówi Aleksandra Jędryszek-Geisler psycholog z Polish Psychologist Association.

Jej znadniem popularność serwisów randkowych wynika z pięciu czynników: oszczędności czasu, wygody, możliwości autoprezentacji i samooceny, większych możliwości wyboru oraz po prostu – samotności. – Badanie z 2013 roku, przeprowadzone przez World Dating Company ujawniło, że mimo czynnego użytkowania portalu aż 49,86% badanych wcale nie chodzi na randki. Spora część osób korzysta z tej formy kontaktu z innymi ludźmi, gdyż nie chce czuć się samotna, chce mieć z kim porozmawiać – tłumaczy psycholog.

– Problem samotności wśród Polaków w Wielkiej Brytanii spowodowany jest tym, że wiele osób przejedża tu głównie w celach zarobkowych – twierdzi Marzena Kubiak, personal matchmaker w Romantic Duo, firmie nominowanej w zeszłym roku do nagrody UK Dating Awards.

– Każdy ma swoją historię oraz cel, który chce osiągnąć. Długie godziny pracy, brak czasu, zmęczenie oraz oszczędny tryb życia powodują, że mamy ograniczony kontakt z ludźmi spoza naszego środowiska. Każdy z nas ma swoją rutynę, która zabija spontaniczność i chęć poznania nowych ludzi. Ta rutyna też nas w jakiś sposób ogranicza i powoduje strach przed czymś nowym. Sami pozbawiamy się nowych możliwości. Jesteśmy też coraz bardziej wymagający. Wiele osób ma listę, jaki ma być ich idealny partner, zapominając, że najpierw należy wymagać przede wszystkim od siebie i dopiero od kogoś – twierdzi specjalistka od łączenia ludzi.

Kiedyś sama szukała szczęścia poprzez serwisy randkowe, nie była jednak w pełni zadowolona. Badania rynku uświadomiły ją, że istnieje wiele osób, które miały podobne doświadczenia, co utwierdziło ją w przekonaniu, że jej usługi są potrzebne. – To trudne i zarazem odpowiedzialne zadanie, ponieważ mamy do czynienia z ludzkimi emocjami. Każdy z nas jest inny, ma inne doświadczenia i inaczej reaguje na pewne sytuacje. Bycie swatką to nie transakcje w sklepie. To o wiele dłuższy i bardziej skomplikowany proces. Zawsze informuję swoich klientów podczas pierwszego spotkania, jaka jest moja rola – przedstawienie potencjalnego kandydata, a nie gwarancja miłości – podkreśla Kubiak. Obecnie działa na terenie West Midlands, ale ma ambicje rozwinąć się także w Londynie. Natomiast w marcu w Coventry, od będzie się po jej auspicjami warsztat na temat toksycznych związków.

Partner skrojony na miarę

Wysoce wyselekcjonowany partner to dla potencjalnego klienta także duży stres. – Gdy idziemy na randkę z „partnerem skrojonym na miarę“, wierzymy, że to będzie ten jedyny. Wówczas lęk przed porażką może nas paraliżować do tego stopnia, że nic z tego nie wyjdzie – przekonuje Aleksandra Jędryszek-Geisler. – W spontanicznym spotkaniu mamy szansę na naturalność, która wedug mnie jest warunkiem koniecznym aby coś zaiskrzyło. Właśnie ta naturalność, otwartość na ludzi i bycie sobą, bez wielkiej presji, że muszę znależć kogoś jest niezwykle ważna i daje szansę na sukces – dodaje psycholog.

Tymczasem Agnieszka jest już 4 lata po ślubie, ma dwoje dzieci i nie wyobraża sobie życia bez swojej rodziny. – Zdecydowanie polecam takie serwisy, bo naprawdę można poznać kogoś na całe życie, ale jednak podchodzić do tego z delikatnym dystansem, a nie traktować ich jak ostatniej deski ratunku – mówi.

Niestety w przypadku Izabeli nie było „happy endu”. Z mężem poznanym w sieci jest już po rozwodzie. Wróciła jednak do sprawdzonej metody randkowania w internecie. „Wtedy się udało, liczę na to, że uda się drugi raz”, powtarza. Teraz jest mądrzejsza, wie czego szuka, na co zwracać uwagę. Nie traci czasu. Przeglądając profile, 80% z nich od razu odrzuca. Nie odpowiada nawet na wiadomości.

– Randkowanie po trzydziestce jest zupełnie inne, niż jak się miało dwadzieścia parę lat. Jest większa świadomość tego, czego się chce. Najważniejsze dla mnie jest wykształcenie, pewne zainteresowania oraz to aby chciał się rozwijać, tak jak ja w różnych sferach życia. Za każdym razem szokuje mnie, gdy loguję się na match.com i widzę kilkadziesiąt tysięcy osób zalogowanych dokładnie w tym samym momencie! To jest frustrujące, że tak trudno znaleźć kogoś właściwego – mówi. Chętnie skorzystałaby także z usług personal matchmakera, które uważa za bardzo profesjonalne rozwiązanie dla osób takich jak ona. Ponieważ wciąż marzy o tym, aby ponownie wyjść za mąż, mieć dzieci. O tym, by jeszcze raz pokochać i poczuć się kochaną.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_