24 września 2014, 10:00 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Czy to była kula, czy mu serce pękło…

W ostatnią niedzielę w POSK-u odbył się koncert upamiętniający wybuch Powstania Warszawskiego. W programie znalazł się spektakl poświęcony Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu „A ponad ziemią z kulami latały brylanty”, kalendarium powstania, wiersze i pieśni powstańcze. Wydarzenie zorganizowano przy współpracy z Ambasadą RP.

Krzysztof Kamil Baczyński, znany również pod licznymi pseudonimami (Jan Bugaj, Emil, Jan Krzyski, Piotr Smugosz, Krzysztof Zieliński lub po prostu Krzyś) urodził się w Warszawie w 1921r. i też tam, w swoim rodzinnym mieście zmarł. O tym, kim był, nie trzeba pisać – każdy Polak zna choćby jeden wiersz tego niezwykle zdolnego i wrażliwego poety pokolenia Kolumbów. Jego życie, twórczość i bohaterska śmierć w czasie powstania stała się symbolem martyrologii II wojny światowej, podczas której straciliśmy kwiat polskiej młodzieży, śmietanka intelektualna stolicy, a jednocześnie pełni męstwa żołnierze Armii Krajowej, harcerze Szarych Szeregów – patrioci, bojownicy o wolność, idealiści do końca wierzący w słuszność sprawy, o jaką walczą.

Fot. Magdalena Grzymkowska/ Jagoda Rall w roli Barbary oraz Sławomir Gaudyn jako nauczyciel Krzysztofa.
Fot. Magdalena Grzymkowska/ Jagoda Rall w roli Barbary oraz Sławomir Gaudyn jako nauczyciel Krzysztofa.

Ale zanim w Warszawie rozpętało się pandemonium wojennej zawieruchy, Baczyński był zwykłym chłopakiem, pochodzącym z inteligenckiego domu o piłsudczykowskich tradycjach. Był zafascynowany „Ferdydurke” Gombrowicza i stworzył nawet swoją wersję tego dzieła – „Gimnazjum imienia Boobalka I” – w którym daje upust swojej młodzieńczej energii i satyrycznego spojrzenia na świat. Chodził na wagary, stroił żarty z innymi uczniami gimnazjum im. Stefana Batorego, działał w młodzieżowych organizacjach, w tym w harcerstwie. Chciał iść na studia na Akademię Sztuk Pięknych.

To mogłaby być historia każdego nastolatka. Niestety została brutalnie przerwana w 1939r. i od tej pory nic nie było już takie samo. Baczyński, jak wielu różnych mu wiekiem, musiał szybko dorosnąć – podejmować ciężką fizyczną pracę, aby przetrwać, walczyć, a w końcu zginąć za ojczyznę. Wojna, w całej swej podniosłości i glorii, a także w całej swej brzydocie nonsensu, wywarła na nim olbrzymie wrażenie, czego owocem były cztery tomiki chwytających za serce wierszy.

Półtora miesiąca po głównych obchodach w Polsce, na deskach sceny POSK-u wystawione zostało niezwykłe przedstawienie. Otworzył je Grzegorz Janiszewski, który odczytał kartki z kalendarium powstania. Dzień po dniu przypomniał jego przebieg i najważniejsze wydarzenia. Akompaniował mu na żywo przy fortepianie Mikołaj Babula. Dramatyzmu dodawała minimalistyczna, przejmująca scenografia – rozwieszone na sznurkach płótna z wybranymi datami powstania. Wśród nich wyróżniała się czarna płachta z napisem 4 sierpnia – kiedy zginął Baczyński.

Żona Krzysztofa, Barbara, której rolę spektakularnie odegrała pełna ekspresji Jagoda Rall, wkroczyła na scenę dziarskim krokiem odziana w nieco za duży mundur z biało-czerwoną opaską na ramieniu i walizką w ręku. W niej znalazły się rekwizyty związane z życiem i twórczością poety – jego wiersze spisane na pomiętych kartkach, listy, żołnierska menażka.

Barbara przegląda te bolesne pamiątki po mężu, które wywołują w niej skrajne emocje: to płacze, wykrzykując rozdzierającym głosem swój żal, to histerycznie się śmieje. Chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co się stało. Na swojej drodze napotyka gimnazjalnego profesora Baczyńskiego (Sławomir Gaudyn). To nieoczekiwane spotkanie to początek słodko-gorzkiej sentymentalnej podróży do szczenięcych lat szkolnych, pełnych humoru i beztroski. To chwilowe oderwanie od wojennej rzeczywistości, zostaje równie nagle przerwane odgłosami strzelania wybuchów. Bohaterowie zapalają świece w hołdzie poległym, a w punkcie kulminacyjnym – giną na klęczkach ranieni strzałem w głowę.

Baczyński zginął od kuli na Placu Teatralnym. A może to jego serce pękło, na widok upadającej ojczyzny? Kim byłby dzisiaj, gdyby urodził się 70 lat później?

Fot. Magdalena Grzymkowska/ Antoś Hanc podczas występu
Fot. Magdalena Grzymkowska/ Antoś Hanc podczas występu

Na zakończenie – pełen nadziei pokładanej w najmłodszym pokoleniu występ młodziutkiego Antosia Hanca. Wraz z nim cała sala odśpiewała „Warszawskie Dzieci” oraz „Marsz Mokotowa” (zadbano, aby każdy z obecnych otrzymał tekst tych pieśni).

Spektakl w reżyserii Przemysława Tejkowskiego był niezwykle poruszający. Niejedna z osób ukradkiem ocierała łzę. Szkoda tylko, że organizatorzy przegapili czas, w którym takie uroczystości powinny mieć miejsce – to jest w sierpniu, kiedy zgodnie z tradycją wspominamy powstańców.

Spektakl zmusza także do refleksji, czy nowe pokolenie Polaków byłoby skłonne do takiego poświęcenia. Żyjemy w czasach, gdy nie musimy walczyć o wolność kraju, co jednakowoż nie zwalnia nas z patriotyzmu – w innym, co nie oznacza w łatwiejszym wymiarze.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_