14 stycznia 2014, 13:35 | Autor: admin
Ostatnia defilada generała

– To było wielkie wydarzenie, dla wielu jego uczestników na zawsze zapisało się w pamięci. Generał Władysław Sikorski odwiedził nas w palestyńskiej Qastinie, kilka dni później już nie żył – mówi Jerzy Kozłowski, prezes Związku Junackiej Szkoły Kadetów, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Dla jednych bohater, dla innych człowiek, którego historia wyniosła ponad stan. Jego polityczna droga i śmierć w katastrofie w Gibraltarze do dziś budzą emocje.

Jerzy Kozłowski, prezes Związku Junackiej Szkoły Kadetów
Jerzy Kozłowski, prezes Związku Junackiej Szkoły Kadetów

Dla nas, kadetów, generał Sikorski był wielkim człowiekiem – przywódcą, żołnierzem, politykiem. Traktowaliśmy go niemal jak ojca. Szacunek i wdzięczność za to, co robi, najdobitniej uwidoczniły się podczas jego pobytu w Qastinie, gdzie znajdowało się dowództwo Szkół Junackich i Kadetów. Pomimo napiętego grafiku generał przybył tam, żeby spotkać ze swoimi najmłodszymi żołnierzami.

W czerwcu 1943 roku.

Dokładnie 28 czerwca. Był upalny poranek, od bramy triumfalnej z napisem „Witaj Wodzu” rozciągały się tysiące ludzi – wychowawcy, ochotniczki, członkowie polskiej YMCA. Oczywiście, byli też kadeci, do których sam należałem. Podczas pobytu w Egipcie generał Sikorski zapewnił, że odwiedzi nas w Palestynie. I dotrzymał słowa.

Nie przyjechał sam.

Towarzyszyło mu grono współpracowników. Byli m.in. jego córka Zofia Leśniowska, ambasador Tadeusz Romer, biskup polowy Józef Gawlina, a także grupa wysokich rangą oficerów. Kiedy na horyzoncie pojawił się samochód, zgromadzonych przeszył dreszcz emocji. Generał wysiadł z auta i przeszedł przed frontem oddziałów, a następnie, kiedy rozpoczęliśmy przygotowywania do defilady, poszedł zobaczyć miejsca, w których mieszkaliśmy. Oglądał warsztaty, klasy szkolne, zaglądał do zeszytów i szafek.

Głównym wydarzeniem miała być defilada.

Czekaliśmy na nią od dawna, dumnie prężąc pierś czuliśmy się jak prawdziwi żołnierze. Na początku szły kompanie Szkoły Kadetów, za nami młodsze ochotniczki, potem kompanie Szkoły Powszechnej i Szkół Mechanicznych. Sikorski stał na trybunie honorowej, która z czasem utonęła w wiązankach kwiatów, salutował maszerującym.

Znamienny jest zapis, jaki umieścił w swoich wspomnieniach Zdzisław Jagodziński. „Prym wiodą przede wszystkim kadeci. Nic dziwnego, mają już wprawę i zaprawę – przed kilkunastoma dniami na paradzie Narodów Zjednoczonych w Kairze i Jerozolimie reprezentowali wojsko polskie tak wspaniale, że spotkały ich największe brawa i nie milknące owacje ze strony różnojęzycznych tłumów oraz gratulacje gen. Wilsona, wysokiego komisarza Palestyny. Więc to nie pierwszyzna. Tylko, że teraz defilują przed swoim wodzem”.

Duże przeżycie…

Niesamowite, nastrój udzielił się wszystkim zgromadzonym. Generał też był wyraźnie zadowolony, po zakończeniu defilady rozmawiał z nami, interesował się naszą obecną sytuacją i wcześniejszym pobytem w Rosji. Utworzyliśmy wielki czworobok, a komendant szkół, podpułkownik Bobrowski, zwrócił się do Naczelnego Wodza mówiąc m.in.: „Ta młodzież darzy Cię, Panie Generale, prawdziwą miłością i przywiązaniem, żywiąc głęboką wdzięczność za możliwość nauki i za wszystko co dokonane zostało dzięki Twoim zabiegom. Ta młodzież widzi w Tobie, Panie Generale, symbol Polski walczącej, widzi człowieka, który podjął chwiejący się już sztandar Rzeczypospolitej i mocno trzyma go w swoich dłoniach…”.

Nic dodać, nic ująć, właśnie w ten sposób postrzegaliśmy Sikorskiego. Później były wystąpienia – młodszej ochotniczki Ireny Borowik i kadeta Andrzeja Falkiewicza. Naczelny Wódz otrzymał od junaków piękny album z fotografiami, a od młodszych ochotniczek ozdobną teczkę z pamiętnikami, sprawozdaniami i rysunkami. Powszechniacy sprezentowali mu rysunki, a mechanicy swoje prace warsztatowe. Ciekawe były dary od junaków szkół mechanicznych – generał dostał od nich mapę Wielkiej Polski, wyrytą na kowadełku, z napisem „Wodzu Naczelny, wykuwaj szczęśliwie granice Polski”, pudło z narzędziami i słowami „Wodzu, pracą odwdzięczymy się za nasze wyzwolenie”, a także otwierane bagnetem metalowe pudełko z kluczem do Polski.

Symboliczne pamiątki…

Sikorski był bardzo wzruszony – przyjmował dary, ściskał dłonie. Na koniec zwrócił się do zgromadzonych mówiąc o obecnej sytuacji kraju, podejmowanych przez rząd działaniach na niwie polityczno-militarnej oraz wyzwaniach czekających nas w drodze do wolnej Polski. Swoje przemówienie zakończył okrzykiem na cześć Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i Pana Prezydenta.

Przed wyjazdem spotkał się jeszcze z przedstawicielami polskiej Imki, zjadł obiad w kasynie, a zwieńczeniem wizyty było przedstawienie „Halki” w sali kinowej. Po opadnięciu kurtyny Sikorski wszedł na scenę i zwracając się do solistów zadeklarował, że zaprosi ich do odtańczenia mazurka w Warszawie, a on sam, chociaż przez wiele lat nie tańczył, go poprowadzi.

Później były pożegnania, po czym, prosto z kina, w otoczeniu szpaleru kadetów, Naczelny Wódz udał się do swojego samochodu czekającego przy kapliczce. Część osób, głównie dziewcząt, chciało go zatrzymać, żeby jeszcze chociaż przez chwilę został z nami. To były spontaniczne, pełne entuzjazmu reakcje. Wtedy nie wiedzieliśmy, że żegnamy się z nim na zawsze.

Sześć dni później generał zginął w katastrofie gibraltarskiej…

Ta wiadomość była dla nas ogromnym ciosem. Rodziło się pytanie: „Co dalej?”. Z nami, z Polską… Czy ta śmierć była nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, czy zamachem, trudno dziś wyrokować, chociaż wiele wskazuje na tą drugą możliwość. Jak potoczyłyby się dalsze losy Polski, gdyby generał żył? Tego już się nie dowiemy. W każdym razie dla kadetów był szczególnie bliski. Nie tylko troszczył się o nas, interesował się naszymi problemami, programami szkolnymi, wychowaniem. W księdze pamiątkowej opuszczając Qastinę napisał znamienne słowa: „Wyrażam najpełniejsze uznanie dla grona profesorów i wychowawców junaków i junaczek – największego skarbu narodowego”. Natomiast w kronice Szkoły Kadetów można znaleźć taki jego wpis: „Kadetom polskim w Palestynie i tym, którzy będą budować Wielką Polskę – z wyrazami uznania”.

I budowaliście…

Przez 70 lat byliśmy ostatnim ogniwem tradycji rycersko- kadeckich. Jednak czas jest nieubłagany, dlatego w ubiegłym roku przekazaliśmy naszą spuściznę Liceum Akademickiemu Korpusów Kadetów w Łysej Górze, jedynej tego typu szkole w Polsce. Podpisaliśmy też umowę ze Stowarzyszeniem Absolwentów Liceów Wojskowych, mającą na celu promocję i kultywowanie tradycji, a przede wszystkim reaktywację przez władze Rzeczypospolitej Polskiej Korpusu Kadetów, podległego Ministerstwu Obrony Narodowej. „Zobowiązuję się, że uczynię wszystko, żeby pamięć o Kadetach pozostała w świadomości Polski i Polaków na zawsze” – napisał major Grzegorz Leśniewski, prezes zarządu stowarzyszenia SALW-a.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_