20 stycznia 2014, 15:59 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Między nami dobrze nie jest

„Między nami dobrze jest” to ostatnia sztuka napisana przez Dorotę Masłowską, młodą, polską autorkę, bardzo dobrze znaną w kraju i również nieco na emigracji, wśród Polaków, którzy specjalnie interesują się kulturą. Masłowska ma na swoim koncie najgłośniejszą polską nagrodę literacką, Nike 2006 za powieść „Paw królowej”. Napisana w formie rymowanki, której leitmotyw, publikowany ledwie dwa lata po wejściu Polski w struktury zjednoczonej Europy, musiał brzmieć obrazoburczo: „Ta piosenka powstała za pieniądze Unii Europejskiej, jej celem jest zwiększenie ilości głupców w społeczeństwie”.

A jednak była czołową autorką młodej polskiej lewicy. Establishment dziennikarsko-salonowy, wspomnianą nagrodą wyniósł ją do pozycji literackiej gwiazdy. Lansowana szczodrze przez „Krytykę Polityczną”, po latach bezlitośnie wyśmiała jej środowisko w kilku głośnych wywiadach.

„W pewnym momencie poczułam się zbyt uwikłana w sprawę Polską. Próbowano mnie nawet wciągnąć na sztandar prawicy, ale szczerze, wolałabym być wciągnięta na sztandar prawicy, niż ciągle powiewać na sflaczałym i pozbawionym przekonań sztandarze lewicy” powiedziała niespodziewanie w 2012 roku, w telewizji TVN24.

Sztuka Doroty Masłowskiej pt. „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” (2006) została przetłumaczona na język angielski i wystawiona kilka lat temu, bez większego powodzenia, w Soho Theatre (2008). Język, którym operuje jest niebywale trudny do przetłumaczenia, zdecydowanie osadzony w kontekstach polskiej kultury codzienności, utkany z kodu miejscowego, pełnego aluzji i odniesień, zrozumiałych dla wtajemniczonych, dla tubylców – Polaków. A przy tym, mowa jej jest dziwna, zawikłana, barwna i słowotwórcza, rodzi obrazy groteskowe, szalone i prześmiewcze, może tylko zbytnio jednowymiarowe, a przez to jednak niepełne. Jej pisarstwo drażni i łechce wyobraźnię, i wyzwala również instynkt dyskutanta, zaprasza nas na agorę i prowokuje, z powodzeniem, do zabrania głosu i do śmiechu, choć może zdrowo poddenerwować, jeśli się ją weźmie dosłownie. Dajmy się tej młodej (ur. 1983 r.) pisarce, jej widzeniu Polski i współżycia pokoleń, pobudzić do rozmowy, wymiany zdań. Zaprasza nas Scena Poetycka POSK-u, w Próbie czytanej, ostatniej sztuki Doroty Masłowskiej, pt. „Między nami dobrze jest”.

Rzecz powstała na zamówienie Teatru Rozmaitości w Warszawie oraz berlińskiego Schaubuehne am Lehniner Platz, które ze sobą współpracują. W 2009 roku za ten tekst otrzymała kolejną nominację do Nagrody Literackiej Nike.

„To sztuka o słowach, o konfrontacji różnych języków, wszystkich tak samo bezradnych w opisywaniu świata. Widać to już w pierwszej scenie, dziejącej się w biednym mieszkaniu, w którym żyją przedstawicielki trzech pokoleń: babcia – pamiętająca wojnę osowiała staruszka na wózku inwalidzkim, Halina – zafascynowana telewizją i zbieraną ze śmietnika prasą kolorową oraz Mała Metalowa Dziewczynka – nieco dziecinna kontestatorka, ucząca się z Internetu nowych, coraz bardziej niepokojących słów. Pojawia się jeszcze Bożena, przyjaciółka Haliny, konsekwentnie przedstawiająca się jako gruba świnia, rozmawiająca z nią o kolorowych pismach ‚kupowanych’ za darmo na śmietniku” (za: Paweł Kozioł, culture.pl).

– Ona jest świetną satyryczką, z bardzo żółciowym spojrzeniem na Polaków, którzy jakoś nie mogą się na siebie zgodzić, tylko chcą być wyłącznie Europejczykami – mówi Helena Kaut-Howson.

Jaka dokładnie będzie formuła Próby czytanej sztuki „Między nami dobrze jest”, tego nie wiemy, okaże się 26 stycznia. W projekcie realizowanym przez Helenę Kaut-Howson i Margot Przymierską, twórczynię inicjatywy PAiL Londyn (Polish Artists in London), prężną animatorkę kultury teatru, zobaczymy aktorów znanych oczywiście z poprzednich spektakli Sceny Poetyckiej: Renatę Chmielewską, Joannę Kańską, Konrada Łatachę, Wojtka Piekarskiego i Magdę Włodarczyk, oraz zupełnie nowe twarze: Tatianę Judycką i Justynę Wnęk. Nie będzie kostiumów, ani scenografii, ale będzie słowo niezwykłe i zaskakujące, będzie prowokacja i kontrowersja, może być nerwowo i obraźliwie, oraz może się okazać, że padną brzydkie wyrazy. Masłowska kreśli mocno przerysowany i bolesny obraz całkowitej pustki duchowej. Zły dom, zła rodzina i złe związki międzypokoleniowe. Pamiętajmy, że to groteska, przepojona duchem nieustannej ironii. Obrzydliwe i szokujące obrazki, którymi nas faszeruje, wymagają uważnego słuchacza, bowiem w brawurze monologu, który czasem tak straszny, że oczywiście śmieszny, łatwo zagubić to, o czym mowa, a byłoby szkoda. W tekście Masłowskiej warto się przeglądnąć, skonfrontować swoje świętości, oburzyć się, albo zgodzić, będzie to jednak spotkanie wiele wnoszące, ciekawe, intrygujące. Masłowska jak red bull, ożywia umysł. Czy dodaje skrzydeł? Raczej nie, ona nie z tych.

„Zderzyłam pokolenia: języki, sposoby myślenia, funkcjonowania, inne codzienności, żeby wydobyć ten zgrzyt, ten brak czegoś takiego jak ‘statystyczny Polak’, brak platformy, na której to by się wszystko spotykało i moglibyśmy powiedzieć ‘my’. Wszystko to jest w tej sztuce dość makabryczne, przerysowane, ale wydaje mi się, że tutaj po raz pierwszy mówię coś potencjalnie dobrego. Oczywiście nie formułuję wprost żadnego pozytywnego przesłania, ale to pierwsza rzecz, którą napisałam nie pod hasłem: w jakim okropnym kraju żyjemy, a jak tu szaro! Odwrotnie, jest tu moja afirmacja bycia Polką i polskości, totalnie dzisiaj wyszydzonej, zmieszanej z błotem i traktowanej jako skaza, jako policzek wymierzony przez los, przynajmniej w moim pokoleniu” mówiła w wywiadzie dla krajowego „Dziennika”.

– Jest to próba postawienia pytania, jak my, emigranci widzimy z dystansu polskie społeczeństwo? W kraju krąży przecież stereotyp emigranta, ale i ja, jako emigrantka również zaczęłam kreować swój własny stereotyp Polski – mówi Margot Przymierska. – Warto prowokować do dyskusji, pobudzać do wypowiedzi, tworzyć okazję do wymiany poglądów – dodaje.

Projekt „Teatru przy stoliku”, który swoją pierwszą odsłonę będzie miał w Jazz Cafe, tym się charakteryzuje, że teatr nie skończy się na prezentacji sztuki, lecz ma przeobrazić się w dyskusję o tym, cośmy przed chwilą usłyszeli.

– Jak ludzie skonfrontowani z takim pisaniem odniosą się do tej wizji rzeczywistości, jak się do niej ustosunkują? Z perspektywy PAiL London interesuje nas to, co mają do powiedzenia młodzi i jak ich komunikat odbierają różne pokolenia emigracyjne. Trzeba wyciągać na forum tematy, które są trudne. Jest to zaproszenie do dyskusji sprowokowanej wydarzeniem artystycznym, a poprzez sztukę przecież się uczymy, taka intelektualna gimnastyka jest nam potrzebna – tłumaczy Przymierska. Wraz z Heleną Kaut-Howson chcą wetknąć kij w mrowisko środowiska, odpowiedzieć na pytanie, czy teatr emigracyjny jest w stanie mówić o naszych rozterkach, być czymś więcej, niż tylko składanką scenariuszy, opartych na nie za ciężkiej poezji i ładnej piosence.

W dramacie „Między nami dobrze jest” Dorota Masłowska nie jest heroldem zawołań o pomstę do nieba w związku z przykrością bycia Polakiem. A już na pewno trudno odnaleźć w jej tekście uzasadnienia dla jednej z wypowiedzi krajowych, recenzenckich celebrytek z Gazety Wyborczej, Justyny Sobolewskiej (córki recenzenta Tadeusza), która stwierdziła, iż sztuka ta jest „makabryczną komedią o Polakach, którzy nie wiedzą, kim są, a może ich w ogóle nie ma”. Ależ oni wiedzą i są, tylko że ich to nic a nic nie obchodzi, bo żyją nędznie i brzydko na puszkach z Tesco i lekturze szmatławca „Nie dla Ciebie”. A żyją tak, bo im nikt nigdy o ideach i wiarach nie gadał. I nigdy nie pokazał, co to znaczyło, bycie Polakami. Bohaterowie Masłowskiej to sól naszej ziemi, to ludzie z małych miasteczek i gmin; z autobusów PKS-u na trasie Grójec-Warszawa i z autobusu nr 266 na trasie Brent Cross-Hammersmith. To Polska, którą wcześniej, lata przed Masłowską, opisał Kazik Staszewski w tekście pod tym samym tytułem, co nazwa jego ojczyzny.

Błędem jest sprowadzić obraz stworzony przez Masłowską do poziomu hasła „byt kształtuje świadomość”, bo byt bywa dostatni, a świadomość skarlała, o czym również przekonujemy się, obcując z jej bohaterami, wśród których i Aktor, i Prezenterka, i Autor scenariusza do nagradzanego i uznanego filmu o nędzy. Bo tylko poprzez obraz polskiej nędzy i polskiej ohydy, twórca polski może dostąpić zaszczytu nazwania go twórcą europejskim.

W związku z promocją swojej ostatniej książki, w 2012 roku Dorota Masłowska przyjechała do Warszawy z Nowego Jorku, gdzie od jakiegoś czasu mieszka. W „Rzeczpospolitej”, na pytanie o powód osamotnienia człowieka, odpowiedziała:

„Myślę, że to wynika z braku Boga. Świat bez Boga stracił czubek, środek: zdeformował się. A ludzie zatracili poczucie proporcji, poczucie tego, co jest ważne. Dlatego odsuwają od siebie ból, chorobę, śmierć. Nawet jeśli przydarza im się coś poważnego, to przeżywają to w sposób ekstremalnie płytki, formalny albo biorą środki znieczulające, uspokajające”.

W „Newsweeku” mówiła o tym, że walka gejów o prawa do małżeństwa to komunał; w „Rzeczpospolitej” o zbydlęceniu społeczeństwa; a w „Tygodniku Powszechnym” o patriotyzmie: „Polskę tworzy się za każdym razem, kiedy wychodzi się z domu” i o tym, że „rozwałka naszego społeczeństwa spowodowana jest między innymi likwidacją wynalazku ‚wielopokoleniowa rodzina'”.

Być może Masłowska po prostu nie chce być już instrumentem przepoczwarzania umysłu Polaków i rugowania z ich duszy bogoojczyźnianych sentymentów. Może doszła do wniosku, że Polak pozostanie sobą tylko wówczas, gdy przestanie się wstydzić bagażu wojen, ran niezabliźnionych, Boga i jego Matki Madonny. Bo jeśli nie przestanie i wstydem swym się naje to wówczas dopiero stanie się hermafrodytą, który rzeczywiście nie wie, kim jest, a może go w ogóle nie ma.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_